Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Płocka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Płocka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 czerwca 2010

O której wstają gołębie?


pigeony

Gołębie wstają latać o
7:34!




To odkrycie jest owocnikiem moich kilkudniowych badań na parapecie.
Mam nadzieję, że zainteresuje ono myśliwych, koty, Waryaków i przeciętnych dawców okruszków.
A u Was drodzy ludzie, o której wstają Wasze gołębie?

Załączone foto jest co prawda niekompatybilne z obecną porą roku, ale za to jest ładne i uwypukla przedmiot badań.


czwartek, 20 maja 2010

Akcja XXXI (o przedwojennej W-wie)

Szukałem zdjęć z remontu al. Jana Pawła z 2004 roku, ale gdzieś się ukryły (zdarty asfalt na całej długości, pod spodem getto..). Za to po południu odkrył mi się podobny obraz pod domem: robią jakiś remont i koparka wydobyła na powierzchnię roku 2010 skrawki świata, który był tu wcześniej.
Jedna z cegieł była ostemplowana inicjałami cegielni (lub jej właściciela). Bezpośredni dotyk tragicznej historii adresu pod którym sobie rezolutnie i beztrosko żyję.

Prawdziwa Warszawa leży (niestety) pod Warszawą. Pod ziemią.



Zacytuję OCR-owo, copy-pejstowo zeznania mieszkańca domu Płocka 25, złożone 2 lata po wojnie a dotyczące pierwszych dni sierpnia '44.

[Achtung! Wstawiam mikroczcionkę, żeby nie przedłużać posta i czasu nie rozciągać. Zainteresowani tym txtem mogą go powiększyć np. copy-pejstowo]

