Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nieWola. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nieWola. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 listopada 2010

Latający Cyrk Reduty Ordonówny

  z cyklu    listopadowa turystyka pasożytnicza 


DZIAŁ SPRAWOZDAWCZOŚCI.
Z okazji listopada i przywołanej przedwczoraj dni temu Nabateryjki wychylimy się śmiało w emocjonującą wycieczkę w dzielnicę za torami do Wiednia — w Ochotę.
Dość trudny będzie tylko sam początek — moment przejścia tunelu gazującego (2 minuty) i Ronda Zesłańców Syberyjskich (45 min.). Reszta to już przysłowiowa pryszcza z masłem. *

Po dokonaniu powyższych trudności śmiało wkraczamy w Aleję Bohaterów Września, mijamy plac budowy Ośrodka Kultury Muzułmańskiej (1 min.
+ 2 min. na konsumpcję ekumenicznego hasła)
i już po chwili patrzymy
w kamienicę nr 19
 (1 min.) — potencjalną ofiarę obiektywu faszystowskiego najeźdźcy ze zdjęcia "Warschau West".


Dochodzimy do wniosku (20 sek.), iż faktycznie to owa kamienica występuje w kadrze; odgrywa rolę drugoplanową, nawet nie załapała się na odpowiednią przysłonę, ale zawsze. — To ta z prawej strony okupowanego zdjęcia — najwyższa i najniewyraźniejsza. Co prawda w tamtych czasach nie stała jeszcze w żadnej alei, Bohaterów Września tym bardziej, lecz na ul. Bema. Nieżyjący generał przebiegał wtedy dystans od Wolskiej aż do Opaczewskiej. Kamieniczka jasna (już nie istniejąca, z lewej) stała przy dość efemerycznej ul. Józefa Szujskiego (na króciutkim odcinku łączącym Bohaterów z Zesłańcami **; nieco dalej — przy Szczęśliwickiej — równie krótki Szujski odradza się ponownie).

_______________________
  * Można także przejść tunelem pod Zachodnią, ale ze względu na obecne tam stałe zagrożenie bakteryjno-mykologiczne należy traktować ten wariant jako ostateczność.
** Alternatywy opis połączenia: łączą się Bohaterzy z Bitwą Warszawską 1920.




DZIAŁ LIKWIDACYJNY.
Teren w rejonie Bohaterów Września, ulicy Żwirowej i Na Bateryjce swoją specyfiką, i tajemniczym, pierwotnym klimatem dorównuje niemalże temu czym można się odurzyć pielgrzymując na Odolany, Kozią Górkę, czy w rejony obwodowe. Jest kwintesencją postkolejowej apokalipsy w miniaturce. Właśnie z racji maciupkiej przestrzeni, dodatkowo dorżniętej od zachodu Blumiastem, nie ma tam takiego rozmachu jak na bliźniaczych terenach po drugiej stronie torów. Stare podkłady już tu się nie wonią *, elektrowozy nie wymiatają z szyn roztargnionych miłośników kolei **, ale ten wyjątkowy, narkotyczny zapach czasów odległych, parowozów dymiących i ludzi zaprzeszłych — jak najbardziej (co najmniej 300 minut).

Domki na baterie: powyżej w 1995 r. i dwa wczorajsze.
Nabateryjka to 200 metrów polnej drogi i kilka czegoś na kształt domów. Tylko dwa z nich
są przedwojenne: narożna ruina nr 2 i dom
pod 10-ką (najbardziej zadbany i sympatycznie uczłowieczony). Na wojnie straciły dachy i tzw. wyposażenie wnętrz, pozostały tylko wypalone mury. Ogień jest dość powszechnie występującym żywiołem a podczas wojny upowszechnia się on
w szczególności***.



W 1939 r. pod 10-tką było stanowisko naszego ckm-u. Nacierających wzdłuż Al. Jerozolimskich faszystów siekliśmy długo i tysiącami do czasu.. gdy Niemce nie zaszły naszych żołnierzy od tyłu (od Bema) i bohaterska załoga obrońców domu nr 10 została wzięta do niewoli.
Na krótko, bo parę chwil później Niemcy zmodyfikowali koncepcję
i postawili jeńców pod murem. Dla towarzystwa spędzili jeszcze kilkunastu mieszkańców okolicznych ulic. Wszystkich rozstrzelali.

