Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metafizyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metafizyka. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 listopada 2010

Cud na Wolskiej 67

To było kilka miesięcy temu. Wtedy drugi sezon serialu "Katyń" był u szczytu popularności a po mieście biegali jego fani powiewając pełnym wachlarzem symboliki. Wtedy właśnie — w ostatnich dniach sierpnia — na ścianie kamienicy Wolska 67 ukazała się Ojczyzna.


Bardzo szybko, przed opuszczoną od lat kamienicą, zaczęli nabierać się ludzie, zapalano świeczki, modlono się, śpiewano pieśni maryjne i krajowe. Każdego dnia tłum stawał się coraz większy. Świadkowie cudu nie mieścili się już na chodniku a nawet na skwerku przed Liderprajsem. Zablokowali jedną z jezdni ulicy Wolskiej co stanowiło realne zagrożenie dla ruchu kołowego. 
Liberalne władze miasta rozwiązały ten problem jednym pociągnięciem — urządzając kryptoremont Wolskiej. (pisaliśmy o tym w jednych z audycji)

Po remoncie, wraz ze spadkiem temperatury, intesywność cudu trochę opadła. Cechujący się dużym pragmatyzmem mieszkańcy Woli powrócili do swoich świeckich zajęć. Trochę jeszcze tutaj próbował coś ugrać niezawodny Kurier Wolski, który w dwóch artykułach (nr-y 57, 60) próbował zmontować akcję ratowania przed zagładą kapliczki, która jest wmurowana na froncie kamienicy. Sprawa przeleciała przez najwyższe szczeble wolskiej hierarchii: burmistrza, dwóch proboszczów oraz redaktora Podulkę z KW.
Akcja ucichła, gdy okazało się, że kamienica nie jest przeznaczona do rozbiórki. W pozytywnym finale proboszcz św. Wojciecha jednak obiecał, że gdy kiedyś to nastąpi, zaopiekuje się kapliczką.


Do wczoraj, obydwa cuda Wolskiej 67 — cudowny wizerunek Czarnej Madonny i przecudowny zarys Ojczyzny — trwały sobie spokojnie rynną przedzielone (ceglany Poland znajduje się za winklem, na ścianie szczytowej). Czasami jakiś przechodzień przystanął się pomodlić, jakiś staruszek uchylił kapelino, ktoś inny zapalił lampkę..
Wczoraj pojawili się robotnicy z wysięgnikiem i płytami paździerzowymi. Postukali w tynk i zabili okna.
Nie ulega wątpliwości, że zbrodni tej dokonali na polecenie liberałów z ratusza, którzy chcą za wszelką cenę zatrzeć pamięć o cudzie i trwale odizolować mieszkańców Woli od nadziei, którą generował w ich sercach.


Dia de los muertos.

Dzień pierwszy. Przygoda pierwsza — z przyrodą.

1 listopada, redaktorki pojechały odwiedzić familię mieszkającą na Cm. wawrzyszewskim i zapalić niebieską lampkę. Wracając zwiedziły odruchowo wykop ciągnący się wzdłuż Wólczyńskiej. Znalazły:  dwie ciekawe cegiełki i wielką bryłę czegoś, co po pobieżnym oczyszczeniu okazało się gąsiennicą, zaś po dalszej identyfikacji trzema ogniwami gąsiennicy Panzer IV.


Pomimo, że redakcja z grubsza jest niezaskakiwalna to znalezienie kawałka niemieckiego czołgu w Warszawie 2010 jest jednak dość zaskakujące. Obok tłumy ludzi zmierzające na cmentarz, na przeciwko Leklerk a poniżej czołg.

Następnego dnia, redaktorki ponownie stawiały tam lampki i przy okazji poszły zerknąć, czy na Wólczyńskiej nie ma czołgu dalszego ciągu. Niestety, z lekkim żalem stwierdzono, że dół jest zasypany i czołg w nocy odjechał..



 DANE TAKTYCZNO-TECHNICZNE 

Taki sam typ gąsiennic — Kgs 61/400/120 — używało wiele faszystowskich pojazdów skonsumowanych na bazie Pz.Kpfw IV, np. Stug, Jagdpanzer, Hummel, Brummbär, itd, także może to być niekoniecznie pamiątka po Panzer IV. Np. Brummbär szalał po Warszawie w sierpniu 44, Stugi też.


***

Dzień drugi. Przygoda druga — Decoy.

2 listopada, w Todos Santos, redaktorki wybrały się także na cmentarz kalwiński, niosąc niebieskie światełko dla Kazika G.
Ze względu na to, że ostatnie piniądze z redakcyjnej kasy poszły na znicze, redaktorków skręcał dojmujący brak nikotyny (redakcja pozbawiona oparów dymu papierosa to żadna redakcja). Idziemy jednak twardo Młynarską, dumamy o braku dymu, myślimy o pustce w płucach. Modlimy się po cichu o hojność nałogowych ewangelików.

Wtem! — jak mawia Tytus — na chodniku pojawia się calutka paczka Winstonów!


