Wchodzimy w zapowiedziane głębiej z murem.
Łowcom nagród i łolhanterom rzucimy garść murowanych tropów.
Po pierwsze mur został zaślubiony dewastacji już wcześniej. W zeszłym roku dłoń wandala nakreśliła go znakiem zagłady. Trudno więc uznać za przypadkowe, że wywrócił się centymetry tuż obok klątwy i rok potem właśnie. Zdewastowane zostały sekwencje cegieł między filarem nr 8 do nr-u niemal 13 na kierunku wschodnim, a sam przeklęty doom goes no boom.
Czy to wręcz nie niemożliwe, nie?
<>
Po drugie, tam ciągle się schodzą i patrzą ludzie. Poniżej widzimy kręcącą się parę, kochającą mur akurat na odcinku zdewastowanym i krwawem potem. Niby zaduma, ale różnie bywa. Obserwujemy też kolejny slajd, jak ktoś czarny zbiega i oddala ogrodzenie jak oparzony, zaś mur się na niego wychyla i skłania. Parzy się również w tym samym miejscu dewastacji
z przyszłości i ewidentnie coś kłamie. No coś takiego, prawda? Czy to nie dziwne i nieprzypadkowe?
Wzdłuż muru snują się też auta osobowe lub ciężarówki znające niejedne transy. Na poniższym slajdzie widzimy jak cegły kruszeją i dopasowują do zarysu naczepy z Koszalina. Mimikra popada w empatię, empatia w chlorofil, a ten finałowo rozkwita bajecznym drzewem, summa summarum. Trop o samozwaleniu jest jednak najmniejszym i najmniej godnym do przyjęcia, bo odbiera nadzieję.
<>
Kolejna tropa, no właśnie, drzewa! Drzewa mogły tego dokonać swą niewidoczną częścią. Mur w miejscu dewastacji i tak był mocno wychudzony, na jedną cegłę, w trakcie ćwierć wieku właścicielstwa właścicieli wychylony już tak bardzo mocno ku ziemi, że wszyscy myśleli, że lada dzień się wyścieli, i wyobraźnią widzieli, że zaraz podrzucone korzeniem cegły rozpiszgną się na zewnątrz, co w końcu wszyscy zobaczyli, bo
zrelacjonował to na ciepło ważny portal o wypadkach i stłuczkach TVN Warszawa.
I tak jak liczba mnoga w gończym afiszu Biernackich sugeruje pomoc zorganizowaną, to tytuł tefałenu wprowadza w Bierniku dodatkową mnogość gazowni (tj. "wolskie gazownie"), no ale dziennikarze motoryzacyjni mogą się za dobrze nie znać na wszystkim. Jest również możliwość, że TVN Warszawa zaczął wreszcie informować warszawską gwarą, ale jeden tytuł skowronka nie czyni.
Drzewa to potęga, nie należy z nimi wchodzić w bójkę, a fundacja właścicieli Woli wykarczowała ochoczo mnóstwo drzewostanu po linii prośby konserwatora Michała i społeczników Zwoli. Oby pozostałe drzewa w gniewie za poległych bohaterów nie roszsadziły samych zbiorników, a nie tylko ich okalenia.
<>
Trip czwarty jest bardzo następny. Podejrzewa działalność zorganizowaną. Wiadomo, że od wielu lat działa w stolicy gang doktora Burzymurka. To on odpowiada za liczne dewastacje warszawskich murów.
W lutym 2011 burzył na Bródnie,
w marcu 2012 zawalił powązkowski na Smętnej,
aby kilka miesięcy później podjąć nieudaną próbę dewastacji na ulicy Spokojnej.
W tym roku wypłynął na mury krajowe i
zdemolował Kraków, a odbyło się to 24 września – o zgrozo! rety! – na 3 dni przed nocą zagłady Prądzyńskiego!
Z kolei doniesienie od słuchacza pod
poprzednią audycją mówi już o wampirze szalejącym liczbie pojedynczej na całym Szląsku i 1 milionie nagrody (to jest dopiero nagroda!).
Podsumowując. Widać, że sama fundacja optuje się na "gang doktora", bo używa liczby mnogiej w ogłoszeniu wskazującym (że "sprawcy"). TVN rozmnaża gazownię, ale trudno wyczuć stanowisko co do liczby bandziorów.
<>
Kolejny szerlok pochodzi od niedopałka. Od wielu miesięcy na terenie zbiorników trwa mozolny teren budowy i wejście zabronione. Strop wyższego zbiornika jest styropianizowany i to właśnie wtedy spadający niedopałek papierosa mógł się zatlić, zająć mur dewastacją, a nawet zranić jakieś przechodzące dołem nocne dziecko.
Nie jest to pozbawiona teoria, ponieważ na początku września spłonęło biuro parkingu mamy Mariusza & Co. (Prądzyńskiego 11, na przeciwko zbiornika). Szczęśliwie nie było ofiar, ale ucierpiało kolekcjonowane latami mienie, a spółka musiała przenieść swoją siedzibę na sąsiednią, strategicznie i numerologicznie nieporęczną, posesję nr 13. Lecz nie z nami ta numerologia. Parkingi nie płoną se bez powodu i mocodawcy.
Dzieci w dole są w tym rejonie szczególnym oczkiem u wagi, ponieważ fundacja w temacie "pojęcia" stawia sobie na celowniku
krzewienie dzieci
w kulturze technicznej. Jeden z donosicieli pod tekstem w tvnwarszawa wskazuje je nawet jako bezpośrednich wykonawców dewastacji muru.
No, jak tak można? Tutejsze dzieci nigdy nie bujają.
<>
Po szóste: ochrona. Dewastacja odbyła się kilkanaście metrów od parterowego apartamentu ochrony. Niemożliwością wręcz wydaje się, że niedopałek lub gang steroryzował mur pod rosłym nosem ochroniarzy.
A jeśli to sami strażnicy coś tu trenowali nocą? ćwiczyli na ogrodzeniu paralizator, kopy spółobrota lub lewe ciosy sierpniowe? Trzeba by w sprawie spersonalizowania sprawcy podjął czynności wykrywcze odpowiednio zzadaniowany policjant,
cytując słowa pani komisarz oficer prasowej praskiej. W wolskich kolosach miesza się obecnie tylu robotników ochrony, temat leży na styku tylu powiązań z politykami, gangiem, Gandhim i prokuraturą, że wyłuskanie tego igłą będzie niesłychanie wręcz niemożliwe.
Ochrona kolosów w olejnej impresji znanej wolskiej artystki Pauliny Kosowskiej robiącej w poetyce płótna i świętości. Trzeba podkreślić, iż tota sama poetka, która namalowała zjawiskową melancholię na temat postaci w niemieckim hełmie chcącej wydostać się z bunkra na Górczewskiej. Do nabycia na koszulki, nogawki, proporce, dziary.
<>
I wreszcie ostatnie: zapomniana rozbiórka. Wiosną na znak wykazania się pracą państwo fundacja rodziny poczęli rozbierać teren, demontować rzeczy, detonować zieleń i studzić protesty, tak więc przy okazji mógł też zostać rozebrany fragment ogrodzenia, który roszpizgnął się nocą z 27 na 28 września. Rozebrano przeszłość, aby posunąć ją w przyszłość.
Jak zapowiadaliśmy wcześniej – klandestino, kamfora, kamorra i nic tu więcej słuchaczu nie wyniuchasz.