Pokazywanie postów oznaczonych etykietą groza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą groza. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 września 2011

Wolska 6 > Koresspondent wojenny No. 1


12/13 WRZESIEŃ, noc z niedzieli na poniedziałek.

Gdy w łikend sytuacja wydaje się być z grubsza opanowana — Ludzie Śmiechu załatali szczelinę do  zaświata i do miasteczka przychodzi coraz więcej żywych — do walki włącza się zminiaturyzowana kamienica.

O godzinie 04.47 budzi się, po kwadransie zyskuje samoświadomość
i natychmiast zaczyna kontratakować do otoczenia wiązki splazmatycznej energii.


Z każdą chwilą wyładowania przybierają na sile wyistoczając się w największy pokaz ektoplazmy, jaki widziała Wola.
W powietrzu rozlega się zapach siarki i paskudztwa.
U Redemptorystów na Karolkowej biją w dzwony.

Rozpoczyna się kolejne wolskie inferno.


__________________
Stejtjun, albowiem niebawem nowa relacja z Wojny o Serek.


środa, 14 września 2011

Parhelion


Obserwatorzy zarejestrowali lokalnie w przedwczoraj nad Wolską przelot bardzo rzadkiego Parheliona z greki (z angielska sun doga lub phantom suna, polska — uwaga! drewniana nazwa — słońca pobocznego).

Ażeby zaprawdę uwiarygodnić ten widok dodamy, iż oryginalne słońce było w tym samym momencie przyczajone za św. Wojciechem,
w odległości ca. 150 mln. kilometrów od swojej podróbki.

Całość zjawiska trwała 15 minut 35 sekund. Przepłynęło ono majestatycznie nad ciągiem ruchu, wraz z upływem czasu tracąc swoje walory, aż do zupełnego rozpłynięcia w nieboskłon.


Trochę nam to wynagrodziło, zapowiadane szumnie 2 dni wcześniej wydarzenie medialne, czyli zorze polarne, które nad Wolę niestety
nie przybyły.

Jednak, żeby nie było tak słodko, bardzo nas zaniepokił fakt pojawienia się fantoma w czasie, gdy na Kiercelaku toczy się wojna Lunapark Europa versus Parapsychiczny Świat! W dodatku Parhelion wytoczył się zza kamienicy Wolska 67, co w istocie może być znakiem złowróżby, iż to ten budynek (a nie ten z Solidarności 153) jako pierwszy padnie na atak pleneru rzeźbą.

Na dobitkę, w poniedziałkowy wieczór luna też była jakaś inna...


Jak Obserwatororzy się sprężą, to może jeszcze dziś doniosą świeżą relację
z serkowego pola walki. Także pliz stejtjun & come back!

piątek, 9 września 2011

Cześć Wolska sześć > poniedziałek


Tego dnia kontynuowano zaciekłe prace plenerowe.
Ekipa rzeźbiarzy postanowiła dać jeszcze szansę kamienicy i wymodelowała ją do postaci praktycznej miniaturki, która może służyć za schronienie okolicznym żyjątkom lub małym ludzikom.

Poniżej obserwujemy efekt, wraz z naniesionym szkicowo przez twórców schematem ideowym.


Następnie plac sprowadzono do parteru, gruz zamieciono, wywieziono w nieznanym kierunku (niestety, ku naszemu ubolewaniu, nie odnotowano ani jednej stemplowanej cegły).
Ostatnim akcentem rozbiórkowej budowy było rytualne odbicie odbojów
i złożenie ich w darze Wielkiemu Developerusowi jako poplenerowa pamiątka.


I tutaj właściwie kończy się baśń o żółtej koparce. Zapewne przez jakiś czas będziemy ją jeszcze spotykać, ale pokaz sztuk dynamicznych zasadniczo dobiegł już końca.
Będziemy teraz bacznie oczekiwać na zawracanie serka w nowoczesność
i budowanie na nowo.

