Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marcin Zdrojewski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Marcin Zdrojewski. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 23 listopada 2010

Cyrk Reduty > szybka flegma


Ponieważ dział turystyczny LO jest zasypywany listami od czytelników z prośbami o rozświetlenie sensu poprzedniego mówienia na temat Reduty Oriona
(że dłużyzny i że nie idzie tego ogarnąć), kolegium redaktorków naszykowało szybką pigułę z głównemi gwoździami programu, która — jak w każdym porządnym cyrku — dzieli gwoździe na numery.
Może to nawet i lepiej, bo będziemy mogli się do tych numerów odnosić
w kolejnych programach używając tylko szybkich i zgrabnych cyferek zamiast czasochłonnych wielosłowów. Tym samym, więcej nie będziemy się już musieli wzbijać ponad pułap 6 tys. literek (czyli ponad pułap do ogarnięcia).


Pamiątka z czasów Big Bang znaleziona przez archeonautów z Reduty Oriona.


Uwaga! Prosimy uważnie nastawić oczy na odbiór!


1. Ordon Julian nie umarł za pierwszym razem, tj. gdy wysadzil się
6 września 1831 roku. Udało mu się to dopiero 56 lat później, tj. 4 maja 1887. Popełnił śmierć podczas próby wysadzenia katedry we Florencji.


2. Umieranie. Związane z tą czynnością zamieszanie zawdzięczamy największemu specowi od narodowego marketingu, Litwinowi Adamowi Mickiewiczowi i jego wierszowi "Reduta Oriona" (o śmierci Ordona nr jeden). Dopiero po odejściu wieszcza nieśmierć artylerzysty mogła zostać upubliczniona. Ten fakt i tak musiał się przegryzać w Narodowej Świadomości przez następnych kilkadziesiąt lat, bo nawet dramatyczne dementi wystosowane przez sam podmiot liryczny, tzn. potwierdzenie Ordona samobójstwem, że jednak jest zdrów i cały (jego śmierć druga
i dotychczas ostatnia) nie zmieniła od razu nastawienia Świadomości.


3. Reduta 54 nie była redutą tylko dziełem. Jednak nie takim jak np. "Reduta Oriona" Mickiewicza lecz dziełem fortecznym — typu szaniec ziemny polowy sześcioboczny zamknięty — czyli w sumie była redutą,
ale redutą nieoczywistą (o czym najdobitniej świadczą jej losy).
Za to na 100 procent można stwierdzić, że nie była ani lunetą, ani redanem, ani czymkolwiek innym z przebogatego wachlarza termnologii fortyfikacyjnej. (Ta terminologia nie ma większego znaczenia w kontekście rekreacyjno-turystycznym, lecz czasami się przydaje —chociażby wtedy, aby rozmawiając z napotkanym na szlaku fortyfikacjonistą nie używać sformułowań typu "ten pagórek z dziurką i takim tym na okrągłej podmurówce z jakiegoś czegoś").
Ą żenerale, "L'Obserwator" jest zdecydowanie przeciwny używaniu fachowej terminologii podczas prostych wycieczek. Wlaściwie to jest przeciwny wszystkim terminologiom.


4. Miejsce. Przez lata zatarło się z warszawskiego krajobrazu. Przede wszystkim przyczynili się do tego Moskale: najpierw redutę zniewolili
— następnie —zniwelowali. Oprócz tego, w rejonie Mszczonowskiej postawili w 1847 r. "Pomnik Szturmu Warszawy" (ku chwale ich zwycięstwa
w roku 1831).
Z kolei my, gdy tylko Polska zrzuciła kajdany, zniwelowaliśmy ruski pomnik. W latach '30-tych, w jego miejsce postawiliśmy własny, informujący, że tu właśnie wyleciała Reduta Ordona. Obelisk stoi tuż obok przystanku wukadki o nazwie, a jakże, "Reduta Ordona"; miejsce znane i popularne — tysiące warszawiaków i blogerów 6 IX składa tu kwiaty).
Wlaściwie to nie wiadomo, dlaczego akurat tutaj zdcydowano o reaktywacji reduty 54. Może dlatego, że miejsce podświadomie wiązalo się ówczesnym władzom z pojęciem "pomnik"? Może w 1937 r. spieszono się z odłonięciem pomnika na kolejną rocznicę powstania listopadowego? Dlatego, że nie było wtedy sajtu Google Maps i mapywig.org?... Trudno teraz znaleźć jednoznaczną opowiedź. W każdym razie, od '37 roku reduta była tam i już (przynajmniej inskrypcja nie wspominała o śmierci Ordona, tylko samym fakcie wybuchu prochowni).