Dnia 29.IV.1947 r. w Warszawie COKBZN H. Wereńko przesłuchała niż. wym. świadka. Świadek: WŁADYSŁAW PEC ur. 23.I.1900 r., kontroler MZK, zam. w Warszawie, ul. Płocka 31.
W czasie powstania warszawskiego 1944 r. mieszkałem w Warszawie przy ul. Płockiej nr 25. W dniu 2 sierpnia 1944 r. bardzo rano na rogu uL Wolskiej i Płockiej ludność na rozkaz powstańców wzniosła dużą barykadę. Już około godz. 11-ej wyjechały czołgi niemieckie z ul. Bema, atakując barykadę. Następnie obsługa czołgów w ubraniach lotniczych wypędziła wszystkich mężczyzn z dużego narożnego domu przy ul. Płockiej i Wolskiej i pogoniła ich do rozbierania barykady na rogu ul. Wolskiej i Płockiej, a później do dalszych barykad przy ul. Chłodnej i Żelaznej. W grupie tej był zabrany Teofil Leopolczyk zam. w Warszawie, ul. Płocka nr 31. W dniu 3 sierpnia 1944 r. rano wpadły na ul. Płocką oddziały żandarmerii i Kałmuków. Z domów nr 23, 25, 31 przy ul. Płockiej wypędziły mężczyzn zabierając ich do rozbierania barykad, kobiety z dziećmi pogoniły do kościoła św. Wojciecha. Nie wszyscy wtedy wyszli, ja np. zdołałem się ukryć. Kobiety w kościele nie były strzeżone i przeważnie powróciły do domów wieczorem. Na ul. Płockiej zajął pozycję oddział Wehrmachtu, który pozostał do dnia 4 sierpnia 1944 r. do godz. 10-ej. Przed odejściem żołnierze wypędzali ludzi do kościoła św. Wojciecha, lecz nie robili tego energicznie.
O godz. 10-ej oddziały Wehrmachtu wycofały się, a na ul. Płocką wkroczyły ponownie oddziały żandarmerii i Kałmuków. Dały się słyszeć wszędzie wołania „raus", po czym serie z rozpylaczy. Ja przebywałem w piwnicy domu przy ul. Płockiej nr 25 i orientując się, iż w domach nr 25, 23 i 31 odbywają się masowe egzekucje, zdołałem uciec do fabryki makaronów przy ul. Wolskiej nr 60 dzięki temu, iż fabryka przylegała do naszego domu. W piwnicy fabryki makaronów zastałem zwarty tłum ludności cywilnej, w większości kobiet i dzieci.
W dniu 5 sierpnia 1944 r. około godz. 12-ej Niemcy podpalili fabrykę makaronów, zaczęło w piwnicy robić zbyt gorąco, ludność cywilna wyszła w liczbie 57 mężczyzn i nieco więcej kobiet z dziećmi. Ja i 10 mężczyzn ukryliśmy się jeszcze w piwnicy, po chwili jednak żandarmi przeszukujący piwnicę wykryli nas przy pomocy psa i wyciągnęli na podwórze. Zobaczyłem stojący na środku podwórza tłum, do którego Niemcy myszkujący po terenie doprowadzili schwytanych kryjących się ludzi Koło bramy stał na nóżkach karabin maszynowy. Dowodzący oddziałem oficer żandarmerii kazał rozdzielić mężczyzn i kobiety. Nadszedł starszy rangą oficer żandarmerii i przez 10 minut naradzał się z oficerem dowodzącym grupą, po czym kazano kobietom wyjść na ul. Wolską i iść do kościoła św. Wojciecha.
Moja żona, która wyszła w dniu 4 sierpnia 1944 r. przed godz. 10.30 na rozkaz Wehrmachtu do kościoła św. Wojciecha (dzięki czemu ocalała), przebywała w tym czasie w kościele. Wiem od niej, iż grupa kobiet z fabryki makaronów do kościoła św. Wojciecha nie doszła i nikt z tej grupy dotąd się nie odnalazł. Od Polaków zatrudnionych przez Gestapo przy paleniu zwłok na Woli dowiedziałem się, iż grupa kobiet i dzieci z fabryki makaronów (ponad 60 osób) została rozstrzelana tego samego dnia naprzeciwko kościoła św. Wojciecha na placu, w miejscu gdzie obecnie stoi krzyż.
Po odejściu kobiet z podwórza nam mężczyznom kazano stanąć pod parkanem murowanym z rękoma podniesionymi do góry, potem nastąpiły salwy z karabinu maszynowego. Strzelający celował w głowę. Otrzymałem postrzał w prawą rękę w okolicy kostki. Świadek okazał, iż na prawej ręce od strony dłoni długości około 15 cm posiada bliznę, szerokości do 5 cm. Zalała mnie krew z podniesionej ręki i upadłem. Gdy salwy i jęki ucichły, usłyszałem pojedyncze strzały. Żandarmi chodzili pomiędzy trupami, trącali leżących nogą, sprawdzając, czy kto jeszcze żyje, po czym dobijali pojedynczymi strzałami. Plac był otoczony żandarmami, egzekucję dokonywała około 6 żandarmów, z których jeden obsługiwał karabin maszynowy.
Po pewnym czasie leżąc z twarzą zakrytą okrwawioną ręką usłyszałem gwar od strony ulicy, potem salwy, jęki, błagania o litość i pojedyncze strzały. Zorientowałem się, iż przybyła nowa grupa do rozstrzelania. Potem przyprowadzono jeszcze pięć razy grupy do rozstrzelania, przywaliły mnie dwa trupy. Egzekucja trwała do godz. 18-ej z przerwami na dobijanie i doprowadzenie coraz nowych grup. Leżąc przykryty własną ręką i trupami nie zorientowałem się, skąd przyprowadzono nowe ofiary. Z ilości strzałów sądzę, iż doprowadzono za każdym razem nie mniej niż 25 osób.
Leżałem nad trupami bez ruchu bez ruchu (bojąc się dobicia) aż do godziny 12-ej w nocy. Potem, ze względu na to, iż panowała cisza, wyczołgałem się z fabryki makaronów do domu przy ulicy Płockiej nr 25, który stał w płomieniach. Czołgając się widziałem, iż w miejscu egzekucji są tylko zwłoki mężczyzn. Razem wtedy ze mną ocalał młody chłopak Szymański, który obecnie mieszka gdzieś na Woli. Szymański nie był ranny, ocalił go niski wzrost, wobec tego, iż żandarm mierzył w głowę.
Nazajutrz zobaczyłem na podwórzu naszego domu, że leżało jeszcze 4 czy 5 zwłok lokatorów domu. Pozostali zostali rozstrzelani na placu przed domem nr 23 razem z lokatorami domu nr 23. W dniu 6 i 7 sierpnia 1944 r. kolumna robotników z ul. Sokołowskiej uprzątała zwłoki z ul. Płockiej i fabryki makaronów paląc je na terenie fabryki makaronów, potem słyszałem, iż z tego terenu znieśli około 4000 zwłok.
Ukrywałem się z kilkoma mężczyznami (którym udało się umknąć egzekucji) na ul. Płockiej aż do 12 września 1944 r., kiedy z powodu braku wody byliśmy zmuszeni wyjść na ulicę, wtedy ujęli nas Niemcy, odprowadzili do kościoła św. Wojciecha, skąd odesłano nas do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Członek Okręgowej Komisji
p.o. Sędzia (—) H. Wereńko (—) Wł. Pec

