Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lodówka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lodówka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 stycznia 2011

W ekstazie


Niniejszym wycofujemy oburzenie w stręczycieli.
Chyba wszystko odbywa się za porozumieniem stron.

czwartek, 30 grudnia 2010

Zimni stręczyciele


Dziewuszkę na mróz?! W takim przyodziewku?!
Płuca jej się zapalą na bank!

Żeby nie było jak z zeszłoroczną Pah. Wypuścili ją na miasto w zbliżonych warunkach termicznych, w dodatku ze dzbankiem na głowie — odwilży już nie doczekała.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Prawdziwy koniec Wielkiej Zimy

Kończy się sierpień. Najwyższy czas, aby definitywnie zakończyć
"Akcję Sopel".

Jej finał odbył się wczoraj w godzinach wieczornych, gdy w początkowej fazie rozmrażania lodówki jednym pociągnięciem spłuczki wysłałem do Wisły calutką - i to niemałą - kolekcję tegorocznych sopelków zerwnych z parapetu.


Nie była to łatwa decyzja, ale chyba lepsze to niż pozwolić im konać
w niewyobrażalnych wprost mękach w wyłączonej zamrażarce.
I proszę mnie tutaj nie oskarżać, nie obwiniać, bo zupełnie nie czuję się winny. Zrobiłem to naprawdę szybko a sople, które utknęły w muszli dobiłem strumieniem gorącej wody. Jestem pewien, że w nowym stanie skupienia będą szczęśliwsze niż u mnie - zamknięte w lodowej krypcie między mrożoną brukselką i kawałkiem wołowiny bez kości.

Jedyne czego mogę żałować to, że trzymałem je pod kluczem tak długo.
W lutym, gdy przeszmuglowałem je do zamrażarki, kolekcjonerską pasję usprawiedliwiał mocny argument, iż dzięki mnie ocaleją przed pewną zagładą z rąk szwadronów przeczesujących wtedy miasto w poszukiwaniu nielegalnych sopli.
Załatwiłem im mocne papiery, aby mogły poruszać się po zamrażarce nie budząc podejrzeń innych mrożonek. Czasami korzystałem z ich pomocy przy chłodzeniu bezalkoholowych drinków lub temperamentu Aniołka.

Zaczęło się z nimi dziać coś niedobrego gdzieś na początku maja. Zrobiły się osowiałe, niektóre z sopelków gorączkowały.
Tęskniły do słońca i odrobiny wolności.
Dobrze o tym wiedziałem (któż z nas chciałby spędzić pół roku w ciemnej, lodowatej komórce?), ale nie chciałem pozwolić im odejść. Każdy kto choć raz dał się ponieść pasji zbieracza to zrozumie, bo zdaje sobie sprawę,
że kolekcjonerstwo, oprócz jasnych ma także dość mroczne strony...

Teraz już po wszystkim. Kolekcja sopli stopniała do zera, lodówka już tak irytujaco nie buczy jak przed rozmrażaniem, ja zaś mogę się teraz całkowicie poświęcić pozostałym pasjom: kolekcjonowaniu cegieł, obserwacji gołebi
i zbieraniu aluminiowych puszek.


sobota, 15 maja 2010

Podwórkowe niusy

... czyli tzw. bieżączka.

Po pierwsze sprawy ptasie: odszedł kapitan Zawada. Smutne, ale prawdziwe. Wiele razy zwracałem mu uwagę, żeby uważał.. Niestety, wiedział lepiej..
Był przewodnikiem skrzydlatego towarzystwa na Płockiej, sprawnym organizatorem okruszków, wielkim przyjacielem ludzi, był ptakiem o gołębim sercu..
Wysokich lotów kapitanie!


Ciekawe kto teraz zajmie jego miejsce? Gołębie już zwołują sejmiki, debatują.. Szykują się na wybory.
Na zamieszczonym poniżej zdjęciu (zrobionym dzień przed nieszczęściem) można zobaczyć niemalże wszystkich liczących się kandydatów startujących 
o palmę.

I tak, począwszy od lewej, stoją: Bolek junior, Gałecka, Witek, Buncol, inżynier Podzielak, Wysota z partnerką, Janek Wiśniewski, Gawronkiewicz, Liściasty, Skowrońska, Wujek, pani Celina, Student, Kuternożny, Buła, Kędzierzyn, drugi Witek, Bolesław senior, Kipiel i - na krawędzi parapetu - stoi nieodżałowany kapitan Zawada...



