Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gtwb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gtwb. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 20 marca 2011

gtwb. 041 o egzotyce

Naszym zdaniem, w Warszawie nie ma nic egzotycznego.
Zapewne pomysłodawcy tego konkursu chodziło o egzotykę jako przejaw odmienności kulturowej, a z takiej Warszawa jest wyprana.
Był oczywiście "Stadion X" (ale się zmył), są dwie cerkwie i meczet
w budowie (to egzotyka niepoprawna). Jest też kilka egzotycznych cmentarzy, ale samo umieranie jest czynnością na tyle uniwersalną
i rozpowszechną, że żadnej egzotyki się z tego nie wyciśnie.

Oczywiście, jeśli się spojrzy na egzotykę jak na rodzaj aberracji,
to w Warszawie egzotyczne jest absolutnie wszystko. Patrząc wzrokiem turystycznym traktuje się te odchyły jako przejaw egzotyki pełnogatunkowej a po powrocie do cywilizacji, pokazuje z radością zdjęcia tubylców na tle ich schludnych lepianek.
No, ale my nie jesteśmy przecież turystami, zaś podjęcie próby pokazania wszystkiego mogłoby znacznie przechytrzyć łącza poniższej audycji.

Żeby jednak coś pokazać, jakoś wypowiedzieć się, zająć jakieś stanowisko ilustratorskie, pokażemy PRAWDZIWEGO murzyna śniącego (zapewne) bardzo egzotyczny sen o Warszawie. Jest to zarazem dżingiel anonsujący nową kolekcję, "Uśpieni".
Na płaszczyźnie aberracji puścimy egzotykę przeciwpożarową, zauważoną kiedyś w jednej przychodni na Żoliborzu oraz ławeczkę na Targowej.

Włala!




czwartek, 20 stycznia 2011

39. gtwb > straszne/dziwne/opuszczone miejsca


... czyli "Welcome to Poland" w wer. dla wymagającego turysty.

* * *

W ogóle miała iść na antenę ta fot. poniżej, ale n. doczyt., że dot. to "miejsca".


A miejsce to picceryja na Chomiczówce! i proszę spalić to zdjęcie natchmiast po obejrzeniu (bo ono jest n. dot.).

wtorek, 21 grudnia 2010

38. gtwb > Przycupnięcie uboczne


[Czysto informacyjnie]
Znane i lubiane mediolańskie monidło typu SD 80, gnijące na Czystem
od wieków, zmieniło kamuflaż oraz miejsce pobytu: aktualnie przycupnęło na peronie nieistniejącego dworca.


_________________________________
* chała i szybka flegma dla MK za cennik (ze wskazaniem na pstrykanie fotek)

Plus uzupełnienie świeżymi, dziejszymi nocnikami, czyli jak fala sobie blękitnieje nocą.



Plus, korzystając z okazji, że na antenie nadaje Błękitna Fala — kilka archiwalnych slajdów z początków epoki cyfrowej i początków epoki malatury (czyli kiedy ciapciaki w spodniach z krokiem do kolan odkryły,
że za granicą sprejuje się wagony i jak to się rozwinęło na przykładzie biednego błękitka).



I upierzenie finalne, chyba najczęściej rejestrowane, z zeszłego roku.

Plus bonusowy, wyprztykanie zamykające, czyli podążamy błękitnym śladem w stronę odolańską.

Bezdyskusyjnie, najprzelegendarniejszym błękitkiem Odolan był błękitek pod specjalnym nadzorem — wóz załogi tzw. Pogotowia Technicznego.


To on był podstawowym narzędziem slużacym do zamiatania pobojowisk
po katastrofach kolejowych. Teraz głównie wystepuje w cyrku,
na kolejowych festynach.

Jego załoga mieszkała, a jakże, w wagonie załogi, także a jakże, koloru błękitnego. Zaś w razie potrzeby — przy katastrofach trudnych i szczególnie nieprzyjaznych — załoga mogła zapuścić błękitnego żurawia.



Błękitna fala powróci w eter wraz z końcem remontu. Będziemy się
z pewnością zachwycać. Póki co, zatrzymujemy kciuki.


sobota, 20 listopada 2010

37. gtwb (o WSI)


 30.XII.2009 13:54:40 
(pewnie z okna tramwaju pstryknięte)

Taki mozolny heroizm. Cłapu cłap, krocek za krockiem, za krockiem krocek pseminoł rocek.
Ale heroizm sympatyczny, bo wyłącznie sympatycznie wieś mi się kojarzy. 
To miasto w tle niekoniecznie. 
Zaś heroizm to mi się z heroiną kojarzy. Ale pewnie źle się kojarzy, bo nigdy nie jadłem heroiny i nie wiem jaki w ogóle to ma smak, ten heroizm i czy jest sympatyczny. 
Za to wiem jaki smak ma cukier w kostkach dla konia.

