Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1944. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1944. Pokaż wszystkie posty

piątek, 17 lutego 2012

Gadanie




Rzeźba pamiątkowa, pierwszy raz spojrzana, która nam spowodowała duży podziw. Od 1928 roku mieszka w Düsseldorfie, gada i poniża o zatamowa-
niu podstępnego gada przyrody przez Niemców. Jest na tyle atrakcyjna, że uniknęła bombardowania RAFu w 1943 r.
Bardzo nam się zamarzyło zajechać w Nadreny i ją uwolnić z kajdana.

Tak ją opisał nasz koresspondent z NRF:

Osobliwe pomniki. Zwierzęta odgrywały dotychczas w dziedzinie pomników i grobowców rolę tylko symboliczną, użyte natomiast jako tematy do pomników stanowią pewną osobliwość. Taki oryginalny pomnik, przedstawiający węża w okowach, wzniesiony został w Düsseldorfie. Tą formę wybrano dla upamiętnienia daty ukończenia budowy olbrzymich tam, zabezpieczających miasto od wylewów. Wąż w okowach — to obraz poskromienia wrogich sił przyrody, pomnik zatem, aczkolwiek uderza niezwykłością, ma pewne umotywowanie.

Na marginesie, należy wspomnieć o dużym przywiązaniu Niemców do gadziej stylistyki — o ich honorowej tarczy za udział w rozdeptaniu antyfaszystowskich nastrojów Warszawy.

SS-proj.: SS-Benno von Arent

Na tropach wężowego śluzania po Durnymdorfie spotkamy jeszcze jeden pomnik z żyjatkami w roli głównej. Powstał w 1932 r. z dłuta p. Rübsama Juppa i jest jednym z elementów mauzoleum, upamiętniającego proroczo liczbę roku Marsa.
Tyka jednak wydarzeniami wcześniejszymi, bo udziałem 39-go regimentu dolnoreńskich fizylierów we wojnie 1871 roku i wojnie nr I.
Pomimo, że powstał w '32 roku, to jego uroczystą inaugurację zdetonowano w lipcu '39. Dzisiejsi Niemcy twierdzą jednak, że chodzi tu wyłacznie o sztukę i męstwo, i nalegają, aby absolutnie nie łaczyć kamiennych ludzików z Adolfem.


Pocztówkową relację uzupełnimy wizerunkiem współczesnym. Znajdziemy ją w metapolitycznej Wikimedii (lub tutaj w wersji tekno).


Jak widać, jedno ze stworzeń zostało trafione aliancką bombą lub uciekło
do Argentyny.


I to tyle gadania wężykiem.

piątek, 10 lutego 2012

Skarb

Wczoraj odbyło się niewybuchło na metrze.
Naszem zdaniem nie byle jakie, bo od tzw. "Grubej Berty", czyli wieeelkiego 60-cm moździerza na gąsiennicach o imieniu własnem "Ziu", który zabijał nas spod pomnika Sowińskiego na Woli.

Widzimy: czterech Niemców, (z prawej Niemiec nr 1), machinę, bombę
i gen. Sowińskiego w tle.

Ostrzał z tej armatki jest jednym z najmodniejszych i często przywoływanych epizodów powstania. Pocisk ważył prawie 1,5 tony i gruchotał jednorazowo całą kamienicę. Moment trafienia w Prudential odnotował slynnem zdjęciem Braun "Kris", a Lokajski "Brok" zapamiętał aparatem rozbrajanie pocisku, który wpadł do "Adrii" rezygnując z eksplozji (podobno we wnętrzu znaleziono kartkę z txtem po czesku: "Ten pocisk nie wybuchnie"; tutaj jest fajna relacja z tego niewybucha); również w komedii "Skarb" niebuchnięty Ziu-pocisk odgrywa znaczącą — bo tytułową — rolę; filmowo opiewali go także Niemcy w jednym z wochenszalów z IX 1944.

W sieci jest dużodużo do prześledzenia na temat armatki i jej przygód
w rozwalaniu Warszawy. Także można się głębić dalej.