XXX


Pozostając w tych samych koordynatach zmieniamy radykalnie stylistykę, albowiem następuje już wtorek, a wraz z nim wkraczamy w strefę relaksu!


Tego dnia, jeszcze bardziej pusty niż dotychczas plac przy Wolskiej 6 najeżdża konwój ciężarówek wiozący w swoim wnętrzu tradycyjne, serkowo-wolskie igrzyska.


Być może tak nagłe pojawienie się ich tutaj ma związek z zagęszczeniem demonów, które uwolnione łopatą Komatsu biegają teraz po okolicy?
(a o czym było w poprzedniej notce). Któż bowiem nie poradzi sobie lepiej ze złą energią jak wysoko wykwalifikowani Ludzie Śmiechu? — entertejmerzy, magicy, karuzelnicy i poskramiacze krzywych luster?!

Egzorcyzmy zaczęto z marszu. Zabójczym trikiem "dwie wieże":


W miarę upływu dnia szeregi demonów zaprzeszłej cywilizacji zaczęły ustępować tym współczesnym i na serku nareszcie jakby trochę pojaśniało Europą.


Ale to jeszcze nie koniec! i o przebiegu egzorcyzmów będziemy oczywiście relacjonować! Jak zawsze — wprost z pola walki! Jak zawsze: prosto z Frontu!

Póki co Stejtjun! oraz garść slajdów inwentaryzacyjnych (a zarazem powrót do poprzedniej,  melanholijnej stylizacji).

Et włala!


czwartek, 8 września 2011

Cześć, Wolska 6 > niedziela


Kronika budowy rozbiórką, konstrukcji dekonstrukcją, czyli dalszy ciąg przygód żółtej koparki o imieniu Komatsu.
Nastąpią również inne paradoksy, noszące wszelkie znamiona zaklęcia.


X

Oto krótka garść slajdów z niedzielnego, hardkorowo-HDRowego, popołudnia.
Vłala!


Początkowo przystępujemy do piwnicy nieprecyzyjnej.
Subtelne rozbielenia przełamywane są tutaj mnogością i intensywnością detali, a bezład rozszarpanej artefakterii, jeszcze nie skodyfikowanej, jeszcze nie sięgniętej, balansowany jest pojawiajacym się stopniowo
— podpodłogowo — uczuciem ontologicznej pustki, która wyistoczy się
w pełnej próżni na następnym przeźroczach, wraz z baczniejszym schodzeniem poniżej parteru..


Tutaj już mamy gromkie wdepnięcie Tajemnicę. Zlatują się znikąd pytania
o sens uporczywego trwania w apriorycznej koegzystencji form użytecznych
i nieużytecznych. Oczy mamy zachlapane stłumionym krzykiem o posza—
nowanie dla materii, dla celu i sensu jej nieustannej transformacji, zaś usta
i węchy zaczynają się nam już ogniskować na ostatecznym wyistoczeniu miazmatycznego kontinuum: na fotochromie z bardzo żółtym niebem!


Rzucamy wzrokiem za siebie i z oddalenia, w gasnącym horyzoncie, wypatrujemy kolejnych przygód żółtej zakoparki..


 CZY WIESZ, ŻE?.. 
Czy wiesz, że na wolskim trójkącie nabiałowym zwanym "serkiem" skoncentrowane są pokłady niezwywkle silnego pole magicznego? (i że niekoniecznie jest to magia w jasnych barwach)?
Nie bez powodu przez długie lata ten teren był celem  pielgrzymkowym wszelkiej maści magików, prestidigitatorów, treserów dzikich zwierząt i innych gabinetów strachu (mówiliśmy o tym zjawisku np. tutaj lub w Obserwatorze numer 2.
Ostatnie wydarzenia naruszyły kruchą rownowagę. Zaklęcie, które się wypiętrzyło w podziemiach kamienicy Wolska 6, wydostało się na światło dzienne i można teraz zaobserwować ogromny wzrost wyładowań paranormalnych w tym rejonie.  