* * *

Z remontu al. Jana Pawła/Marchlewskiego wcięło zdjęcia, ale został fragment marmurowej tablicy z hebrajskimi napisami i z bardzo podejrzanymi przebarwieniami.. (mam nieustanny zamiar dać ją do zbadania, ale nie mam pomysłu gdzie robią takie analizy)



* * *

Niebawem na froncie: 
Kolekcja warszawskich cegieł i wolskich pożarów oraz kolejny nieznany wolski ringstand. Stej tjuned!

wtorek, 11 maja 2010

Sprawni inaczej

Podziwiam gejowską reklamę w witrynie sklepu dla niesprawnych na ulicy Płockiej. To tuż obok, po sąsiedzku, za winklem. Często tam przychodziłem będąc wielkim amatorem tamtejszych pudełek z kartonu i czarnych skarpetek. Teraz - po krótkiej rozmowie - dostałem piękny katalog z asortymentem dla profesjonalistów :)



/ To odbicie echa festiwalu odbić gtwb (z którego mnie po cichu usunięto ;), plus początku końca (i na odwrót) czyli moich ostatnich przygód. /

poniedziałek, 10 maja 2010

Świństwo!



Myślałem, że coś mi się pomyliło wzrokowo, że jakieś łobuzy piękną panią pomazały, otagowały.. Ale nie! To najprawdziwszy tatuaż fotoszopowy jest! Wytatuowany na maszynie offsetowej! i ktoś zrobił pięknej pani wielkie świństwo..
Przekazem propagandowym jest to, że ta pani śmierdzi, w dodatku jak świnia, i że tylko pomoc Rexony wyleczy ją z tej przypadłości. Odbiorcą reklamy ma być m. in. przeciętna mieszkanka dzielnicy Wola..
Zręcznie ktoś to wykombinował...


Dodatkowo to nawet nie jest świnia tylko rezolutny mały prosiaczek z gwiazdkami Unii Europejskiej. Rozumiem, że gdyby zamiast głowy dofotoszopowano pięknej panience ryj wieprza wzmocniłoby to siłę przekazu. A tak piękna panienka, która - nota bene - nie wygląda jakby była świadoma tego co jej wyrosło pod pachą stała się ofiarą rexonowej arcy kreatywności (można sobie wyobrazić jaką ma od teraz ksywę ;) a w Eurodrogerii na Wolskiej z pewnością będą tłumy..

ps. przy okazji wraca (znany i lubiany) motyw okien... :)

(oraz - na koniec - motyw sportowy)


poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Płocka: lanie nieczynne

Ku ubolewaniu wielu tradycjonalistów i lokalnej łobuzerki w dniu dzisiejszym woda w źródełku oligocenki pod budzącym pełne zaufanie patronatem Instytutu Gruźlicy była nieczynna... Lać trzeba było czymś innym.




Nota bene, można by - dla równowagi - wprowadzić nową tradycję - święta ognia, (np. "płonący czwartek"). Chłopacy biegaliby za dziewczętami z miotaczami ognia w ręku lub lawą wulkaniczną w wiaderku.

czwartek, 11 lutego 2010

Płocka: sensacja!

Przedwczoraj zajechało na Płocką niezwykłe auto! Porsze Kajen!
Wprowadziło dysharmonię na całej ulicy. Bezwstydnie nakłuwało oczy, przygnębiało i odbierało resztki nadziei. Lakier miało czarny - diabelski, tapicerkę czerwoną, też diabelską, miało chromy, opony i felgi zagraniczne. Wyciągało pewnie ze czterysta pięćdziesiąt.
Co spowodowało tą irytującą wizytę za linią okopów Lubomirskiego, trudno powiedzieć. W miejscu gdzie zaparkowało porsche jest tylko społem, sklep dla kalek, lumpex i ja.


sobota, 16 stycznia 2010

Płocka: zbombardowane okno

Dzisiej od rana trwała na Płockiej huczna likwidacja zimy.
Tzw. akcja "sopel" (die Zapfenaktion) dotknęła również dzielnicę zachodnią. Niestety.. (bo ładnie było, lodowo i sklep ze sprzętem rehabilitacyjnym Płocka 23 miał niespotykane jak dotąd obroty).
Ekipa odladzająco-sprzątająca strasznie wrzeszczała i robiła bardzo dużo zamętu. Chcieli zapewne zrobić wrażenie, że zaglądali tu codziennie od początku zimy.
Do strącania sopli stosowali niezwykle tradycyjne i genialne w swej prostocie metody: naparzali do nich śnieżkami.
I przy okazji, dzisiaj podano, iż akcja rzucania śnieżkami w tym tylko tygodniu kosztowała warszawiaków 14 mln. zeta..