Ciekawe jak to się wszystko rozegra? 
Idzie lato. Z pewnością będzie gorąco..


*****

Drugi nius, także niezbyt wesoły: Lodóweczka odeszła. Została po niej tylko mokra plama.

Przedwczoraj jeszcze była. Można było odnieść wrażenie, że jest zadowolona, wypoczęta i zrelaksowana. Konwersowała z deską, żartowała
z kartonowymi pudełkami. Po południu kłapnęła drzwiczkami, zajęła się swoimi sprawami.
W nocy przyszło ochłodzenie. Rano już jej nie było... Powtórzył się ten sam scenariusz co poprzednio.




No cóż. Szkoda, że tak krótko. Myślałem, że trochę się poprzemieszcza, pochodzi, nasieje zamętu przy śmietniku...
Znów ją poniosło. 
Ale taka jej natura.

Wróci.

*****

I trzecia wiadomość - tym razem dobra i radosna - jestem w ciąży!!!
Jeszcze nie wiem, czy to z Aniołkiem? czy od sterydów, które musiałem brać...?
W każdym razie, mam już mdłości, złości i chimery. I puchnę.

Na dowód przynadziei wyświetlę obecnie własny półakt.
Uwaga! Będzie pięknie i nastrojowo!



Stej tjuned!


wtorek, 11 maja 2010

Lodóweczka wróciła!

... w sobotę!
Duża radość, ale i znaków zapytania ogrom. Gdzie była? Co robiła? Czy działa się jej krzywda, czy niekrzywda? Czy zostanie w rejonie śmietnika na dłużej, czy znów ją gdzieś agregaty chłodzące poniosą...? Tyle pytań, tyle pytań... Soł meny..


Do niedzieli była spokojna i powściągliwa, obwąchiwała stare kąty. W poniedziałek poczuła się już nieco swobodniej - fajtnęła na plecy i radośnie rozdziawiła paszczę. Pewnie odpoczywa po podróży.

Do dzisiejszego popołudnia nic niepokojącego lub spektakularnego w jej zachowaniu nie odnotowano.




 [Podgląd na finał zimowych przygód lodóweczki >>> tutaj.] 

sobota, 16 stycznia 2010

Płocka: zbombardowane okno

Dzisiej od rana trwała na Płockiej huczna likwidacja zimy.
Tzw. akcja "sopel" (die Zapfenaktion) dotknęła również dzielnicę zachodnią. Niestety.. (bo ładnie było, lodowo i sklep ze sprzętem rehabilitacyjnym Płocka 23 miał niespotykane jak dotąd obroty).
Ekipa odladzająco-sprzątająca strasznie wrzeszczała i robiła bardzo dużo zamętu. Chcieli zapewne zrobić wrażenie, że zaglądali tu codziennie od początku zimy.
Do strącania sopli stosowali niezwykle tradycyjne i genialne w swej prostocie metody: naparzali do nich śnieżkami.
I przy okazji, dzisiaj podano, iż akcja rzucania śnieżkami w tym tylko tygodniu kosztowała warszawiaków 14 mln. zeta..



Jeden z celów i jego bezwzględna likwidacja.

Płocka: wolskie soplicowo

Pozamrażało się, porozmnażało śniegowo, oblodziło. Nie posprzątało się Płockiej od dwóch tygodni, chodniczki nie do przejścia, sople parapety poobsiadały, można na nie patrzeć z nadzieją na traf losu i późniejsze odszkodowanie lub je kolekcjonować.
Jak się ociepli i lody ruszą, znowu sufit w kuchni zaleje i trzeba będzie malować.




Niestety zakaz jazdy traktorem lecz pełna troska 
o ludność przechodzącą.




Kilka przykładów pięknych, 
kolekcjonerskich okazów.



Nie od dziś wiadomo, że korzystanie z usług PP
jest ryzykowne.



Dyskretny gołębnik za firankami.



"Straszne dłonie". Okaz z prywatnej, wyhodowanej 
na parapecie, kolekcji.

poniedziałek, 28 grudnia 2009

Zarys chłodzenia kina polskiego. Przykłady, interpretacje

Plac budowy.


Lodóweczka. Odejście wpiz'du

Do zeszłej niedzieli panował spokój. Lodóweczka sobie cichutko chłodziła pod drzewkiem. Nadeszły siarczyste mrozy. (Udało mi się je uwiecznić):




W nocy z niedzieli na poniedziałek z lodówką zaczęło dziać się coś bardzo niepokojącego. W blasku spektakularnem wydawało się, iż doszła do kresu swoich możliwości chłodzących..