Niestety są już pierwsze ofiary. W piątek, w niewyjaśnionych dotad okolicznościach zabił się pracownik Zab-Budu, firmy stawiającej tam apartamentowiec.


czwartek, 17 marca 2011

Zapowiedź

Mamy odpowiedzialnego!
To ten godżillowaty pah-potwór!

Napadał na przechodniów w lutym,
ale wiadomo było, że nad Wisłą to się nie przyjmie.
Mamy już wystarczająco potworną syrenkę (w logo) a druga Japonia to nie to samo co oryginał.

piątek, 4 marca 2011

Apokaliptyczna wyprzedaż


To była naprawdę wyjątkowo długa apokalipsa. Część rozrywkowa przeminęła wraz z końcem lata i patrzyliśmy na nią tutaj. Wtedy wydawało się, że to już koniec. Ale nastąpił jeszcze suplement wystawienniczy, który skończył się całkiem niedawno. Przez długie miesiące serek wolski był okupowany przez cyrkowo-cygański tabor z Ukrainy, poszukujący nowego właściciela.


Na sprzedaż było wszystko: od przerażajacej tablicy z żywemi robalami,
po karuzele, barakowozy w fioletowe paski i bestialski pałac Montezumy.


Ów najdłuższy w obecnym milenium stołeczny koniec świata rozgrywał się zaledwie 1720 metrów od Pałacu Kultury. Był oznaką serdecznych intersąsieckich stosunków, znakomitą prorocznią na nadchodzące się Euro
i na rok 2012.

Teraz w serku żal i pustka. I kamienica Wolska 6.


piątek, 12 listopada 2010

Drzewo

To jeszcze do ciebie wróci, Tomaszu P.
Rozgniewałeś Cienie.



piątek, 13 sierpnia 2010

Działdowskie 666

Jutro to zacne miasteczko obchodzi trzyszóstkowe urodziny! Wszystkie krajowe antychrysty i niedobra młodzież z problemami emocjonalnymi zjeżdża do Działdowa. Wczoraj się o to potknąłem w sieci, więc uprzejmie donoszę.
Tym bardziej, że Działdowo będzie czcić ten number oficjalnie - będzie burmistrz, przemówienia, straż ogniowa, gry, zabawy i satanistyczne Lady Pank.

Także - pakujcie ofiarne koty, polerujcie ćwieki i czem prędzej do Działdowa! Zawsze to jakaś odskocznia od obrony krzyża.



czwartek, 10 czerwca 2010

Death from above. Kolejne świadectwa.

Obserwacja nieba nad Wolą trwa! Już nie tylko ja - teleobiektywny, uzbrojony po zęby w astroaparaturę (jak przykazali Bracia) - ale i całe rzesze mieszkańców dzielnicy zajmują się patrzeniem w górę!
Ostatnie dni przyniosły nasilenie chemicznej aktywności nieba: przy 10-krotnym zoomie dało się zauważyć ponad 50-krotne przekroczenie stężenia baru (Ba), bromu (B) i chromu (Cr), zaś zoom cyfrowy zarejestrował aż 100-krotne przekroczenie normy ołowiu (Pb) w wydychanych smugach!

Pojawiły się też nietypowe zjawiska towarzyszące o poranku:

a. Księżyc był jakiś taki inny niż zwykle.
b. Słońce wzeszło nie tam gdzie trzeba.
b. Gołębie zjadły trutkę na szczury.


Smugi kondensowały się często i znienacka.
Zazwyczaj atakowały dwójkami od strony słońca.