O Wszyscy Święci! O Kazimierzu Gie! Aż na taką hojność nie liczyliśmy!
Mogliście co prawda wyczarowywać Kamelelajty a nie mentole, ale i tak Wasza cudowna przesyłka jest radością nieocenioną!
Natychmiast zapalamy fajkę, bierzemy pierwszego, głębokiego macha i dostajemy gwałtownego ataku kaszlu.. Z pośpiechu zapaliliśmy filtr. Bierzemy następną fajkę i.. to samo! Przyglądamy się uważnie papierosom. Okazuje się, że mają filtry z obu stron, właściwie to jeden długaśny filtr owinięty w bibułkę. Cała paczka to atrapa, złośliwy decoy, drwina z uzależnionych.
A już na skutek tego cudownego, odgórnego wstawiennictwa redaktorki chciały wrócić na łono..
Zabraliśmy je do redakcji jako cudu świadectwo.

***

Dzień drugi. Przygoda trzecia — burger.

Wieczorem poszliśmy w intrtesach na getto. Po uzupełnieniu zapasu nikotyny poszliśmy przy okazji spojrzeć w Muzeum Historii Żydów. 


Historia Żydów pnie się w górę, intrygując i ciekawiąc. Na tym etapie przypomina jeden z lewelów Quejka, co przyjęliśmy życzliwymi oklaskami.

Przy Pomniku Bohaterów Getta znaleźliśmy pożydowski artefakt — pohamburgerowe pudełko z pierwszej dekady XXI w. Wzięliśmy je jako egzotyczną ciekawostkę i kontrapunkt dla naszej kolekcji szczątków getta XX-wiecznego.



wtorek, 26 października 2010

Gołębie odchodzą

Cytata:  ... a pewny jestem tego tak, jak
że dożyję do własnej śmierci.  
Półciężki pięściarz i gangster Dawid K. "Cygan" przed walką

Wstęp: Nie ma co owijać prawdy, że gołębie — tak jak i niektórzy ludzie — czasami umierają. Umieranie wpisane jest w system nieustannej podróży od punktu A do punktu B i — według stanu obecnej wiedzy — żadnemu żyjątku nie udało tego przeskoczyć *. Umieramy w momencie narodzin, rodzimy umierając.
Patrząc na to z szerszej perspektywy to oba te punkty nie istnieją - istnieje tylko istnienie.
I wszyscy jesteśmy wszystkim. Także gołębiami.


Meritum: (Wracając na Wolę)
Kilka dni temu, ponownie spotkałem bidnego, odrealnionego gołębia, który zastygł w bezruchu wciśnięty w ścianę tuż przy dziurze piwnicznej. Ocknał się tylko na chwilę, gdy dostał trochę ziaren. Zaraz potem, wszedł do dziury i wpadł w czeluść.
Sadziłem, że to koniec, ale po kilku chwilach udało mu się jakoś wygramolić. Przycupnął na brzegu otworu, zamknął ślepka i ponownie zapadł w śpiączkę.
Po godzinie, jak wrócilem do domu, ciągle tam był. Dostał ziarna i wodę. Wypił trochę, skubnał parę ziaren i znieruchomiał.
Wracałem tam jeszcze kilka razy. Woda była, pszenica była, gołębia już nie.

Wniosek: Gołębie na Płockiej chodzą w dziurę piwniczna, aby odlecieć na wieczny parapet. 
Wyjaśniła się zagadka sprzed dwóch miesięcy.


Z okazji nadchodzących świąt,
w imieniu redakcji — kolejny numer wkrótce — Lokalnego Obserwatora, 
wszystkim gołębiom składamy nieustannych, 
wesołych stu lat! 

________________________
* nie licząc bogów i wampirów

sobota, 3 lipca 2010

Niebo



Podniebna wycieczka nad ulicą Wolską. Aby być bliżej trujących kondensacji a wyżej od cegieł poniżej. Aby się oderwać i zmienić perspektywę.

Kościół św. Wojciecha jest wolskim kościołem przenajważniejszym i ma ponad sto lat. Dużo przeżył w '39 roku i podczas powstania. Posiada niesamowitą cechę - zewsząd go widać i zawsze służy pomocą, wyciąga neogotycką dłoń dla strapionych i zagubionych. Byłem w nim krzczony, lecz niewiele o tym pamiętam bo byłem malutki.
Czasami i bardzo nieregularnie mi się to przypomina. Szczególnie, gdy mam utrapienie.

Portal PHP kościoła św. Wojciecha > t u t a j .


Uwaga! Puszczam slajdy.




niedziela, 23 maja 2010

Gołąb w pokoju

Mocna symbolika uchwycona na wschodniej ścianie kamienicy Grzybowska 46. Kilka lat temu ten krzyż tam jeszcze był. Zawieszony na ścianie nieistniejącego pokoju sąsiedniej, nieistniejącej kamienicy Wołowskich.

Przyszłość numeru Grzybowska 46 jest znana. Jest nią brak przyszłości.
Nieznane są za to losy widocznego na zdjęciu gołębia.