Powiernikiem tego ponurego epizodu jest właściciel domu nr 10 — pan W.
Przy odrobinie szczęścia, jeśli umiemy i lubimy patrzeć, możemy zobaczyć od niego tą opowieść osobiście (co najmniej 300 min.).

Przez 5 kolejnych lat Niemce udoskonalali przytoczone powyżej techniki sztuki wojowania. Np. największym postrachem okolicy był bahnschutz
o ksywie "Panienka" (Karl Schmalz), dowódca posterunku policji kolejowej na Dw. Zachodnim. Specjalizował się w polowaniu na kradnących węgiel z wagonów. Ponieważ tym zajęciem trudnili się tutaj niemalże wszyscy, faszystowska "Panienka" miała na sumieniu wiele istnień.
Karierę Szmalca zakończyli czyściciele z Kedywu: na początku marca '44 zdezintegrowali go pozytywnie i efektownie w miejscu pracy ****.
Szkoda tylko, że tak późno zeszmelcowano feldfebla Szmalca..

Fakty zwiazne z wojną nr dwa są gruntownie i szczegółowo opisane. Można dowiedzieć się dużo na ten temat z lektur szkolnych, lektur wspomnień, rozmów z pradziadem etc., także nie odbiegajmy nadto od naszej marszruty. Wróćmy na szlak, i — na chwilę — do teraźniejszości.

_______________________
       * Są tłamszone przez spaliny z Alej, no i oczywiście przez dymy okolicznych
papierosów.
    ** "Tory to nie promenada" — jak mawia kumpel Zenek, maszynista-emeryt
z pokaźną kolekcją gapowiczów zabieranych na maskę elektrowozu.
  *** W czasach pokoju, kult ognia niezmordowanie krzewią rodzimi projektanci obrazków na pudełkach zapałek. W lecie zapałki miały okładkę zatytułowaną "Lato", z krotochwilnem rysunkiem stóp wystających z płonącego namiotu, zaś obecnie na topie jest pudełko bez namiotu, bez nóg i bez tytułu, ale ze względu na ponadnormatywną ilość płomieni fabryka zapałek powinna zatytułować tą serię "Piekło".
**** Przebieg tej akcji skamerował Janusz Morgenstern w 2. części "Kolumbów"
z '70 roku (w "Żegnaj Baśka").
Za to instrukcją obrabiania węglarek rozpoczyna się arcydzielne "Pokolenie" (1954).




WSTĄPIŁEM NA DZIAŁO...
.. grzmiał, donosił Adam Wieszcz.

Nadszedł czas na dokładne wejście w patrzenie w na Na Bateryjkę.

Po krótkiej chwili analizy całości tekstu wieszczywiersza i po odpoczynku w teraźniejszości (pełny kwadrans 15-minutowy) przenosimy się ze naszym spacerem w część centralną baterii, tam gdzie plus ściera się z minusem *
a z nagromadzonej się wtedy energii powstają czasoprzestrzenne turbulencje, zaś w umysłach czołowych varsanazistów epoki internetu otwierają się dziury czarne.
Wejdźmy zatem w samo jądro — tam gdzie w proch prochem wybuchł Ordon Julian Konstanty, etatowy podporucznik artylerii lekkiej Królestwa Polskiego i tam gdzie kilka chwil później — nim na ziemię dotarły cząsteczki Wielkiego Wybuchu (poniżej 0,001 sek.) — z prochu tego powstał nadporucznik, Nadjulian, etatowy celebryta historii Polski kalibru ciężkiego. Mistrz w sztuce kamuflażu.
Mason i Polak.

_______________________
  * Plus to Aleje J., minus Al. B.W. (lub odwrotnie, zależnie od preferowanej orientacji)



[Depesza z kabiny pilota]
Jeśli ktoś z użytkowników wycieczki czuje się teraz lekko zagubiony, zboczony ze ścieżki lub oszołomiony potokiem słów, porządkujemy:
a. akcja: Na Bateryjce, Ochota, Warszawa, Ziemia.
b. bohaterowie: Ordon., Września
c. czas akcji: listopad, rok 2010, rok 1831.

Znajdujemy się wewnątrz Klubu 54 **.
Innosłowem: SIEDZIMY JUŻ W TEJ REDUCIE PO USZY!

_______________________
  ** Niestety jest to lokal dla niepalących wędrujących. Cóż poradzić? takie czasy.. Poza tym duchowy patron tego miejsca — Ordon Julian K. — był zapiekłym wrogiem tytoniu. Kiedyś sam palił nałogowo, ale od 6 września 1831 roku i wybuchu w prochowni nie zapalił już ani jednego papierosa.