Gdy nadjechały nowe czasy i nowa RP, w 1998 r. podjęto próbę precycyjnego określenia lokalizacji szańca: po drugiej stronie Alej powstała świątynia handlu "Reduta". Koncepcja się nawet przyjęła i przez kilka następnych lat stanowiła wzorcowy obiekte kultu, dla mieszkańców zachodniego downtownu szczególnie. Jednak w 2005 r. punkt ciężkości miejscowego kultu wraca na płd. stronę Al. Jerozolimskich, wraz z otwarciem tureckiego Blumiasta.
Wtedy też zaczynają pojawiać się pierwsze pogłoski, szepty i popiskiwania wykrywaczy metali. Martwy dotychczas rejon ulicy Nabateryjkowej
i Żwirowej zaczyna tętnić podziemnym życiem...


5. Ojcostwo. Pierwszym – historycznym — i zarazem bardzo rzetelnym tekstem, który precycyjnie określa miejsce, w którym znajdowała się reduta 54 jest artykuł Marcina Zdrojewskiego, zamieszczony w "Zeszytach wolskich" z 2006 r. W tym samym nrz-e wypowiada się również Największy Żyjący Autorytet w Dziedzinie Warszawskich Fortyfikacji, Stefan Fuglewicz (vel wirtualny "S.Fug"). Potwierdza trafność spostrzeżeń p. Zdrojewskiego a dodatkowo
— jako ówczesny szef warszawskiego oddz. Tow. Przyjaciół Fortyfikacji — przedstawia szczegółową koncepcję ochrony i zagospadarowania terenu.
Nachętniej żurnalisty "Lok.Obserwatora" zacytowałyby tutaj oba te teksty, ale nie zmieściłyby się w formule szybkiej flegmy (4678 gwoździ, dotychczas).
Szczególnie art. S. Fuglewicza jest, na swój sposób, bardzo inspirujacy:
— Ze wszystkich jego koncepcji i postulatów zealizowano NIC!
(null—zero—niente)...

Jeden z wielu entuzjastycznych dołków.
Temat Ordonówny znika z anteny aż na 4 lata. Wyjątkiem jest artykuł w Rzepie z 2008 roku
i o rok późniejszy z grudnia 2009 w ŻW,
gdzie oprócz ostrego naświetlenia historią pojawiają się pogłoski, że tą Redutę to w ogóle odnaleziono henhenhen... (ale autor art. niestety nie podaje żadnych konkretów; inną ciekawostką tego tekstu jest określanie detektorowych hien mianem "grona
entuzjastów").

Za to w rejonie Na Bateryjki piszczałki piszczały, dołki po dzikich archeologach przybywały a ostatnio — wraz z budową meczetu — rozgorzał tłum fanatyków religijnych (tu mały tip: i nie są to czciciele pólksiężyca).
To wszystko rozgrywa się 2 kilometry od Pałacu Kultury.
W samym sercu Afryki.


6. 2010: reaktywacja Ordona.
W marcu, Euroislamiści z PL sieciują kopię artykułu z Rzepy.

Za to w maju, ukazuje się tekst Artura Nadolskiego (pisarza chłodnej książki, varsavianisty, wolaka) na temat  prawidłowej lokalizacji legendarnego Klubu 54 Juliana Ordona. Artykuł jest powielany w rożnych serwisach — od fanów koranu po Wikipedię, zaś jego treść brawurową mieszanką samlpli
o następujących proporcjach:
1. Wiersz Adama: 10 procent
2. "Historia Woli": 30 procent
3. Ustalenia Zdrojewskiego i Fuglewicza z "Zeszytów wolskich": 30 proc.
4. Wikipedia i inne źródła z netu: 20 proc.
5. Retoryczne stwierdznie: 0,5 procenta
6. Pięć finałowych wniosków autora  — pozostałe cyferki.

