Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kroniki podwórkowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kroniki podwórkowe. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 grudnia 2010

Straż Miejska — Straż Wiejska



środa, 8 grudnia 2010

Cudzysłów


Ostatnia emanacja twórczości podwórkowych Gustlików.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Rozmowy z catem. Spotkanie drugie.


Wczoraj rano, spotkałem spodkościelnego łowcę. W dodatku na własnym podwórku. Poznałem go po białej łatce na przedzie i morderczym spojrzeniu.

Tym razem, w menu był Gawronkiewicz (Scurvus frugilegowany).


Jak na zwierzę natury kanapowej, to wdrapał się nawet całkiem wysoko.
Zaś posiłek, który przez cały czas cierpliwie i z dużą dozą wyrozumiałości kibicował tej jego wspinaczce, w pewnym momencie powiedział wreszcie "Kra" (czyli: "cześć, niestety muszę już lecieć") i zniknął.


Kot, oczywiście całą winę za nieudane polowanie zwalił na mnie.
Dobrze pamiętał o tej myszy kościelnej sprzed kilku dni (że sam ją zjadłem).
Próbowalem go udobruchać, wytłumaczyć, że i tak była niesmaczna, że była
z pisu, że kupię mu kitekata itede.. ale on tylko pogardliwie prychnął
i czmychnął. Zostałem na podwórku z aparatem, jak Himilsbach z angielskim.
Nawet nie zdążyłem spytać kota jak go wołają.

Z tego spotkania wynika jednak jeden niepodważalny wniosek: na Woli pojawił się nowy rozgrywający! Czyli to nie Jurek Banach, nie Olek
z Goleszowskiej, ani nawet "Czarna pantera" z Kolejowej rządzą teraz na dzielniku. Rządzi na nim Kot Czarny z Białą Łatką.

Zaś potem, trochę smutny, poszedłem topić zdjęcia w podwórkowej knajpce.


wtorek, 26 października 2010

Gniazda zostają


Na zakończenie dzisiejszej ptasiej trylogii: gniazdo sroki.

Pojawiło się przed oknami redakcji na wiosnę, wraz z właścicielką. Ucieszyliśmy sie bardzo, bo bardzo lubimy sroki. Mieszkała tam ze dwa miesiace z hakiem. Chyba się nie okociła, bo nie było najmniejszej oznaki, że sroki jest tam więcej. Poza tem, obserwację utrudniały liście. Któregoś dnia wyleciała i słuch o niej zaginął..
Niewątpliwie ucieszyły się z tego faktu gołębie, które chyba podpisały ze sroka jakiś pakt o nieagresji i przez cały ten czas skrzętnie omijały nasz parapet.  Niesamowite są ptasie obyczaje..

Niestety, nie udało się jej uwiecznić, bo była megapłochliwa i przy najmniejszym ruchu uciekała. Ale jeśli ktoś jest ciekawy (lub nie wie jak wyglada sroka), to mogę ja zeszkicować w ołówku.

Wyczerpując zaś temat ostatnich ptasich obserwacji, to dzisiaj w nocy widziałem przelatujące za oknem wielkie stado nietoperzy (ze 30, 40 egzemplarzy, może tysiąc.. - w przeciągu dwóch sekund nie zdążyłem ich policzyć). To był niesamowity widok: bezlistne drzewo na pierwszym planie (te z gniazdem) a w tle księżyc i przelatująca flota nietoperzy.

Z kolei, 2 tyg. temu, pod Nasielskiem, widziałem orła.

(Oba te wydarzenia, także mogę zeszkicować lub wyrzeźbić w glinie).

Papugi przychodzą


W piątek, gdy tak fajnie wiało, przywiało przed redakcyjne okno dwie papużki.

I od razu, zagadka! — Do jakiego konkretnie gatunku należą owe ptaki? (podpowiem, że w pytaniu gnieździ się nieprawda).

Nagrodą dla zwyciezcy będzie zwycięstwo, plus możliwość wysłania płatnego smsa do jakiejś fundacji wspomagajacej cegły lub gołębie.