Na stendbaju doczekała świtu i do południa nie dawała najmniejszych oznak mrożenia.



Dopiero później, gdy słońce zaczęło już spadać i zrobiło się nieco zimniej lodóweczka udała się na popas. Wyraźnie wyczerpała ją nocna praca i musiała zaczerpnąć chleba, który przynosi Pan Karmiący Codzień Ptaki.







Po posiłku wróciła na poprzednie stanowisko i znów pogrążyła się w letargu.
Jednak tym razem wydawało się, że nad czymś intensywnie rozmyśla...




Wieczorem zaczął wiać wiatr znad Ursusa lub z jeszcze dalej.
Nadchodziła odwilż..


Wtorek. 22 grudnia.



Myśleliśmy początkowo, że lodóweczka się gdzieś schowała, że weszła w ślepą uliczkę Bramy Nonsensu (bo Dziada w okolicy nie zanotowano). Ale ona dosłownie zapadła się pod ziemię!
A więc to nie ulica Chłodna była jej celem, lecz piekło! Lub antypody! Tam ma przecież tyle do zrobienia! Tyle zła przecież się teraz panoszy! (i bardzo złych australijskich filmów, z tą z zadartym nosem)
Pędź lodóweczko! Dobra robota!

Z drugiej strony, pustka po lodóweczce jest olbrzymia. Myśleliśmy, że zostanie z nami na Wigilię. Mieliśmy nawet dla niej kosz świątecznych wiktuałów - mandarynki, łakocie, szynka i trunki (jeśli nawet ona nie, to na pewno ktoś by skorzystał). Może kiedyś do nas powróci..




To tyle w temacie relacji z tego - jakże gorącego - okresu chłodniczego.

****

UWAGA! Żeby nie było tak smutno i samotnie, obecnie trwają pracę nad obszernym studium nt. roli urządzeń chłodniczych (jak i samego pojęcia "mrożenia") w historii kina polskiego.
Na chwilę obecną mamy już wykupiony solidny plac pod powyższe opracowanie.

piątek, 18 grudnia 2009

Zamrażarko-chłodziareczka: pogrom!

Poniedziałek/wtorek: zabawa trwa w najlepsze! Lodóweczka roześmiana, rozchachana, z zadowolenia kłapiąca drzwiczkiem zatraciła się w białem szaleństwie! Oddaliła się nieco z miejsca ostatniego przystanku. Niechybnie zamierza zmierzać ku oficynie lub dalej na północ - ku Nonsensownej Bramie.. (oby tylko nie tam!)*



W tym samym czasie, na południe od śmietnika, ruchawka się rozkręca. Przybywają kolejne grupy Niepotrzebnych. Wspólnie hałasują i buntują. Nad podwórkiem unoszą się olbrzymie pokłady dyskomfortu.



Na zapleczu powstał punkt rejestracji nowo przybyłych. Jaki widać, organizacja buntu jest wzorowa, ale napięcie jest olbrzymie. Wystarczy jedna iskra...



Środa. 
Pomimo trudnej atmosfery i wciąż pogarszających się warunków ujemnych przez cały dzień w rejonie śmietnika panował względny spokój.
Zaś wieczorem, około ósmej, nagle zapanowała dojmująca, pełna napięcia cisza..  Dało się odczuć, iż coś mocno wystraszyło przedmioty niepotrzebne... Lodóweczka także wydawała się być mocno spłoszona. Odbiegła nieco dalej, przewróciła na brzuszek i zamknęła się na cztery spusty...




Albowiem na Wolskiej pojawił się Cień... - dziadek łowczy polujący na zużyte i niepotrzebne przedmioty, i oddający je do punktu skupu...
Tym razem Cień przeszedł bokiem i skończyło się tylko na strachu, ale całe podwórko powinno od teraz mieć się na baczności.
Dobrze, że lodóweczka nie widziała co padło łupem dziada...



Czwartek. Eksterminacja.
Poranek przyniósł okrutny mróz i kolejne opady. Zesztywniałe z zimna odpady na południu zapadły w letarg.. W południe jeszcze je tu widziano...
Nie wiadomo kiedy pojawił się on. Musiał działać bezszelestnie i błyskawicznie. Musiał mieć co najmniej kilkunastu wspólników z wózeczkami lub nowoczesny transport...