Oto zebrane świadectwa:
#1
2010.06.07 10:19:45 Warsaw West [52.23.22 N, 21.00.83 E]
#2
2010.06.07 13:08:08 Warsaw West [52.23.22 N, 21.01.73 E]
#3
2010.06.08 12:16:05 Warsaw West [52.23.22 N, 21.00.53 E]
#4
2010.06.08 20:21:11 Warsaw West [52.23.22 N, 21.10.43 E]

Czy czeka nas cholerna zagłada...?!


poniedziałek, 7 czerwca 2010

Krzyże w niebiosach: Podziękowanie :)

Serdecznie dziękuję braciom Paulinom jasnogórskim za zawrócenie uwagi wiernych na niebo i na sprawy kondensacyjne z niego wynikające. Co prawda publikując swoją kolekcję nie przypuszczałem, że poczciwe smugi dolecą aż na Jasną Górę i że mogą stanowić aż takie zagrożenie dla planety. Ale każda teoria jest dobra jeśli dzięki niej Polacy i ludzie oderwą się na chwilę od patrzenia w dół, i zaczną patrzeć w górę.
Sam jestem dość sceptycznie nastawiony do teorii jasnogórczyków bo ze smugami jestem zaprzyjaźniony od maleńkości i nie spostrzegłem, żeby z upływem lat w jakikolwiek sposób przeistoczały się w potwora. Są takie same jak przed wiekami. Po drugie też czytałem ten artykuł o chemtrails w "Czwartym wymiarze". To było parę miesięcy temu - podczas hospitaliacji. Wcisnął mi go Marek Ochroniarz, równy gość i wielki smakosz tego pisma (w tym samym nrze był też artykuł o broni psychotronicznej).
Jednak mój sceptycyzm nie zaciemnia mi zupełnie perspektywy kolejnych przygód. Jak mówią archiwiści: I want to believe!
Akurat jestem w dobrym momencie - po Trzciałkowskim wakatowało mi miejsce dla jakiejś psychozy, także błyskawicznie przesiadłem się na chemiczne tory.

Oto moje świadectwa z wczoraj i dziś.
Proszę o przeźrocza!

#1
smuga
2010.06.06 11:16:05 Warsaw West [52.23.22 N, 21.00.83 E]
#2
smuga
2010.06.06 11:16:30 Warsaw West [52.23.22 N, 21.00.83 E]
#3
smuga
2010.06.05 20:06:14 Warsaw West [52.23.22 N, 21.00.83 E]


Muszę przyznać, że nigdy do tej pory nie uchwyciłem kondensacji tak niezwykłej.. A to ostatnie świadectwo jest już mocno niepokojące...

Ciekawe co przyniosą następne świadectwa. Zaraz wywołam kolejną rolkę nieba.

czwartek, 20 maja 2010

Akcja XXXI (o przedwojennej W-wie)

Szukałem zdjęć z remontu al. Jana Pawła z 2004 roku, ale gdzieś się ukryły (zdarty asfalt na całej długości, pod spodem getto..). Za to po południu odkrył mi się podobny obraz pod domem: robią jakiś remont i koparka wydobyła na powierzchnię roku 2010 skrawki świata, który był tu wcześniej.
Jedna z cegieł była ostemplowana inicjałami cegielni (lub jej właściciela). Bezpośredni dotyk tragicznej historii adresu pod którym sobie rezolutnie i beztrosko żyję.

Prawdziwa Warszawa leży (niestety) pod Warszawą. Pod ziemią.



Zacytuję OCR-owo, copy-pejstowo zeznania mieszkańca domu Płocka 25, złożone 2 lata po wojnie a dotyczące pierwszych dni sierpnia '44.