****

Czas antenowy dobiega końca. Redakcja musi się teraz zająć tzw. sprawami.
Dalszy ciąg ekspedycji powróci kiedy indziej lub (tradycyjnie) nie powróci
w ogóle.
Tak, czy inaczej planowane jest jeszcze więcej prawdy, odniesień, myśliników, dygresji, didaskalii, "brania w klamerki", itd.!
Planowane jest także przywrócenie  o d p o w i e d n i c h   p r o p o r c j i ...

W programie przewidziany jest również pierwszy w kraju pokaz fabryki miotania flegmy w kierunku varsavianistów, zaś specjalnie pod kątem anonimowych komentatorów (typ Anita) odbędą się pokazy lania żółci, woltyżerki zawiści i żonglowania zazdrością.
Spokojnie.. — nie zapomnimy także o konkursie mierzenia podpisów autora! Czyż to nie cudownie? :D
Przez cały czas otwarty będzie polowy bufet, będą serwowane posiłki regeneracyjne (kawałki świeżej cegły okraszone delikatną posypką ceramiki Dziewulskiego, dreny a la Roniker w ciepłej polewie majolikowej zakładów Asterbluma i wiele, wiele innych). Wszystkie ingredienty pochodzą z najlepszych, starannie wyselekcjonowanych, glinianek okolic Warszawy!

I jeszcze, na koniec, już poza anteną, jedna z map, z której będziemy korzystać podczas dalszego ciągu spacerowego. Bez mapy nie ma mowy
o celnym miotaniu flegmy. Wuuala!



wtorek, 2 listopada 2010

Odbudujmy getto!


Tematyka żydowska często przewija się na kolegiach redakcyjnych Lokalnego — niebawem kolejny nr — Obserwatora. Szczególnie, że jego pierwsza siedziba odbywała się na Muranowie, na ulicy Niskiej, na terenie getta.
Żydowska historia, żydowskie zwyczaje, żydowska kultura, żydowski mistycyzm i pożydowskie okruchy znajdowane pod ziemią. Cała ta świadomość, że pod poziomem chodnika leży pogrzebana starożytna cywilizacja towarzyszy redakcji nieustannie.

Dlatego też Lokalny Obserwator wychodzi z inicjatywą rewitalizacji getta! 

Pierwsze koty zostałe już posunięte — stolicę odwiedzają tłumnie wycieczki młodych Izraelczyków, na Muranowie powstają nowe latarnie, nieczynne w sobotę kawiarnie, nowe miejsca pamięci, gazety i blogi, a na placu przy Lewartowskiego w błyskawicznym tempie budowane jest Muzeum Historii Żydów Polskich [w dalszym planie na zdjęciu, tam gdzie widać dźwigi]
Po  drugiej stronie Marchlewskiego równie dynamicznie posuwa się rewitalizacja chłodem, której kulminacją będzie symboliczne podkreślenie miejsca gdzie stała Kładka. 

Odbudowę getta można by rozpocząć od odkopania fundamentów przedwojennych kamienic. Wystarczy tylko zdjąć warstwę ziemi ze sztucznych nasypów, na których stoją muranowskie osiedla, (np. na Nowolipkach, Dzielnej, Świerczewskiego), socrealistycznego Muranowa nikt nie będzie raczej żałował, poza tym i tak wszyscy myślą, że jego nazwa powstała na cześć bohaterskich drużyn murarskich.
Drugą sensowną opcją jest rozkopanie każdego wolnego skrawka zieleni, odsłonięcie tym samym piwnic i stworzenie tam miejsc skupienia z przeszłością, wciągających turystów niczym muchy w sieć  ruin Pompei.
My byśmy odbudowywali a Warszawska Gmina Żydowska zadbałaby o zaplecze hotelarskie, handlowe i marketingowe.

Zresztą gmina żydowska już wyszła z inicjatywą! 2 miesiące temu, do urzędu miasta wpłynął ich wniosek o wydanie pozwolenia na zabudowę — widocznego na górnym zdjęciu — placyku.
Ma tam powstać 8-mio piętrowy hotel, podziemny parking oraz centrum kultury żydowskiej.
Teren znajduje się pomiędzy kopcem Anielewicza przy Miłej [widocznego z lewej strony fotki] a blokami przy Niskiej (wschodnią granicą jest ul. Dubois, zachodnią — boisko szkoły przy Niskiej).