Cytat obrazkowy z GW.
Widzimy: dwóch Niemców, "bombę" i bomby operatora. 


Wracając we wczoraj, to wydaje się nam, że wywiezienie i rozwalenie takiego "skarbu" na poligonie to hańba, absmak i ja panu nie przerywałem! To bar-
dziej antywarszawski gest, niż nie nazwanie Pasty "świętokrzyską pastą"!
Już w 2003 roku, gdy znaleziono taki sam pocisk na Zielnej, dziwiło nas, że nie przygarnęło go jakieś muzeum (tutaj jest notka; po uiszczeniu 2,46 + vat można przeczytać dlasze 60% treści).

Czy istnieje w tym mieście udęczonem jakakolwiek myśląca osoba urzędowa, myśląca kalibrem 600 milimetrów?

piątek, 23 grudnia 2011

Skok 44


Dziś, lekkie pociągnięcie poprzedniego pędzla, czyli skok na Kuczerę pod mostem Kierbedzia.


Skoczyli Zbigniew Gęsicki "Juno" i Kazimierz Sott "Sokół", i to w chwili,
gdy cel "Akcji Kutschera" został już dosięgnięty w stu procentach (od kilku godzin generał-major smażył się w esesmanskim piekle). Obdwaj akowcy zginęli trochę na własne życzenie: po uratowaniu rannych kolegów, złamali rozkaz, bo chcieli jeszcze uratować Mercedesa 170. Wtedy miasto było już szczelnie obstawione; przede wszystkim mosty.

Bilans akcji > Niemcy: 1 trup generała SS, Polska: 4 trupy z AK + 100-u cywilów rozstrzelanych w odwecie. Mercedes, wrócił do kraju producenta, zaś pół roku później Armia Krajowa wybuchła w Warszawie Powstanie
i pojęcie bilansu stało się nie do pojęcia.
O "Zamachu na Kutscherę" istnieją obszerne wypracowania, oraz film,
także można temat dalej zgłębiać w promieniu kilku kliknięć.

Wywołaliśmy go bowiem ze względu na namalowany pod mostem pomnik. Przechodziliśmy tamtędy wielokrotnie, ale dopiero niedawno jednym okiem otarliśmy znajomą tablicę, zaś oko drugie, spadło pod most i zobaczyło te kontury. Wstrząs był wstrząsający! Niesamowita ekspresja i prosty pomysł na granicy geniuszu, i makabry. Następny mroczny jasny punkt na mapie Warszawy! Bardzo bohaterski poza tym.
Trudno nazwać to stritartem, czy graffiti. Najbardziej przypomina to dywersję malarską, urządzaną w l. 70-ych przez, wspomnienego przez nas ostatnio, Włodzimierza Fruczka. Ponieważ Fruczek został krzyknięty prekursorem polskiego street artu, można uznać, iż skoczkowie to właśnie stritart.
.
Baczność! Gdyby ktokolwiek wiedział coś więcej o obrazku spod mostu,* znał datę produkcji lub autora, bardzo prosimy o listy do redakcji!** Chcielibyśmy autorowi pogratulować.
.
_________________
* Pobieżna kwerenda w sieci wykazała tylko jedno info z 2008 r., dość lakoniczne, ale za to gruppowoczłonkowskie. Poza tym, ustala jakoś datę
(że obrazek powstał przed 2008).
** Ta sama prośba dotyczy czaszki prymasa.

piątek, 14 października 2011

Z ułatwionym dostępem


Kontynuacja melancholii samotną mogiłą na Lesznie niepełnozmarłego użytkownika N. N.

..oraz niepełnym J. Ch. z cmentarza kalwińskiego, który zawsze nas wstrząsa swoim dramatyzmem (pamiątka z początku sierpnia '44, prawdopodobnie).


Bonusowo, zapowiedź obszernego wspominania kamienicy Wolska 129, którą niedawno przeciął wykop pod kable, a miejsce jej pobytu zaznaczono symbolicznie na poniższym przeźroczu (co wiąże się tematycznie także
z początkiem sierpnia).


poniedziałek, 5 września 2011

Sabat w parku


Poranne doniesienia archiwalne.