W żadnym ze składników powyższego koktajlu nie występuje nazwisko Zdrojewski, nawet litery "Z" jest tutaj podejrzanie mało. Fuglewicz
po nazwisku także się nie załapał. Jedyne ciało, pojawiające się w artykule
to TPF i to w kontekście niewiadmo jakim.
Oczywiście występują nazwiska już od dawna nieżyjące: Mickiewicz, Garibaldi, Dobrzelewski (major), Tuchaczewski (pradziad), Sowiński (Reduta), Ordon, Ordon, Ordon a także Ordon (Julian Konstanty).
Należy jednak oddać varsavianiście honor za użycie bardzo wysokiego zbiorowiska anonimowych nazwisk poddnych wysokiej kompresji. Występują w następujących zestawach: starożytni Grecy i Rzymianie,
XIX-wieczni polegli Polacy — zabici Rosjanie. Bohaterzy Września i Zesłańcy Syberyjscy (piechurzy z gminu i kozaccy kozacy są nie sparowani).

Jest jednak jeszcze jedno ciało i to ciało nadrzędne: p. Artur Nadolski (aka Napisal Artur Nadolski i Autor Artur Nadolski). To przecież dzięki jego odkryciom odkryć innych i popisywniu źrodeł prawda o prawidłowych współrzędnych szańca 54 zobaczyła slońce. To dzięki niemu jest teraz taki chyr na Redutę.

Po prostu Zdrojewski odkrył tą lokalizację za wcześnie. Taki 2006 rok brzmi nijako i łatwo go pomylić z jakimś innym rokiem. Ponadto, można podejrzewać, iż tego odkrycia nie dokonal na 5 min. przed zesłaniem "Zeszytów wolskich" do druku, ale znacznie wcześniej. A to stawia go już zdecydowanie poza pierwszą ligą odkrywców. Prawdziwy XXI-wieczny odkrywca nigdy nie pozwoliłby sobie na falstart.
Sam pan jesteś sobie winien panie Marcinie. Trzeba było się przyczaić
i poczekać na opowiedni moment — taki rok 2010 brzmi chwytliwie,
w dodatku w przyszłym roku odbędzie się okrągłe obchodzenie powstawania
w listopadzie.
Autor Nadolski też powinien się mieć na baczności, bo media są już trochę zdeinteressmowane jego majowym odkryciem odkrycia. Od wczoraj — na scenie nowoczesnych odkrywców brylują odkrywcy kolejni (w dodatku brylujący bezpośrednio pod powierzchnią Bateryjki) — dyrektor warszawskiego PMA Brzeziński Wojciech, jego v-ce Borkowski
oraz kustosz Migal...
A nie wiadomo co się będzie działo, gdy na działo wstąpi ktoś niespodziewanie inny... ktoś, kto pokaże jakieś pożółte papiery i upomni
o działa działkę?...
Co jeśli Na Bateryjkę przybędą z Rosji potomkowie strzelców 2. korpusu piechoty barona Kreutza i kategorycznie upomną się o kości?...
A co jeśli na polowanie na Ochocie będzie miał ochotę ochotnik Cat z Białą Łatką?!

Jedno jest pewne: im bliżej krągłości przyszłego listopada,
tym bardziej będzie się zagęszczać atmosfera wokół Strefy 54.

Na koniec przeglądu stołecznych gwiazd odkrywki jeszcze jeden link odkrywający. Nadciąga z niespodziewanego kierunku, bo ze strony zepsutego do szpiku percepcji TVN-u, który jako jedyny  opisał przyzwoity wariant historii odkrycia. Całkowicie pominął tegorocznych redutowych egotriperów, oddał za to głos naszemu Zdrojewskiemu faworytowi.


7. Ostatnia flegma jest dla wszystkich wymienionych wyżej, którzy używają wehikułu czasu kompletnie ignorując zasady jego obsługi. A także lekceważą prawo pierwokupu — uniwersalne i działające w podróży przez jakąkolwiek dziewicę.
Bo — po pierwsze — i tak każdą już gruntownie odkrył jakiś Leonardo.
W przypadku Ordonówny odkrywał ją pan W. z Nabateryjki nr 10
(i to już połowie lat 80-tych ją odkrywał).
Po drugie: zawsze może was trafić jakiś złośliwy kubeł żółci wystrzelony
z najodleglejszego zakątka sieci, oddalonego milony terabajtów od pasma Oriona.