Południowe rogatki przestały istnieć... Wszyscy - tekturowe pudełka, telewizor marki rubin, drukareczka, obraz nowoczesny, nawet lala z czerwonego kubła! - Alle sind verloren...
Został tylko ślad po egzekutorze - jego wizytówka na tylnej ścianie budynku...



Ale co z lodóweczką? Chryste! Co się stało z lodóweczką!?
Jest!!! Ocalała!!!



Wykorzystała swoje wrodzone zdolności chłodzące! Upodobniła się do białego! Szwadron zbrodniczego dziada jej nie zauważył!



Hura lodóweczko! Pędź dalej lodóweczko!
Tylko uważaj na Bramę Nonsensu..

* Nonsensowna Brama (wg. innych źródeł zwana również Bramą Nonsensu lub Bramą Sobiepańską) jest przejawem myśli bramnej administracji sąsiedniego domu Płocka 29. W zeszłym miesiącu odcięła ona społeczeństwu Woli (w szczególności mieszkańcom sąsiednich posesji) na swobodne wejście na podwórko. Jeszcze nie tak dawno brama była wolna od czterech spustów. Sympatycznie obsikana i zawalona puszkami po piwie (jak to brama..). Teraz zakratowana i zamknięta.
Absurdalność owej bramy polega na tem, iż niecałe 30 metrów dalej jest swobodny wjazd na to podwórko. A więcej niż całe 30 metrów (z okładem) jest drugi wjazd!
Obecnie my - społeczeństwo Płocka 27 do 23 - nie możemy sobie wyjść po ludzku od północy! Bo tamci mają klucz do bramy tylko dla siebie! Kilkudziesięcioletnia tradycja swobodnego spławu przez ową bramę stala się historią! A co będzie, gdy w nagłej potrzebie trzeba będzie udać się do Szpitala Gruźliczego? (d. Szpital Wolski) A co, gdy pożar będzie?
My - lokatorstwo budynków Płocka 27 do 23 zostawiliśmy postawieni w nieludzkiej sytuacji.
Ciekawe jak się będziecie czuli - płocczanie 29 - jak się sami opłotujemy! Na Wolską do Tesco już nie będzie się tak chyżo bieżyć, co nie?



wtorek, 15 grudnia 2009

Lodóweczka. Ucieczka!

Tak! To prawda! Ucieczka!
Po dniach pełnych trwogi, nabrzmiałych pytajnikami obiekt chłodzący gwałtownie zmienił pozycję! W sobotę rano opuścił bazę po lewej stronie składowiska odpadów i przemieścił się na stronę prawą!



Jakie motywy? Jaki kierunek? Jest znacznie chłodniej. Czy wciąż na Chłodną? Czy może towarzystwo spod trzepaka okazało się zbyt męczące? (Tam faktycznie zrobiło się bardzo gęsto*)
A może do lodóweczki dotarły wieści o grasującej niedaleko szajce monitorów starego typu? - Na Stawkach widziano taką! Co prawda monitory nie były agresywne - zmierzały w stronę ul. Kolskiej (ulubionego miejsca wypoczynku warszawiaków) lub na Powązki (ulubionego miejsca spoczynku warszawiaków) - ale licho nie śpi...!



Lodóweczka także. Czuwała nockę całą na stendbaju, nasłuchiwała..
Nie martw się lodóweczko! Tu są wokół oczy ciepłe i życzliwe. W razie alarmu podniosą alarm.



A w niedzielę był kontakt z gołębiami, które po prawej się stołują. Okolica rzuca im o poranku chleb i cegły (do zabawy).



A potem spadł śnieg...
I śmietnik wypiękniał. Nabrał spokoju i kamuflażu zgodnego z aurą... Jedynie tłum przedmiotów gabarytowych zebrany* w lewym kącie nie okazywał entuzjazmu. Pod przewodnictwem lali z czerwonego kubła organizowała się ruchawka mająca wprowadzić zziębnięte przedmioty z zewnątrz do wewnątrz. A jeszcze nie tak dawno, one wszystkie były kochane i używane, miały ciepło i komforty. Ale musiały zwolnić miejsce przedmiotom nowym - zagranicznym, które pojawią się na Płockiej wraz z nadejściem gwiazdki..




Zaś lodóweczka - w odosobnieniu, lecz wyraźnie w tych śnieżnych okolicznościach szczęśliwa - przez resztę dnia jeździła na desce.