Jak właśnie donosimy, w Parku Sowińskiego odbył się już sabat muzyki marmoladowej, którego główną gwiazdą był znany i lubiany zespół z kraju Abby — Sabbaton.

Szwedzki zespół ma ogromne zasługi w krzewieniu potęgi militarnej II RP. Zaśpiewał balladę o Wiźnie oraz pieśń o Uprajsingu Warszawskim, które to odświeżyły światu, że Polak umie ginąć i odniosły się tam doniosłym hitem.
Ale nie tylko tam, bo i tu — w Polsce i na Woli, od Ełku po Sanok — sabatonowa muzyka spowodowała ogólnonarodową chęć dumy i wzrost szacunku. 

Nic też dziwnego, że do koncertu w Parku Sowińskiego ustawił się długi tłum. Każdy kto odstał w ogonku i wniósł opłatę 90 złotych, mógł swobodnie wynieść z imprezy dowolne wrażenia.


Od czasu otwarcia parku w 1937 r. i masowych egzekucji z 1944 r., które odbywały się po drugiej stronie, widocznego na zdjęciu, płotu nie było tutaj tylu Polaków.


To dobrze, że młodzi mają chęć na swoich wzorców i to ich porusza. Że na koncerty nie przychodzą już dziani w cekiny i skóry zwierząt, ale w schludnych bojówkach i tiszertach z żelaznym krojcem.

Na polskim odcinku prężnie działa marmoladowy klub Sabatonu — Polisz Panzer Battalion. Odbywa dużo pracy, aby rozbić schematyzm niewiedzy i zaściankowość myśli o narodowym bohaterstwie.
Próbują go odciążyć też inne fankluby, o swojsko brzmiących nazwach, np. Polnische Panzerabteilung Rosomak i Polnische Panzerdivision Twardy. 



Zainspirowani historią wyśpiewaną ustami zza morza, na podbój zagranicy szykują się już polskie zespoły płynące z nurtem bohaterskiej muzyki. 
Aby odwzajemnić sympatię, nasi uderzą najpierw w Skandynawię hitem o spaleniu przez Szwedów wsi Wola i Blizne w 1705 r. podczas III wojny północnej, zaś potem rozleją się na wszystkie kierunki, sławiąc imię oręża takich państw jak Burkina Faso, Gwatemala, czy Majdanek.

_____
Niestety byliśmy tyko przejazdem, w drodze na grzybobranie, więc oczostniczeliśmy tylko kolejkę. Muzyki nie spotkaliśmy i na jej temat nie zabieramy głosu, żeby nie odrazić sympatii.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Salon dwunastu tysięcy


Salon samochodowy przy Górczewskiej, zbudowany w bardzo chwytliwym marketingowo miejscu — w miejscu, gdzie zamordowano dwanaście tysięcy warszawiaków — po raz kolejny kusi, po raz kolejny wchodzi w dialog
z symbolami i spektakularnie męczeństwo ubogaca.
(Poprzednio ubogacał vatem).

Porażka cywilizacji.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Kolumbowie > zaczątek

Jedną z nitek nabateryjkowego kłębka, od foty Dw. Zachodniego poczętego, są "Kolumbowie"  Morgensterna (w jednym z syntetycznych ujęć wspomnieliśwa ze szwagrem o zamachu na "Panienkę"). Mamy zamiar ten temat drążyć do najdrobniejszego atomu.
Dzisiaj zaczątek, czyli to co lubieto: cegiełki + gołąbki, w dodatku zacytowane z "Kolumbów".


Wersja alfa czołówki (bez napisów).

Początek serialu to, naszym zdaniem, arcymajstersztyk! Nie dość, że cegły nigdy chyba nie odegrały tak ważnej roli w filmie, to prostota tego pomysłu, klimat i uroda skamerowania są po prostu zmiażdżące.
Teraz czołówki w filmach prześcigają się w ekwilibrystycznych sztuczkach, Afterefektach, Majach i innych renderingach a tutaj mamy mur z cegieł *, napisy białą farbą i walącą po grdyce muzykę Matuszkiewicza w tle. Kapelino z głów przed panem Gwiazda Poranna!