[Achtung! Wstawiam mikroczcionkę, żeby nie przedłużać posta i czasu nie rozciągać. Zainteresowani tym txtem mogą go powiększyć np. copy-pejstowo]

Dnia 29.IV.1947 r. w Warszawie COKBZN H. Wereńko przesłuchała niż. wym. świadka. Świadek: WŁADYSŁAW PEC ur. 23.I.1900 r., kontroler MZK, zam. w Warszawie, ul. Płocka 31.
W czasie powstania warszawskiego 1944 r. mieszkałem w Warszawie przy ul. Płockiej nr 25. W dniu 2 sierpnia 1944 r. bardzo rano na rogu uL Wolskiej i Płockiej ludność na rozkaz powstańców wzniosła dużą barykadę. Już około godz. 11-ej wyjechały czołgi niemieckie z ul. Bema, atakując barykadę. Następnie obsługa czołgów w ubraniach lotniczych wypędziła wszystkich mężczyzn z dużego narożnego domu przy ul. Płockiej i Wolskiej i pogoniła ich do rozbierania barykady na rogu ul. Wolskiej i Płockiej, a później do dalszych barykad przy ul. Chłodnej i Żelaznej. W grupie tej był zabrany Teofil Leopolczyk zam. w Warszawie, ul. Płocka nr 31. W dniu 3 sierpnia 1944 r. rano wpadły na ul. Płocką oddziały żandarmerii i Kałmuków. Z domów nr 23, 25, 31 przy ul. Płockiej wypędziły mężczyzn zabierając ich do rozbierania barykad, kobiety z dziećmi pogoniły do kościoła św. Wojciecha. Nie wszyscy wtedy wyszli, ja np. zdołałem się ukryć. Kobiety w kościele nie były strzeżone i przeważnie powróciły do domów wieczorem. Na ul. Płockiej zajął pozycję oddział Wehrmachtu, który pozostał do dnia 4 sierpnia 1944 r. do godz. 10-ej. Przed odejściem żołnierze wypędzali ludzi do kościoła św. Wojciecha, lecz nie robili tego energicznie.
O godz. 10-ej oddziały Wehrmachtu wycofały się, a na ul. Płocką wkroczyły ponownie oddziały żandarmerii i Kałmuków. Dały się słyszeć wszędzie wołania „raus", po czym serie z rozpylaczy. Ja przebywałem w piwnicy domu przy ul. Płockiej nr 25 i orientując się, iż w domach nr 25, 23 i 31 odbywają się masowe egzekucje, zdołałem uciec do fabryki makaronów przy ul. Wolskiej nr 60 dzięki temu, iż fabryka przylegała do naszego domu. W piwnicy fabryki makaronów zastałem zwarty tłum ludności cywilnej, w większości kobiet i dzieci.
W dniu 5 sierpnia 1944 r. około godz. 12-ej Niemcy podpalili fabrykę makaronów, zaczęło w piwnicy robić zbyt gorąco, ludność cywilna wyszła w liczbie 57 mężczyzn i nieco więcej kobiet z dziećmi. Ja i 10 mężczyzn ukryliśmy się jeszcze w piwnicy, po chwili jednak żandarmi przeszukujący piwnicę wykryli nas przy pomocy psa i wyciągnęli na podwórze. Zobaczyłem stojący na środku podwórza tłum, do którego Niemcy myszkujący po terenie doprowadzili schwytanych kryjących się ludzi Koło bramy stał na nóżkach karabin maszynowy. Dowodzący oddziałem oficer żandarmerii kazał rozdzielić mężczyzn i kobiety. Nadszedł starszy rangą oficer żandarmerii i przez 10 minut naradzał się z oficerem dowodzącym grupą, po czym kazano kobietom wyjść na ul. Wolską i iść do kościoła św. Wojciecha.
Moja żona, która wyszła w dniu 4 sierpnia 1944 r. przed godz. 10.30 na rozkaz Wehrmachtu do kościoła św. Wojciecha (dzięki czemu ocalała), przebywała w tym czasie w kościele. Wiem od niej, iż grupa kobiet z fabryki makaronów do kościoła św. Wojciecha nie doszła i nikt z tej grupy dotąd się nie odnalazł. Od Polaków zatrudnionych przez Gestapo przy paleniu zwłok na Woli dowiedziałem się, iż grupa kobiet i dzieci z fabryki makaronów (ponad 60 osób) została rozstrzelana tego samego dnia naprzeciwko kościoła św. Wojciecha na placu, w miejscu gdzie obecnie stoi krzyż.