Pozdrowienia dla sympatycznych klasówkowiczów!
parasympatyczny Waldek

środa, 20 października 2010

O mostach /36. gtwb/

Obecnie, wyłącznie używam następujących mostów:

na Wiśle do N. Dworu

na Narwi do Modlina.

Są to budynki na wskroś użyteczne, cieszące oko dużą ilością stalowych przęseł i wyśmienicie dobranym kątem natarcia w nurt. Oprócz tego nie ma pod nimi takich tłumów jak w pobliskiej Warszawie i każdy znajdzie tu dla siebie miejsce.

Bezpośrednio! Poza agencją! 
Przyjedź! - Wypróbuj! - Zostań!

W ubiegłych sezonach używałem następujących mostów:

Gdańskiego do Gdańska.


Oraz wkładek kolejowych:

na Odolanach, zwanej przez miejscowych "molo".
na stacji Warszawa Praga, zwanej przez miejscowych "kładka".


poniedziałek, 20 września 2010

35. gtwb (o lubieniu)

Co lubię w moim mieście? Zależy, w którym moim? - w tym, w którym mieszkam, czy w tym, które lubię.
Bo w tym, w którym mieszkam lubię gołębie.
Od pewnego czasu przeprowadzam nad nimi drobiazgowe eksperymenty parapetowe.



I jeszcze paru bonusowych gołębi uchwyconych w trakcie ostatnich obserwacji.


Nalot na parapet po dawkę "szczęśliwej papugi" (hapipapugi, jak mówi Aniołek; 1,30 zł w Tesco), potrawy zdecydowanie preferowanej przez obiekty poddawane eksperymentom.

W trakcie konsumpcji. (Proszę zwrócić uwagę na obiekt w dalszym planie, wycofanym na z góry upatrzone pozycje).

To parapetowy gangsta, skrajnie nietolerancyjny wobec współkonsumentów. 
Niestety, nie mogę sobie teraz przypomnieć jego ksywki (ma ją wytatuowaną na karku).

Jeden z obiektów sugeruje, że już nadszedł czas na eksperymenty, bo inaczej zaraz padnie z niedożywienia. Na szczęście, szyba w gabinecie doświadczalnym zazwyczaj jest na tyle brudna, iż mogę udawać, że nie zauważyłem tego typu sugestii.

Rudolf. Podwórkowy odmieniec (w tym roku pojawiło się zadziwiająco dużo rudawej młodzieży)

Batman.


sobota, 21 sierpnia 2010

[34. gtwb] W drodze..

..czyli gdzieś między Warszawą a Pacanowem.



wtorek, 6 lipca 2010

Serwis poetycki

Grupa trzymała ostatnio poezję, także po sąsiedzku - na Tatarskiej - złowiło mi się bardzo ujmujące hasło.



czwartek, 20 maja 2010

Przedwojnny bunkier

/na marginesie 31. akcji/

Podobno mieli się w nim schronić przed wojną (atomów) najbardziej wypasieni dostojnicy PRL-u i stamtąd obserwować rozwój apokalipsy. W istocie była to supertajna baza dowództwa obrony p.lot okręgu warszawskiego. Od ładnych paru lat jest odtajniona, stała się mekką dla wycieczek złomiarzy, p. atomowych grzybiarzy i ludzi - poprzez radio - aktywnych.
Znajduje się w Łomiankach.

Vłala! Oto slajdy:















Akcja XXXI (o przedwojennej W-wie)

Szukałem zdjęć z remontu al. Jana Pawła z 2004 roku, ale gdzieś się ukryły (zdarty asfalt na całej długości, pod spodem getto..). Za to po południu odkrył mi się podobny obraz pod domem: robią jakiś remont i koparka wydobyła na powierzchnię roku 2010 skrawki świata, który był tu wcześniej.
Jedna z cegieł była ostemplowana inicjałami cegielni (lub jej właściciela). Bezpośredni dotyk tragicznej historii adresu pod którym sobie rezolutnie i beztrosko żyję.

Prawdziwa Warszawa leży (niestety) pod Warszawą. Pod ziemią.