Z kolei gołębie ** odgrywają kluczową rolę na początku 4-go odcinka serialu
(pt. "Oto dziś"). — Gwałtowne zerwanie do lotu gołębi spłoszonych serią wystrzałów, ilustruje moment wybuchu Powstania. Kolejny arcymajstersztyk. I kolejny przykład prostoty w mówieniu o rzeczach najważniejszych. No i ta symboliczna "warszawskość" całego przekazu...
Pewnie niemiłośnicy gołębi zrobiliby tą scenę z udziałem latających syrenek. Syrenki latałyby z bimbałkami na wierzchu, z fajną szabelką i — co najistotniejsze — nie defekowałyby po parapetach. A z taką mieszanką seksu i higieny sukces komercyjny byłby murowany.

W wywiadzie z reżyserem w GW, mówi on, że kluczem do filmu, o którym widz będzie pamiętał przez kilka następnych wcieleń, jest umiejętność "wzięcia go za mordę".
W "Kolumbach", Obserwator jest brany za mordę wielokrotnie. Wyprowadzonych jest też kilka szybkich prostych w szczękę, dwa lewe sierpowe a całość ociera się
o nokaut.



Warszawiaku! czy wiesz że... że miarą twojej warszawskości jest również stosunek do gołębi?


Stej na antenie.
Kolumbowie niebawem powrócą! Wraz z nimi zainauguruje działalność
I. Warszawska Grupa Rekonstrukcji Filmu Historycznego.
To będzie chwilowa wiekopomność! Odtwarzacze esesmanów miejcie się
na baczności.

________________
 * Niestety nie widać poklatkowo ani jednego stempelka.
** Redakcji nie udało się ustalić ich imion.


poniedziałek, 22 listopada 2010

Atak różowych mutantów!

  z cyklu    ahoj z przyrodą! 


Jak co dzień, Różę ubywa się planowo. Otworzyły się nowe perspektywy na muzealnych powstańców. Ich dyrektor — Jan Ołdakowski — jak co dzień, trwa dzielnie na posterunku.

I to jest norma, to jest koool. Wlaściwie nie dzieje się nic niezwykłego.

Ale pod osnową monotonnej codzienności, pod powierzchnią Grzybowskiej rozgrywają się przerażające, obślizgłe biofluktuacje... Armia olbrzymich ślimaków mutantów sposobi się do podboju stolicy! Już lada chwila, wyhodowane na ponadprzeciętnych dawkach rtęci, rozregulowane genetycznie w sztucznym blasku jarzeniówek, pamiętające jeszcze czasy Gerarda Philipsa ślimiaki wyjdą na żer!!!

Na bogów! niech ktoś coś zrobi, zanim ta dzicz rozpełznie się po ulicach! Zanim stanie się pożoga i krzywda!!!

Jeden z mutantów, zapewne generał, wraz z adiutantem. Ma kilkanaście centymetrów długości, barwy wojenne, emituje fale skondensowanego zła i tylko milimetry dzielą go od wyjścia z kanału w miasto!

Ludzie! Omijajcie róg Grzybowskiej i Karolkowej!

Dopóki nie zbierze się sztab kryzysowy i nie zostaną oznajmione obwieszczenia trzymajcie dzieci, zwierzęta
i ręce przy sobie!

Na przeciwko jest posterunek milicji, może oni coś zapobiegną na pierwszy ogień? Może dyrektor Ołdakowski otworzy tajne magazyny muzealne
i uzbroi zwiedzających powstańców?
Poki co, w obecnym momencie lepiej nie pojawiać się w tym rejonie.
Już kilku złomiarzy zniknęło bez wieści..

Komunikaty będą podawane na bieżąco.