Gołębie odchodzą

Cytata:  ... a pewny jestem tego tak, jak
że dożyję do własnej śmierci.  
Półciężki pięściarz i gangster Dawid K. "Cygan" przed walką

Wstęp: Nie ma co owijać prawdy, że gołębie — tak jak i niektórzy ludzie — czasami umierają. Umieranie wpisane jest w system nieustannej podróży od punktu A do punktu B i — według stanu obecnej wiedzy — żadnemu żyjątku nie udało tego przeskoczyć *. Umieramy w momencie narodzin, rodzimy umierając.
Patrząc na to z szerszej perspektywy to oba te punkty nie istnieją - istnieje tylko istnienie.
I wszyscy jesteśmy wszystkim. Także gołębiami.


Meritum: (Wracając na Wolę)
Kilka dni temu, ponownie spotkałem bidnego, odrealnionego gołębia, który zastygł w bezruchu wciśnięty w ścianę tuż przy dziurze piwnicznej. Ocknał się tylko na chwilę, gdy dostał trochę ziaren. Zaraz potem, wszedł do dziury i wpadł w czeluść.
Sadziłem, że to koniec, ale po kilku chwilach udało mu się jakoś wygramolić. Przycupnął na brzegu otworu, zamknął ślepka i ponownie zapadł w śpiączkę.
Po godzinie, jak wrócilem do domu, ciągle tam był. Dostał ziarna i wodę. Wypił trochę, skubnał parę ziaren i znieruchomiał.
Wracałem tam jeszcze kilka razy. Woda była, pszenica była, gołębia już nie.

Wniosek: Gołębie na Płockiej chodzą w dziurę piwniczna, aby odlecieć na wieczny parapet. 
Wyjaśniła się zagadka sprzed dwóch miesięcy.


Z okazji nadchodzących świąt,
w imieniu redakcji — kolejny numer wkrótce — Lokalnego Obserwatora, 
wszystkim gołębiom składamy nieustannych, 
wesołych stu lat! 

________________________
* nie licząc bogów i wampirów

czwartek, 14 października 2010

Salon jesienny


W zeszły piątek, na znanym i rozchwytywanym śmietniku przy ul. Płockiej odbyła się jesienna edycja "Trashartu", cyklicznej imprezy prezentującej nowe trądy w sztuce oraz lokalnych artystów.

Sztuka trwała dzielnie przez cały dzień, dopiero pod wieczór rozeszła się między ludzi.

Oto kilka migawek z wydarznia, chwyconych pod wpływem silnej dawki ultrafioletu.
Uala!



piątek, 3 września 2010

Krzesło 2

Czerwone ni to, ni owo na krótkich nóżkach zmodyfikowało nieco swoją lokalizację (pod drzewem już tak nie moknie) i wciąż czeka na nowego pana.
Pojawił się także przedmiot towarzyszący: stolik w politurze.
Całość, w funkcjonalnym stylu późnego Gomułki, zadowoli nawet najbardziej wysublimowanego estetę.


Nie czekaj! Już dziś podaruj meblom słońce!



poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Gołąb piwniczny

Ciekawe co było przyczyną tego niestandartowego targnięcia?
Może miał karę? Może przygruchał sobie jakąś kotkę? Bo przesiedział tak kilka godzin.. (mając głęboko poniżej lotek sterujących, że może go coś za nie ucapić).




piątek, 27 sierpnia 2010

Krzesło


Na popularnym, często odwiedzanym śmietniku przy Płocka 23/29 stoi obecnie czerwone ni to, ni owo, choć raczej krzesło. Produkt jest ładny, dziwny i stylowy, i na krótkich nóżkach. Obecnie się namacza deszczem.
Może ktoś ma ochotę go przygarnąć? (zanim się zupełnie nie rozpuści)

Cena takiego krzesła na rynku antykwarycznym osiągnąć może ogromną niebotykę, np. 3000€ !!!


wtorek, 13 lipca 2010

Woman in the red dress

Czasami widywana jest w okolicach legendarnego śmietnika na ulicy Płockiej.



poniedziałek, 5 lipca 2010

Janek Wiśniewski spadł

Smutna nowina. Spadł faworyt na stanowisko przywódcy gołębiej gromady
z Płockiej.
Chodzą słuchy, że jakiś "kolega" podstawił mu nogę i Wiśniewski zwalił się
z łoskotem z parapetu.
Nie ma wątpliwości, że firerem zostanie teraz bez przeszkód
inż. Podzielak (drugie zdjęcie).




sobota, 15 maja 2010

Podwórkowe niusy

... czyli tzw. bieżączka.