Zacytuję OCR-owo, copy-pejstowo zeznania mieszkańca domu Płocka 25, złożone 2 lata po wojnie a dotyczące pierwszych dni sierpnia '44.

[Achtung! Wstawiam mikroczcionkę, żeby nie przedłużać posta i czasu nie rozciągać. Zainteresowani tym txtem mogą go powiększyć np. copy-pejstowo]

Dnia 29.IV.1947 r. w Warszawie COKBZN H. Wereńko przesłuchała niż. wym. świadka. Świadek: WŁADYSŁAW PEC ur. 23.I.1900 r., kontroler MZK, zam. w Warszawie, ul. Płocka 31.
W czasie powstania warszawskiego 1944 r. mieszkałem w Warszawie przy ul. Płockiej nr 25. W dniu 2 sierpnia 1944 r. bardzo rano na rogu uL Wolskiej i Płockiej ludność na rozkaz powstańców wzniosła dużą barykadę. Już około godz. 11-ej wyjechały czołgi niemieckie z ul. Bema, atakując barykadę. Następnie obsługa czołgów w ubraniach lotniczych wypędziła wszystkich mężczyzn z dużego narożnego domu przy ul. Płockiej i Wolskiej i pogoniła ich do rozbierania barykady na rogu ul. Wolskiej i Płockiej, a później do dalszych barykad przy ul. Chłodnej i Żelaznej. W grupie tej był zabrany Teofil Leopolczyk zam. w Warszawie, ul. Płocka nr 31. W dniu 3 sierpnia 1944 r. rano wpadły na ul. Płocką oddziały żandarmerii i Kałmuków. Z domów nr 23, 25, 31 przy ul. Płockiej wypędziły mężczyzn zabierając ich do rozbierania barykad, kobiety z dziećmi pogoniły do kościoła św. Wojciecha. Nie wszyscy wtedy wyszli, ja np. zdołałem się ukryć. Kobiety w kościele nie były strzeżone i przeważnie powróciły do domów wieczorem. Na ul. Płockiej zajął pozycję oddział Wehrmachtu, który pozostał do dnia 4 sierpnia 1944 r. do godz. 10-ej. Przed odejściem żołnierze wypędzali ludzi do kościoła św. Wojciecha, lecz nie robili tego energicznie.
O godz. 10-ej oddziały Wehrmachtu wycofały się, a na ul. Płocką wkroczyły ponownie oddziały żandarmerii i Kałmuków. Dały się słyszeć wszędzie wołania „raus", po czym serie z rozpylaczy. Ja przebywałem w piwnicy domu przy ul. Płockiej nr 25 i orientując się, iż w domach nr 25, 23 i 31 odbywają się masowe egzekucje, zdołałem uciec do fabryki makaronów przy ul. Wolskiej nr 60 dzięki temu, iż fabryka przylegała do naszego domu. W piwnicy fabryki makaronów zastałem zwarty tłum ludności cywilnej, w większości kobiet i dzieci.
W dniu 5 sierpnia 1944 r. około godz. 12-ej Niemcy podpalili fabrykę makaronów, zaczęło w piwnicy robić zbyt gorąco, ludność cywilna wyszła w liczbie 57 mężczyzn i nieco więcej kobiet z dziećmi. Ja i 10 mężczyzn ukryliśmy się jeszcze w piwnicy, po chwili jednak żandarmi przeszukujący piwnicę wykryli nas przy pomocy psa i wyciągnęli na podwórze. Zobaczyłem stojący na środku podwórza tłum, do którego Niemcy myszkujący po terenie doprowadzili schwytanych kryjących się ludzi Koło bramy stał na nóżkach karabin maszynowy. Dowodzący oddziałem oficer żandarmerii kazał rozdzielić mężczyzn i kobiety. Nadszedł starszy rangą oficer żandarmerii i przez 10 minut naradzał się z oficerem dowodzącym grupą, po czym kazano kobietom wyjść na ul. Wolską i iść do kościoła św. Wojciecha.
Moja żona, która wyszła w dniu 4 sierpnia 1944 r. przed godz. 10.30 na rozkaz Wehrmachtu do kościoła św. Wojciecha (dzięki czemu ocalała), przebywała w tym czasie w kościele. Wiem od niej, iż grupa kobiet z fabryki makaronów do kościoła św. Wojciecha nie doszła i nikt z tej grupy dotąd się nie odnalazł. Od Polaków zatrudnionych przez Gestapo przy paleniu zwłok na Woli dowiedziałem się, iż grupa kobiet i dzieci z fabryki makaronów (ponad 60 osób) została rozstrzelana tego samego dnia naprzeciwko kościoła św. Wojciecha na placu, w miejscu gdzie obecnie stoi krzyż.