Smacznego!


wtorek, 3 sierpnia 2010

Postanie



Hej Polaku stołeczny i zamiejscowy! Czy Ty także poszedłeś pójść stanąć o przedwczorajszej 17stej? Zatrzymać się hołdując i rozpamiętując okrągłą - sześćdziesiątą szóstą rocznicę? Następna taka rocznica - dziewięćdzisiąta dziewiąta - będzie dopiero za lat 33! (także ten kto nie stał przedwczoraj musi się uzbroić w cierpliwość).
Ja np. stałem na odległym Kawęczynie, pierwszy raz od kilkunastu lat wsłuchując się w sierpniowy syreni śpiew, popularnie zwany wyciem. Ale tam jest elektrociepłownia, także ma odpowiednie rezerwy mocy, aby syreny były wyraźnie słyszalne.
W ogóle, to najlepiej byłoby z wycia syren uczynić oficjalny hymn stolicy - pasowałby i ikonograficznie, i historyczno-martrologicznie. Jutro złożę stosowną inicjatywę do Urzędu Hymnów i Melodii.

Trochę w dygresję pobiegłem, a chciałem głównie powiedzieć, że Powstanie nie miało sensu, bo skończyło się porażką. Gdyby jego wynikiem była nieporażka to sens by miało.
Co prawda miasto odrodziło się niczem Feniks z popiołów, ale to już nie był ten sam Feniks, jakiś mutant raczej polepiony z wędrówki ludu pracującego i cegieł rozbiórkowych.
Z drugiej strony jest oczywiste, że Powstanie musiało buchnąć, bo młodość ma swoje prawa i musi się wyszumieć a większość powstańców wspomina okres zabijania Niemców jako najpiękniejszy w ich życiu. Czyli musieli bawić się wyśmienicie a robiąc demolkę w skali miasta musieli się czuć prawdziwie wolnymi.
Widać zresztą jak współczesna chuliganerka spod znaku Legii i Polonii darzy niezwykłej intensywności szacunkiem ustawkę z roku '44. Moim zdaniem, kryje się pod tym zwykła zazdrość, że nie mają możliwości aż tak się rozbujać jak ich dziadki i pradziadki. Co najwyżej zdemolują jakiegoś solarisa lub ikarusa, ewentualnie zakłócą ciszę nocną.

Ale pomimo tych antyrefleksyjnych myśli jeśli jakiś Niemiec by mi kolbą załomotał, to odłomotnąłbym mu z podwójną siłą.

Coż... Poki co na żadną zadymę się nie zanosi. Chyba, że PiS wypowie wojnę Rosji w odwecie za Tupolewa. Ale wtedy nie będzie zbyt dużo czasu na powstanie. Lepiej będzie się od razu położyć.


xxxx


Na Płockiej oficjalne czczenie Powstania odbyło się rano. Gazikiem przyjechała grupa szturmowa złożona z dwóch harcerek z warkoczami i czterech panów o zróżnicowanym typie owłosienia. Motorem Ural z koszem, w kurtce moro i hełmie wz. 67 przybył pan z wąsem. W koszu przywiózł dziecko.
Były znicze, kwiaty i chorągiewki. Poczcili chwilę i pojechali.



sobota, 3 lipca 2010

Ziemia

Kapitulacja Warszawy

A u stóp nieba nad Wojciechem mnóstwo cegieł. Obwąchaliśmy je z należytą starannością w poszukiwaniu stempelków. Przeszorowaliśmy nosem cały kościół na obkoło. 
Znaleźliśmy skupisko dość rzadkich i ładnych Dreglinów, dwie cegiełki
z Kopytowa, kilkanaście Chylic, jeden Fordon, i cyferki.

Dreglin
Chylice

Jednak znaleziskiem o wiele bardziej innym byli ludzie w cegłach zaklęci: nazwiska, daty, adresy na nich zapisane. Ludzi już nie ma, ślad pozostał.
Prawdopodobnie podobna idea przyświecała pracownikom cegielni, którzy zostawiali swoje odciski palców w mokrej glinie, przed wypaleniem cegły, pozostawiając ślady papilarne dla potomności.

papilaryzimno

Najstarsza data zapisana na murach kościoła to rok 1938, najmłodsza - 1964 (nie licząc paru dzierganek współczesnej łobuzerki). Np. 31 maja '38 ktoś oznajmia kredką niebieską, że "zimno i deszcz" (ta sama ręka kilka miesięcy później mówi, że jest "pięknie"). 
W '44 roku już pięknie na Woli nie było.. Ktoś zapisał lakonicznie: "30 IX 1944 Kapitulacja Warszawy". Pod tą samą datą jest jeszcze jeden zapisek, ale, póki co, jest w trakcie deszyfracji (metodą replasyzacji, thresholdyzacji i robienia codziennie foto w różnych słońcach).