Odpowiedzi urzędu jeszcze nie ma, za to pojawił się już ostry protest mieszkańców sąsiadnich bloków, którym wizja odebrania światła słonecznego i jedynego w pobliżu kawałka trawy, jakoś niespecjalnie przypadł do gustu. Mieszkańcy protestują też z powodu braku jakichkolwiek konsultacji w temacie odbudowy getta. Obawiają się, że zostaną postawieni przed faktami dokonanymi.

Ta sprawa jest dosyć świeża — minęły niecałe 2 tygodnie, od kiedy mieszkańcy Niskiej dowiedzieli się o hotelowo-kulturalnych planach — ale kilka lat temu odbyła się już dzika rozróba o to samo miejsce, gdy developer chciał postawić tam komercyjne apartamenta.
Wtedy stroną protestującą była gmina żydowska. Twierdzili, że miejsce, tuż obok kopca nie może zostać zabudowane, cytując: 

"... charakter pomnika i postać, którą upamiętnia oraz jego otoczenie powinno sprzyjać refleksji oraz zadumie a ponadto umożliwiać w sposób niezakłócony organizację i przebieg rocznicowych, i innych uroczystości upamiętniających postać M. Anielewicza oraz powstanie w gettcie".

A także: 

"... niedopuszczalne jest lokalizowanie w bezpośrednim otoczeniu kopca miejsc postojowych dla samochodów, funkcji rekreacyjnych, placow zbaw dla dzieci oraz zalecane jest postawienie między projektowanym budynkiem a otoczeniem kopca terenu zielonego, ewentualnie z ciągiem komunikacji pieszej".

Padły wtedy również argumenty natury technicznej, m. in.:

"... prowadzenie przez dłuższy czas zaawansowanych prac ziemnych w pobliżu obiektu może stworzyć realne zagrożenie dla konstrukcji kopca".

Jeśli obecnie mieszkańcy Niskiej będą równie skuteczni co Żydzi kilka lat temu, to odbudowa getta może utknąć w ślepym zaułku... Byleby tylko nie wymachiwali krzyżem, bo święta wojna może wybuchnąć.
Póki co — 4 listopada (o 17.30) — spotkają się z burmistrzem Śródmieścia, aby wymienić kilka (lub kilkaset) kulturalnych uwag.


Lokalni Obserwatorzy, będą patrzeć z uwagą w rozwój wypadków, komentować go i donosić na eterycznej wolskiej fali. Obserwatorzy nie chcą opowiadać się po żadnej ze stron, bo przyklei nam się łatka. Choć bardzo nie lubią hipokryzji i arogancji. 

Okolice Woli > A2


Śledzona była jesienna autostrada Adwa, blisko, bo niedaleko.
Autostradą tą Mazowsze pojawi się wreszcie w XX-ym wieku, rozkorkują się przykorkowane jezdnie stolicy a kierowcy przestaną używać brzydkich wyrazów.
Na odcinku południowym powbijano słupki i już lada dzień w przyrodzie poleje się asfalt.

Oto kilka dodatkowych mignięć ze słupków i tabliczek:


To właśnie stamtąd nadjedzie asfalt. Zginą miliony istnień — robaczki, bakterie i potencjalne ryby; ptakom przemieszają się korytarze napowietrzne i zaprzestaną piskląt.
Na wielką drogę nie może się za to doczekać właściciel wielkiej willi (środek zdj., w oddali). Wybudował ją wiedząc o przyszłej autostradzie i — przede wszystkim — że  odszkodowania będą płacone od kubatury. 

wtorek, 26 października 2010

Wieczorna zagłada


Nastrojowa zagłada. Melanholijna.

Miała miejsce 2 tyg. temu, w okolicach orła pod Nasielskiem z poprzeniej notki.
Jest bardzo oburzające — typu hańba/niegodziwość — iż zagłada, tak piękna zagłada, w ogóle nie została odnotowana! To kolejny dowód na zakłamanie i masową obłudę mediów. To kolejne czarno na białym, że media łżą i plwają na prawdę! na światowy spisek spismaków, z Kurierem Wolskim i Gazetą Wyborzczą na czele!

Ale zaprawdę powiadamwam, iż Pan Bóg nierychliwy, lecz sprawiedliwy i już niebawem to wszystko się skończy.