Po odejściu kobiet z podwórza nam mężczyznom kazano stanąć pod parkanem murowanym z rękoma podniesionymi do góry, potem nastąpiły salwy z karabinu maszynowego. Strzelający celował w głowę. Otrzymałem postrzał w prawą rękę w okolicy kostki. Świadek okazał, iż na prawej ręce od strony dłoni długości około 15 cm posiada bliznę, szerokości do 5 cm. Zalała mnie krew z podniesionej ręki i upadłem. Gdy salwy i jęki ucichły, usłyszałem pojedyncze strzały. Żandarmi chodzili pomiędzy trupami, trącali leżących nogą, sprawdzając, czy kto jeszcze żyje, po czym dobijali pojedynczymi strzałami. Plac był otoczony żandarmami, egzekucję dokonywała około 6 żandarmów, z których jeden obsługiwał karabin maszynowy.
Po pewnym czasie leżąc z twarzą zakrytą okrwawioną ręką usłyszałem gwar od strony ulicy, potem salwy, jęki, błagania o litość i pojedyncze strzały. Zorientowałem się, iż przybyła nowa grupa do rozstrzelania. Potem przyprowadzono jeszcze pięć razy grupy do rozstrzelania, przywaliły mnie dwa trupy. Egzekucja trwała do godz. 18-ej z przerwami na dobijanie i doprowadzenie coraz nowych grup. Leżąc przykryty własną ręką i trupami nie zorientowałem się, skąd przyprowadzono nowe ofiary. Z ilości strzałów sądzę, iż doprowadzono za każdym razem nie mniej niż 25 osób.
Leżałem nad trupami bez ruchu bez ruchu (bojąc się dobicia) aż do godziny 12-ej w nocy. Potem, ze względu na to, iż panowała cisza, wyczołgałem się z fabryki makaronów do domu przy ulicy Płockiej nr 25, który stał w płomieniach. Czołgając się widziałem, iż w miejscu egzekucji są tylko zwłoki mężczyzn. Razem wtedy ze mną ocalał młody chłopak Szymański, który obecnie mieszka gdzieś na Woli. Szymański nie był ranny, ocalił go niski wzrost, wobec tego, iż żandarm mierzył w głowę.
Nazajutrz zobaczyłem na podwórzu naszego domu, że leżało jeszcze 4 czy 5 zwłok lokatorów domu. Pozostali zostali rozstrzelani na placu przed domem nr 23 razem z lokatorami domu nr 23. W dniu 6 i 7 sierpnia 1944 r. kolumna robotników z ul. Sokołowskiej uprzątała zwłoki z ul. Płockiej i fabryki makaronów paląc je na terenie fabryki makaronów, potem słyszałem, iż z tego terenu znieśli około 4000 zwłok.
Ukrywałem się z kilkoma mężczyznami (którym udało się umknąć egzekucji) na ul. Płockiej aż do 12 września 1944 r., kiedy z powodu braku wody byliśmy zmuszeni wyjść na ulicę, wtedy ujęli nas Niemcy, odprowadzili do kościoła św. Wojciecha, skąd odesłano nas do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Członek Okręgowej Komisji
p.o. Sędzia (—) H. Wereńko (—) Wł. Pec

* * *

Z remontu al. Jana Pawła/Marchlewskiego wcięło zdjęcia, ale został fragment marmurowej tablicy z hebrajskimi napisami i z bardzo podejrzanymi przebarwieniami.. (mam nieustanny zamiar dać ją do zbadania, ale nie mam pomysłu gdzie robią takie analizy)



* * *

Niebawem na froncie: 
Kolekcja warszawskich cegieł i wolskich pożarów oraz kolejny nieznany wolski ringstand. Stej tjuned!

wtorek, 20 kwietnia 2010

Akcja XXX: Uliczna morda

Kampania (zawsze modnych) okien PCV w wersji na rynek wolski.


niedziela, 4 kwietnia 2010

XXIX festiwal gtwb o odbiciach

Na znaną i lubianą płaczliwą nutę w kronikarskim tonie.

Tytuł pieśni: Wieloogniskowe zmiany hiperintensywne w istocie białej płatów czołowych.


Czas: T2
Sekwencja: FLAIR
Wykonawca: Dr. Katarzyna J. (feat. Los Locos)



*