Po odejściu kobiet z podwórza nam mężczyznom kazano stanąć pod parkanem murowanym z rękoma podniesionymi do góry, potem nastąpiły salwy z karabinu maszynowego. Strzelający celował w głowę. Otrzymałem postrzał w prawą rękę w okolicy kostki. Świadek okazał, iż na prawej ręce od strony dłoni długości około 15 cm posiada bliznę, szerokości do 5 cm. Zalała mnie krew z podniesionej ręki i upadłem. Gdy salwy i jęki ucichły, usłyszałem pojedyncze strzały. Żandarmi chodzili pomiędzy trupami, trącali leżących nogą, sprawdzając, czy kto jeszcze żyje, po czym dobijali pojedynczymi strzałami. Plac był otoczony żandarmami, egzekucję dokonywała około 6 żandarmów, z których jeden obsługiwał karabin maszynowy.
Po pewnym czasie leżąc z twarzą zakrytą okrwawioną ręką usłyszałem gwar od strony ulicy, potem salwy, jęki, błagania o litość i pojedyncze strzały. Zorientowałem się, iż przybyła nowa grupa do rozstrzelania. Potem przyprowadzono jeszcze pięć razy grupy do rozstrzelania, przywaliły mnie dwa trupy. Egzekucja trwała do godz. 18-ej z przerwami na dobijanie i doprowadzenie coraz nowych grup. Leżąc przykryty własną ręką i trupami nie zorientowałem się, skąd przyprowadzono nowe ofiary. Z ilości strzałów sądzę, iż doprowadzono za każdym razem nie mniej niż 25 osób.
Leżałem nad trupami bez ruchu bez ruchu (bojąc się dobicia) aż do godziny 12-ej w nocy. Potem, ze względu na to, iż panowała cisza, wyczołgałem się z fabryki makaronów do domu przy ulicy Płockiej nr 25, który stał w płomieniach. Czołgając się widziałem, iż w miejscu egzekucji są tylko zwłoki mężczyzn. Razem wtedy ze mną ocalał młody chłopak Szymański, który obecnie mieszka gdzieś na Woli. Szymański nie był ranny, ocalił go niski wzrost, wobec tego, iż żandarm mierzył w głowę.
Nazajutrz zobaczyłem na podwórzu naszego domu, że leżało jeszcze 4 czy 5 zwłok lokatorów domu. Pozostali zostali rozstrzelani na placu przed domem nr 23 razem z lokatorami domu nr 23. W dniu 6 i 7 sierpnia 1944 r. kolumna robotników z ul. Sokołowskiej uprzątała zwłoki z ul. Płockiej i fabryki makaronów paląc je na terenie fabryki makaronów, potem słyszałem, iż z tego terenu znieśli około 4000 zwłok.
Ukrywałem się z kilkoma mężczyznami (którym udało się umknąć egzekucji) na ul. Płockiej aż do 12 września 1944 r., kiedy z powodu braku wody byliśmy zmuszeni wyjść na ulicę, wtedy ujęli nas Niemcy, odprowadzili do kościoła św. Wojciecha, skąd odesłano nas do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Członek Okręgowej Komisji
p.o. Sędzia (—) H. Wereńko (—) Wł. Pec

* * *

Z remontu al. Jana Pawła/Marchlewskiego wcięło zdjęcia, ale został fragment marmurowej tablicy z hebrajskimi napisami i z bardzo podejrzanymi przebarwieniami.. (mam nieustanny zamiar dać ją do zbadania, ale nie mam pomysłu gdzie robią takie analizy)



* * *

Niebawem na froncie: 
Kolekcja warszawskich cegieł i wolskich pożarów oraz kolejny nieznany wolski ringstand. Stej tjuned!