środa, 20 października 2010

O mostach /36. gtwb/

Obecnie, wyłącznie używam następujących mostów:

na Wiśle do N. Dworu

na Narwi do Modlina.

Są to budynki na wskroś użyteczne, cieszące oko dużą ilością stalowych przęseł i wyśmienicie dobranym kątem natarcia w nurt. Oprócz tego nie ma pod nimi takich tłumów jak w pobliskiej Warszawie i każdy znajdzie tu dla siebie miejsce.

Bezpośrednio! Poza agencją! 
Przyjedź! - Wypróbuj! - Zostań!

W ubiegłych sezonach używałem następujących mostów:

Gdańskiego do Gdańska.


Oraz wkładek kolejowych:

na Odolanach, zwanej przez miejscowych "molo".
na stacji Warszawa Praga, zwanej przez miejscowych "kładka".


niedziela, 17 października 2010

Okolice Woli > domki w Mławie

Na pożegnanie z Mławą, błyskawiczne przebicie do siódemki — gaz do dechy, dwieście dwadzieścia, ludziki o maskę pac, pac, itd.

— Hamowanie na przejeździe: ruska bajka - pstryk,
na rynku: secesja - pstryk,
 na Warszawskiej: Marki Szagale, cyganie i domek z plastrem na oku
pstryk, pstryk, pstryk.

Nie byłem w Mławie nigdy, ale wrócę tu z pewnością nie raz, nie dwa, lecz trzy razy. Bardzo intrygujące i zaskakujące swym wdziękiem miasteczko.

W następnych wejściach o przygodzie z cegłą będziemy spadać w dół —
w kierunku Płońska.

środa, 22 września 2010

Okolice Woli > Mochty

  z Cyklu:  una GLINA PALONA     

Rozpalmy piece! pomówmy o cegłach!
Skąd się tutaj wzięły, po co przybyły, gdzie można się z nimi zobaczyć i jak je przyrządzać - te i inne bardzo interesujące zagadnienia będą ruszane w porozmawianiu o cegłach.

W dzisiejszym odcinku omówimy cegieł proces stwórczy na przykładzie cegielni w Mochtach k/Zakroczymia.



Tak więc, do stworzenia cegły, będziemy potrzebowali glinę oraz cegielnię.

I to na razie tyle o tworzeniu cegieł w tym wejściu antenowym. Ciąg dalszy nastąpi w kolejnej antenie. (Dla niecierpliwych polecamy osiągnąć wiedzę w Wikipedii: -1-  -2-  -3-).


O cegielni w Mochtach informacji można znaleźć prawie nic. Wiadomo tylko, że musiała już działać pod koniec XIX wieku, bo była jedną z cegielni dostarczającej budulec przy rozbudowie Twierdzy Modlin (niezależnie od dostawcy, cegły były stemplowane jednym skrótem K.K.Z. - "cegielnia twierdzy" ("крепости кирпичный завод").

Ustami byłych pracowników cegielni można także usłyszeć, iż jej przedwojennym właścicielem był Żyd lub Niemiec (panowie nie mogli dojść do porozumienia w tym temacie) oraz - co w sumie dosyć oczywiste - że ich cegielnia produkowała najlepsze cegły w caaałej Polsce (ponoć tajemnica tkwiła w lux-jakości gliny wydobywanej z pobliskiego wyrobiska).

Wiadomo również, że Mochty znacjonalizowano na podstawie ustawy o sprawiedliwości dziejowej z 3 stycznia 1946 roku, zaś 3 lata później państwo zabrało ją na amen (dziejowa sprawiedliwość dosięgła wtedy prawie wszystkie cegielnie, którym udało się przetrwać wojnę).

Gdy zakręcił się okrągły stoliczek i sprawiedliwość dziejowa odwróciła się o 180 stopni, dla cegielni zaczął się okres powolnego upadku. Została zamknięta w połowie lat 90-tych. Teraz jest już ruiną.

Zapraszam serdecznie na kilka mówiących przeźroczy, które opowiedzą o jej stanie obecnym.
Łalaaa!

Budynki widoczne w tle przeznaczone były dla robotników cegielni.
Maszynownia.
Kominek.
Piekło.