Jeden z celów i jego bezwzględna likwidacja.

wtorek, 12 stycznia 2010

Płocka. Nieboszczyki z mojego podwórka

Dzień po odejściu lodóweczki, przy włączonym szybkim rozmrażaniu (południowy wiatr, odwilż), ujawniły się znowu nieboszczyki (lub "coś"). Mówiłem już o tym -----> tutaj .


wtorek, 1 grudnia 2009

Kroniki podwórkowe vol. 01

Codziennie przed oczami mam kamieniczkę w oficynie Płocka 27a. Trwa tam wciąż i nie pęka chociaż mury ma już solidnie spękane, oczodołe puste, pustakami zalepione.
Zmierzamy po sąsiedzku w końca kierunku, z każdym dniem bacznie obserwując które z nas szybciej.
(to mówiłam ja: budynek Płocka 25)

(teraz ja właściwy:)
Ta kamieniczka była zawsze wielką zagadką. Sz.p Jerzy Kasprzycki w swoich "Korzeniach miasta" nie mógł rozszyfrować inicjałów PHK widniejących na jej szczycie. Niezawodny bratokuzyn "Dojarek" także nie wiedział za dużo. Dopiero kilka dni temu wpadł mi w ręce jeden z "Zeszytów wolskich" (i to sprzed 3 lat), gdzie niezwykle sz.p. Janusz Sujecki opisał tą kamienicę od a do zet.
Inicjały PHK to Piotr i Helena Kalinowscy. Piotr Kalinowski miał, mieszcząca się w owym budynku, drobną firmę przewozową. Powojenne losy pana Kalinowskiego - smutne, przygnębiające - zapewne typowe losom wielu tzw. kamieniczników i prywaciarzy po '45 roku..

Jeszcze dwa, trzy lata temu budynek by zamieszkany. Bardzo lubiłem gdy lokatorzy rozpalali w piecach. Nad podwórkiem unosił się wtedy obezwładniający zapach..
Teraz - jak  powyżej mówił sąsiedni budynek - pusto, głucho, Płocką tłenty sewen czeka niechybny zgon. (Na co zaś z pewnością czekają zamiejscowi deweloperzy).
Miesiąc, dwa temu zastyropionawono kamienicę Płocka 31. Ta kamienica również przetrwała wojnę, lecz styropianowej krucjacie niestety się nie oparła.
Lekki pozytyw tego remontu jest taki, że dom państwa Kalinowskich zyskał nową, bardzo dziwaczną perspektywę: kilkupiętrową, gładką jaskrawożółtą ścianę w tle. Przed remontem, nieotynkowana ceglana ściana sprawiala bardzo pierwotne, surowe wrażenie. Mocno depresyjne, rzekłbym :)
Szkoda, że tak dziwnym, bardzo klimatycznym domem nie zainteresuje się np. jakieś biuro reklamy lub jakiś ktoś inny bogaty, lub jakaś krystalicznie czysta, etyczna organizacja szanująca zabytkową warszawskość i go nie przygarnie.

Jeszcze jedna, dość zagadkowa rzecz związana z tym domem: zimą, śnieg topnieje zawsze szybciej jednym miejscu - dwudziesto, 30sto metrowym pasem ciągnącym się od oficyny w głąb podwórka. Tam nie ma pod ziemią żadnej rury co, czy innej współczesnej instalacji.
Mogą być dwa wytłumaczenia tego zjawiska: przygodowo-awanturnicze i martyrologiczne.
To pierwsze to tunel sekretny, przebity z kamienicy Płockiej 27 do kamienicy sąsiedniej Płocka 25. Drugie - ślad po masowej mogile.. (na powojennym budynku stojącym pod tym nr-em jest tablica informująca o egzekucji: 300 ofiar; na początku sierpnia 1944 roku cała okolica zatopiona była w gigantycznym morzu krwi i ta liczba to raczej dolny pułap ponurej statystyki..)

Załączam, podłączam obrazki nocne, zwykłe i poranne Płockiej 27a.





Plus zoomy detaliczne, uzupełniające:

inicjały Kalinowskie, rok prod. 1924


detal, który pojawił się w pierwszej dekadzie XXI wieku

oraz depresyjna, ślepa ściana kamienicy Płocka 31 sprzed lat kilku 
(obecnie w wesołym styropianie).