W św. Wojciechu od 6 sierpnia '44 był obóz przejściowy dla cywilów, których Niemcy wysyłali do durchgangslagru w Pruszkowie lub - w ponurym wariancie -  na przykościelny cmentarz. O tym co się tam wtedy działo jest dużo relacji, wszystkie mówią o tym, że świątynię opanował "Kusy".
W sieci pojawiły się też zdjęcia z Bundesarchiv dokumentujące tą gehennę.
 > np. tutaj
 

Kiedyś słyszelkśmy/czytaliśmy, że ludzie zamknięci w kościele, obawiając się najgorszego, zapisywali, wydrapywali na ścianach swoje nazwiska, adresy, wiadomości dla najbliższych. Całe wnętrze kościoła pokryte było inskrypcjami. Pozostawały tam na dość długo, dopóki nowy proboszcz nie zapragnął mieć ładnie i jeden z najbardziej obrazowych, wstrząsających śladów powstania zniknął pod tynkiem. (Jak się dowiemy, który to był rok, dodamy info).

Obecnie systematycznie są zalepiane ślady po kulach i odłamkach.
Pewnie niebawem pojawi się styropian.

kulki

Podejrzewamy, że część ze znalezionych napisów może być właśnie pamiątką z tego czasu. Najbardziej oczywiste są te pod datą 30 IX 1944. To dzień negocjacji zawieszenia broni (miasto skapitulowało 3 dni później). Taka "podejrzana" nieścisłość paradoksalnie świadczyłaby o autentyczności tej notatki, ale jak jest na prawdę to wiedzą tylko ci co to wiedzą.. (i św. Wojciech, oczywista ;)

Uwaga! Proszona wzmożona baczność! Zaraz polecą przeźrocza
z niektórymi inskrypcjami!
Można spróbować odczytać nie odczytane (jeśliś Polak i warszawiak).


inskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcja

— (kliknij, aby sobie dowidzieć) –


sobota, 29 maja 2010

Wilcza 72

Po raz któryś tam próbowałem odczytać suwakami w fotoszopie napis obok bramy kamienicy na Wilczej, złowiony 5 lat temu. I znowu się nie udało. Że "bus" to widać, ale reszty nie.
Ciekawe co tam było.. Przystanek z pierwszych dni po wyzwoleniu? Takie surowe malunki na warszawskich ścianach robią mocne wrażenie: bezpośredni kontakt z ręką malującą, z zaświatami, z czasem przeszłym i wyobraźnią. Trochę takich napisów jeszcze zostało - głównie rozminowujących (na Odolanach jest nawet napis zaminowujący ;), inne poszły w relikwie.

Wilcza 72


W zeszłym roku poszedłem na Wilczą, żeby zobaczyć, czy napis jeszcze istnieje, ewentualnie podpytać starych mieszkańców o jego treść. Kamienica była w remoncie totalnym. Napis jeszcze był widoczny, ale to były chyba jego ostatnie sekundy.  Lokatorów nie było, bo w kamienicy bez stropów niewygodnie się mieszka.
Napis na zawsze zostanie zagadką. Szkoda też postrzelanej fasady tej kamienicy.

Wilcza 72

A to uboczny efekt mojego majdrowania suwakami, czyli wilcza krew >

Wilcza 72


Gdyby ktoś o wzroku przenikliwem przeniknął jednak treść powyższego napisu, uprzejmie proszę o telefon. Uwaga. Dyktuję numer:

Możliwy jest również kontakt osobisty.