ZdjęcieZdjęcieZdjęcie[naduś myszką, by spojrzeć w pozostałą prawdę]

  Informacje praktyczne oraz historia  

Cegielnia Mochty znajduje się we wsi Mochty-Smok i można do niej dotrzeć podobnie jak do Henrysina, tylko należy pojechać trochę dalej, potem skręcić w dół a na końcu w prawo.
Do końca nie wiadomo skąd się wzięła jej nazwa. Etymologicznie można spekulować, iż słowo mochty wywodzi z prasłowiańskiego "chmoktania", czyli zwyczaju cmokania przez słowian męskich na słowiańskie panny w celach przedwstępnych.
Istnieje także druga spekulacja, która przenosząc nas w czasy schyłku średniowiecza mówi, iż Mochty pochodzą od okrzyku, który wydał jeden z książąt mazowieckich (przejazdem) w reakcji na ogromną zawziętość tutejszych komarów. - Och, ty w mordę! przegryzało się i wygładzało przez następne stulecia, aż do swojej ostatecznej, współczesnej formy.
Nic niestety nie wiadomo, skąd wziął się ów smok w drugim członie nazwy, ale zapewne musi chodzić o jakąś kolejną niemądrą legendę o smokach (a jak wiadomo, smoki nie istniały na Mazowszu, bo gustowały wyłącznie w pożeraniu krakusów).

Chcącym zgłębić się w powyższe spekulacje jeszcze niżej, można polecić ten tekst, napisany z dużą werwą i polotem a rozwiercający wszystkie aspekty mochtowatych tajemnic.

* słów było znacznie więcej, lecz niestety już tylko łaciną.



wtorek, 21 września 2010

Okolice Woli > Fort iks (Henrysin)


Dość przypadkowe trafienie, przy okazji pobliskiej cegielni i grzybów. Zachęcająca była przydrożna tabliczka kierująca do fortu z modnym symbolem "X" w nazwie.

Jak wiadomo, grzyb najlepiej rozwija się w wilgotnych, chłodnych, zaniedbanych pomieszczeniach a w opuszczonych fortach w szczególności (liczyliśmy co najmniej na pieczarki).
Proszę więc sobie wyobrazić nasze gigantyczne rozczarowanie, gdy znaleźliśmy się na równie gigantycznym terenie, zadbanym, schludnym, trawka równo przystrzyżona, wszystko równo poukładane,  z gustownym domkiem przy podjeździe do fortu. Można by pomyśleć, że rzuciło nas w Wielkopolskie, gdyby nie świadomość, że jesteśmy w centrum Kongresówki..

Żadnej tabliczki, żadnego zakazu, że to teren prywatny i wejście jest równoznaczne z karą śmierci...
Były za to psy, całe stado ogromnych, wściekłych jak osy siedmiometrowych pitbuli, ze 40 sztuk co najmniej.. i to one, z nieukrywaną przyjemnością, oprowadziły nas po terenie fortu nr X.



Miejsce jest arkadyjskie, wyjątkowe! Pomimo dominującego wokół betonu militarnej przeszłości emanuje tak pozytywną energią, że właściciele tego miejsca mogliby nią spokojnie doenergetyzować pobliską Warszawę (jakimś kablem podziemnem, rurociągiem, etc..). Spędziliśmy tam kilka godzin przez nikogo nie niepokojeni, ze stadem wściekłych psów w charakterze przewodników. 
Patrzyliśmy w górę i pod spodem, widzieliśmy podziemne konie mieszkające w domku na armatę, bażanta na drzewie (którą bardzo chciał zjeść jeden z psów, obszczekiwał ją dopóki się nie zziajał, czyli dość długo), widzieliśmy też pająka namawiającego do zerwania z nikotyną, pod siarczystym hasłem "Rauchen Verboten".

Spotkaliśmy również torbę maślaków, mnóstwo kani oraz - wracając do pojazdu - właścicieli Fortu X, ludzi niezwykle niezwykłych.

Z Wielkopolski.

 Informacje praktyczne 

Fort X znajduje się w strefie X , w pobliżu Zakroczymia. Dojechać można tam łatwo i prędko szosą na Gdańsk, zbaczając z niej w lewo w stronę Płocka. Zwiedzanie fortu nie powinno nastręczać większych trudności, pod warunkiem, że przeszło się kurs rozbrajania min pułapek (tip: Uwaga na kanie, maślaki są spoko) i posiada umiejętność rozmowy z czterdziestoma rozwścieczonymi psami równocześnie (tak naprawdę, to właściciele zdradzili nam, iż psów jest na terenie znacznie więcej - około sześciu tysięcy. My ich nie widzieliśmy, ale one nas owszem. Podobno dyskretnie obserwowały nas z czubków drzew).