8. Na rozluźnienie, bardzo fajny i związany z bateriami link: codzienna relacja z postępów prac archeologicznych Na Batryjce. Bardzo rzeczowa i pozbawiona ozdobników relacja. Poza tym archeonauci tacy są koooool & soł kjuuuut...
A ich praca jest taka fajna & soł fantastic!

Główna kamera Oriona. Ciekawa jest tabliczka
z epoki poprzedzającej kręcenie okręgłem stołem,
ze zmyłkowym maskująco imieniem bohatera.
Przy okazji: Wczoraj, Lokalne Obserwatory (następny numer wkrótce) byli popatrzeć
w batryjkę. Całe szczęście, że są tam poukrywane kamery, bo na terenie wykopalisk żywego ducha i sytuacja wprost wymarzona dla jakiegoś "grona entuzjastów".
Od lokalnych bateryjek dowiedzieliśmy się,
że w łikend co prawda zajrzala tam miejska straż, ale tylko na chwilę i tylko po to, aby żeby zerwać plakaty, którymi mieszkańcy krzyczą
o dziejową sprawiedliwość.
(O co się w ogóle rozchodzi, poinformujemy
w kolejnej odsłonie cyrku).


* * *


Obserwator ma nadzieję, iż treść jest teraz dostatecznie krótka
i klarowna.

Później nastąpią jeszcze mapki (a lot of mapki), przypisy, komentarze do przypisów, przepisy na pasztet z gliny i inne potrawy z ceramiki budowlanej. Będą też kolejne syntezy.

Przypisy zaczniemy od razu, od dwóch szybkich linków:

— Pierwszy opowiada o Ordonie w formie konwersacji.
— Drugi jest monologiem i posiada bardzo przyjemny styl — styl, który Lokalni Obserwatorzy bardzo cenią.

Dla porządku: (żeby ktoś nie odniósł łatwego wrażenia) link został przyswojony już po napisaniu powyższej syntezy — bo dużo wniosków i podpatrywań jest identycznych z obserwacjami Obserwatora, w dodatku są
o wiele wcześniejsze. Obserwatorstwo, zawsze przywiązuje naduwagę do czyjegoś pierszeństwa i innych
©-rajtów. Niniejszym składamy autorowi tego tego txtu siarczysty pokłon i dziękujemy za pokrewne zrozumowanie redut oriońskich! :)


_______________________________________
Nasz barokowy bufet parowy cały czas działa!
Serdecznie zapraszamy do schrupania jakiejś, palce lizać, cegiełki!


sobota, 20 listopada 2010

Latający Cyrk Reduty Ordonówny

  z cyklu    listopadowa turystyka pasożytnicza 


DZIAŁ SPRAWOZDAWCZOŚCI.
Z okazji listopada i przywołanej przedwczoraj dni temu Nabateryjki wychylimy się śmiało w emocjonującą wycieczkę w dzielnicę za torami do Wiednia — w Ochotę.
Dość trudny będzie tylko sam początek — moment przejścia tunelu gazującego (2 minuty) i Ronda Zesłańców Syberyjskich (45 min.). Reszta to już przysłowiowa pryszcza z masłem. *

Po dokonaniu powyższych trudności śmiało wkraczamy w Aleję Bohaterów Września, mijamy plac budowy Ośrodka Kultury Muzułmańskiej (1 min.
+ 2 min. na konsumpcję ekumenicznego hasła)
i już po chwili patrzymy
w kamienicę nr 19
 (1 min.) — potencjalną ofiarę obiektywu faszystowskiego najeźdźcy ze zdjęcia "Warschau West".


Dochodzimy do wniosku (20 sek.), iż faktycznie to owa kamienica występuje w kadrze; odgrywa rolę drugoplanową, nawet nie załapała się na odpowiednią przysłonę, ale zawsze. — To ta z prawej strony okupowanego zdjęcia — najwyższa i najniewyraźniejsza. Co prawda w tamtych czasach nie stała jeszcze w żadnej alei, Bohaterów Września tym bardziej, lecz na ul. Bema. Nieżyjący generał przebiegał wtedy dystans od Wolskiej aż do Opaczewskiej. Kamieniczka jasna (już nie istniejąca, z lewej) stała przy dość efemerycznej ul. Józefa Szujskiego (na króciutkim odcinku łączącym Bohaterów z Zesłańcami **; nieco dalej — przy Szczęśliwickiej — równie krótki Szujski odradza się ponownie).