Po pierwsze sprawy ptasie: odszedł kapitan Zawada. Smutne, ale prawdziwe. Wiele razy zwracałem mu uwagę, żeby uważał.. Niestety, wiedział lepiej..
Był przewodnikiem skrzydlatego towarzystwa na Płockiej, sprawnym organizatorem okruszków, wielkim przyjacielem ludzi, był ptakiem o gołębim sercu..
Wysokich lotów kapitanie!


Ciekawe kto teraz zajmie jego miejsce? Gołębie już zwołują sejmiki, debatują.. Szykują się na wybory.
Na zamieszczonym poniżej zdjęciu (zrobionym dzień przed nieszczęściem) można zobaczyć niemalże wszystkich liczących się kandydatów startujących 
o palmę.

I tak, począwszy od lewej, stoją: Bolek junior, Gałecka, Witek, Buncol, inżynier Podzielak, Wysota z partnerką, Janek Wiśniewski, Gawronkiewicz, Liściasty, Skowrońska, Wujek, pani Celina, Student, Kuternożny, Buła, Kędzierzyn, drugi Witek, Bolesław senior, Kipiel i - na krawędzi parapetu - stoi nieodżałowany kapitan Zawada...



Ciekawe jak to się wszystko rozegra? 
Idzie lato. Z pewnością będzie gorąco..


*****

Drugi nius, także niezbyt wesoły: Lodóweczka odeszła. Została po niej tylko mokra plama.

Przedwczoraj jeszcze była. Można było odnieść wrażenie, że jest zadowolona, wypoczęta i zrelaksowana. Konwersowała z deską, żartowała
z kartonowymi pudełkami. Po południu kłapnęła drzwiczkami, zajęła się swoimi sprawami.
W nocy przyszło ochłodzenie. Rano już jej nie było... Powtórzył się ten sam scenariusz co poprzednio.




No cóż. Szkoda, że tak krótko. Myślałem, że trochę się poprzemieszcza, pochodzi, nasieje zamętu przy śmietniku...
Znów ją poniosło. 
Ale taka jej natura.

Wróci.

*****

I trzecia wiadomość - tym razem dobra i radosna - jestem w ciąży!!!
Jeszcze nie wiem, czy to z Aniołkiem? czy od sterydów, które musiałem brać...?
W każdym razie, mam już mdłości, złości i chimery. I puchnę.

Na dowód przynadziei wyświetlę obecnie własny półakt.
Uwaga! Będzie pięknie i nastrojowo!



Stej tjuned!


wtorek, 11 maja 2010

Lodóweczka wróciła!

... w sobotę!
Duża radość, ale i znaków zapytania ogrom. Gdzie była? Co robiła? Czy działa się jej krzywda, czy niekrzywda? Czy zostanie w rejonie śmietnika na dłużej, czy znów ją gdzieś agregaty chłodzące poniosą...? Tyle pytań, tyle pytań... Soł meny..


Do niedzieli była spokojna i powściągliwa, obwąchiwała stare kąty. W poniedziałek poczuła się już nieco swobodniej - fajtnęła na plecy i radośnie rozdziawiła paszczę. Pewnie odpoczywa po podróży.

Do dzisiejszego popołudnia nic niepokojącego lub spektakularnego w jej zachowaniu nie odnotowano.




 [Podgląd na finał zimowych przygód lodóweczki >>> tutaj.] 

sobota, 8 maja 2010

Springtime for Hitler

Nazistowski neotulipan zakwitł mi pod oknem.
Wiosna...



Gwałtownie przypomnają się "Producenci" Mela Brooksa, chyba jedyna udana jego komedia.

czwartek, 6 maja 2010

Białoczerwoność: z przewagą czerwieni

To oczywiście Wola — tradycyjnie asymetryczna w stronę czerwonego.