_______________________
  * Można także przejść tunelem pod Zachodnią, ale ze względu na obecne tam stałe zagrożenie bakteryjno-mykologiczne należy traktować ten wariant jako ostateczność.
** Alternatywy opis połączenia: łączą się Bohaterzy z Bitwą Warszawską 1920.




DZIAŁ LIKWIDACYJNY.
Teren w rejonie Bohaterów Września, ulicy Żwirowej i Na Bateryjce swoją specyfiką, i tajemniczym, pierwotnym klimatem dorównuje niemalże temu czym można się odurzyć pielgrzymując na Odolany, Kozią Górkę, czy w rejony obwodowe. Jest kwintesencją postkolejowej apokalipsy w miniaturce. Właśnie z racji maciupkiej przestrzeni, dodatkowo dorżniętej od zachodu Blumiastem, nie ma tam takiego rozmachu jak na bliźniaczych terenach po drugiej stronie torów. Stare podkłady już tu się nie wonią *, elektrowozy nie wymiatają z szyn roztargnionych miłośników kolei **, ale ten wyjątkowy, narkotyczny zapach czasów odległych, parowozów dymiących i ludzi zaprzeszłych — jak najbardziej (co najmniej 300 minut).

Domki na baterie: powyżej w 1995 r. i dwa wczorajsze.
Nabateryjka to 200 metrów polnej drogi i kilka czegoś na kształt domów. Tylko dwa z nich
są przedwojenne: narożna ruina nr 2 i dom
pod 10-ką (najbardziej zadbany i sympatycznie uczłowieczony). Na wojnie straciły dachy i tzw. wyposażenie wnętrz, pozostały tylko wypalone mury. Ogień jest dość powszechnie występującym żywiołem a podczas wojny upowszechnia się on
w szczególności***.



W 1939 r. pod 10-tką było stanowisko naszego ckm-u. Nacierających wzdłuż Al. Jerozolimskich faszystów siekliśmy długo i tysiącami do czasu.. gdy Niemce nie zaszły naszych żołnierzy od tyłu (od Bema) i bohaterska załoga obrońców domu nr 10 została wzięta do niewoli.
Na krótko, bo parę chwil później Niemcy zmodyfikowali koncepcję
i postawili jeńców pod murem. Dla towarzystwa spędzili jeszcze kilkunastu mieszkańców okolicznych ulic. Wszystkich rozstrzelali.

Powiernikiem tego ponurego epizodu jest właściciel domu nr 10 — pan W.
Przy odrobinie szczęścia, jeśli umiemy i lubimy patrzeć, możemy zobaczyć od niego tą opowieść osobiście (co najmniej 300 min.).

Przez 5 kolejnych lat Niemce udoskonalali przytoczone powyżej techniki sztuki wojowania. Np. największym postrachem okolicy był bahnschutz
o ksywie "Panienka" (Karl Schmalz), dowódca posterunku policji kolejowej na Dw. Zachodnim. Specjalizował się w polowaniu na kradnących węgiel z wagonów. Ponieważ tym zajęciem trudnili się tutaj niemalże wszyscy, faszystowska "Panienka" miała na sumieniu wiele istnień.
Karierę Szmalca zakończyli czyściciele z Kedywu: na początku marca '44 zdezintegrowali go pozytywnie i efektownie w miejscu pracy ****.
Szkoda tylko, że tak późno zeszmelcowano feldfebla Szmalca..

Fakty zwiazne z wojną nr dwa są gruntownie i szczegółowo opisane. Można dowiedzieć się dużo na ten temat z lektur szkolnych, lektur wspomnień, rozmów z pradziadem etc., także nie odbiegajmy nadto od naszej marszruty. Wróćmy na szlak, i — na chwilę — do teraźniejszości.