Szkoda mi tych tej wintydżowej konstrukcji ze słupków. W zeszłym roku jeszcze była na podwórku. Potem gdzieś sobie poszła.

środa, 24 lutego 2010

Pan Piotruś

Z pewnością na każdym podwórku jest taki ktoś, kto balansuje na krawędzi, kto chce być wyżej i bliżej.
U mnie takim ktosiem jest pan Piotruś. Piotrusia pana ewidentnie korci zewnętrze, do parapetu korci, do gzymsu i od czasu do czasu lubi uciąć sobie po nim przechadzkę.
(Tym razem z asekuracją).


Pan P. miał na dole tłum wiernych kibiców ("Skacz Piotruś, skacz!"), dmuchane miękkie lądowanie straży ogniowej i kilku paparazzich, którzy zapewne zeskanowali policyjne częstotliwości i pojawili się niczym diabeł z pudełka.
Pan Piotruś nie dał się jednak namówić i nasyciwszy się zainteresowaniem gromady istot dolnych, dał się, jak zawsze, odosobnić Albowiem to już nie pierwszy raz mistrz parapetu dostarcza wrażeń naszemu podwórku: za pierwszym razem był parapet, nóż i groźba, że się potnie, drugi raz przegapiłem, trzeci to ten powyżej, czwarty - przegapiłem (zdążyłem tylko na koniec: wyprowadzanie, okrutne wycie, karetka, zastrzyk).

Nadchodzi wiosna, niechybnie rozpoczyna się sezon spacerów po gzymsie..


xxx


sobota, 20 lutego 2010

Upadek makaronów

Dzisiaj po południu zawalił się fragment fabryki makaronów "Nałęcz". Od wczoraj miasto płynie, więc "Nałęcz" też trochę odpłynął. Wypadek przejrzyście odzwierciedla strategię dzielnicy w stosunku do starych budynków: najpierw wysiedlenie lokatorów, pustaki w oczy i usta, kilka smotnych zim przegryza się z mrozem, w końcu się zawala i mamy wolną działeczkę.
Na samej Płockiej takich budynków stoi w kolejce kilka: oficyna Płocka 27a, zakłady kotlarskie braci Dmowskich Płocka 20, rzeczony "Nałęcz" pod tym samym adresem (właściwie: Wolska 54), fabryka piór stalowych Wasilewskiego Płocka 29, fabryka wyrobów drzewnych Węgłowicza Płocka 33 (chociaż budynek jest częściowo użytkowany przez zakład szklarski) i piękny - choć strasznie zaniedbany - dom właściciela garbarni Kowalskiego - pana Kowalskiego (Płocka 11).
Całkiem nieźle jak na jedną ulicę..


Dzisiaj makarony zostały schludnie opłotowane, pojawiły się tabliczki zakazujące wszystkiego, a ludziom mieszkającym na "hrabiowie" zablokowano dostęp do śmietnika. Cegły z zawalonej przybudówki pływają do góry brzuchami jak śnięte ryby i świecą cegielnianymi stemplami, śmieci porzucane są w bramie.






czwartek, 11 lutego 2010

Płocka: sensacja!

Przedwczoraj zajechało na Płocką niezwykłe auto! Porsze Kajen!
Wprowadziło dysharmonię na całej ulicy. Bezwstydnie nakłuwało oczy, przygnębiało i odbierało resztki nadziei. Lakier miało czarny - diabelski, tapicerkę czerwoną, też diabelską, miało chromy, opony i felgi zagraniczne. Wyciągało pewnie ze czterysta pięćdziesiąt.
Co spowodowało tą irytującą wizytę za linią okopów Lubomirskiego, trudno powiedzieć. W miejscu gdzie zaparkowało porsche jest tylko społem, sklep dla kalek, lumpex i ja.


wtorek, 12 stycznia 2010

Płocka. Nieboszczyki z mojego podwórka

Dzień po odejściu lodóweczki, przy włączonym szybkim rozmrażaniu (południowy wiatr, odwilż), ujawniły się znowu nieboszczyki (lub "coś"). Mówiłem już o tym -----> tutaj .