_______________________
       * Są tłamszone przez spaliny z Alej, no i oczywiście przez dymy okolicznych
papierosów.
    ** "Tory to nie promenada" — jak mawia kumpel Zenek, maszynista-emeryt
z pokaźną kolekcją gapowiczów zabieranych na maskę elektrowozu.
  *** W czasach pokoju, kult ognia niezmordowanie krzewią rodzimi projektanci obrazków na pudełkach zapałek. W lecie zapałki miały okładkę zatytułowaną "Lato", z krotochwilnem rysunkiem stóp wystających z płonącego namiotu, zaś obecnie na topie jest pudełko bez namiotu, bez nóg i bez tytułu, ale ze względu na ponadnormatywną ilość płomieni fabryka zapałek powinna zatytułować tą serię "Piekło".
**** Przebieg tej akcji skamerował Janusz Morgenstern w 2. części "Kolumbów"
z '70 roku (w "Żegnaj Baśka").
Za to instrukcją obrabiania węglarek rozpoczyna się arcydzielne "Pokolenie" (1954).




WSTĄPIŁEM NA DZIAŁO...
.. grzmiał, donosił Adam Wieszcz.

Nadszedł czas na dokładne wejście w patrzenie w na Na Bateryjkę.

Po krótkiej chwili analizy całości tekstu wieszczywiersza i po odpoczynku w teraźniejszości (pełny kwadrans 15-minutowy) przenosimy się ze naszym spacerem w część centralną baterii, tam gdzie plus ściera się z minusem *
a z nagromadzonej się wtedy energii powstają czasoprzestrzenne turbulencje, zaś w umysłach czołowych varsanazistów epoki internetu otwierają się dziury czarne.
Wejdźmy zatem w samo jądro — tam gdzie w proch prochem wybuchł Ordon Julian Konstanty, etatowy podporucznik artylerii lekkiej Królestwa Polskiego i tam gdzie kilka chwil później — nim na ziemię dotarły cząsteczki Wielkiego Wybuchu (poniżej 0,001 sek.) — z prochu tego powstał nadporucznik, Nadjulian, etatowy celebryta historii Polski kalibru ciężkiego. Mistrz w sztuce kamuflażu.
Mason i Polak.

_______________________
  * Plus to Aleje J., minus Al. B.W. (lub odwrotnie, zależnie od preferowanej orientacji)



[Depesza z kabiny pilota]
Jeśli ktoś z użytkowników wycieczki czuje się teraz lekko zagubiony, zboczony ze ścieżki lub oszołomiony potokiem słów, porządkujemy:
a. akcja: Na Bateryjce, Ochota, Warszawa, Ziemia.
b. bohaterowie: Ordon., Września
c. czas akcji: listopad, rok 2010, rok 1831.

Znajdujemy się wewnątrz Klubu 54 **.
Innosłowem: SIEDZIMY JUŻ W TEJ REDUCIE PO USZY!

_______________________
  ** Niestety jest to lokal dla niepalących wędrujących. Cóż poradzić? takie czasy.. Poza tym duchowy patron tego miejsca — Ordon Julian K. — był zapiekłym wrogiem tytoniu. Kiedyś sam palił nałogowo, ale od 6 września 1831 roku i wybuchu w prochowni nie zapalił już ani jednego papierosa.



****

Czas antenowy dobiega końca. Redakcja musi się teraz zająć tzw. sprawami.
Dalszy ciąg ekspedycji powróci kiedy indziej lub (tradycyjnie) nie powróci
w ogóle.
Tak, czy inaczej planowane jest jeszcze więcej prawdy, odniesień, myśliników, dygresji, didaskalii, "brania w klamerki", itd.!
Planowane jest także przywrócenie  o d p o w i e d n i c h   p r o p o r c j i ...

W programie przewidziany jest również pierwszy w kraju pokaz fabryki miotania flegmy w kierunku varsavianistów, zaś specjalnie pod kątem anonimowych komentatorów (typ Anita) odbędą się pokazy lania żółci, woltyżerki zawiści i żonglowania zazdrością.
Spokojnie.. — nie zapomnimy także o konkursie mierzenia podpisów autora! Czyż to nie cudownie? :D
Przez cały czas otwarty będzie polowy bufet, będą serwowane posiłki regeneracyjne (kawałki świeżej cegły okraszone delikatną posypką ceramiki Dziewulskiego, dreny a la Roniker w ciepłej polewie majolikowej zakładów Asterbluma i wiele, wiele innych). Wszystkie ingredienty pochodzą z najlepszych, starannie wyselekcjonowanych, glinianek okolic Warszawy!

I jeszcze, na koniec, już poza anteną, jedna z map, z której będziemy korzystać podczas dalszego ciągu spacerowego. Bez mapy nie ma mowy
o celnym miotaniu flegmy. Wuuala!