Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rzeź. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rzeź. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 20 maja 2010

Akcja XXXI (o przedwojennej W-wie)

Szukałem zdjęć z remontu al. Jana Pawła z 2004 roku, ale gdzieś się ukryły (zdarty asfalt na całej długości, pod spodem getto..). Za to po południu odkrył mi się podobny obraz pod domem: robią jakiś remont i koparka wydobyła na powierzchnię roku 2010 skrawki świata, który był tu wcześniej.
Jedna z cegieł była ostemplowana inicjałami cegielni (lub jej właściciela). Bezpośredni dotyk tragicznej historii adresu pod którym sobie rezolutnie i beztrosko żyję.

Prawdziwa Warszawa leży (niestety) pod Warszawą. Pod ziemią.



Zacytuję OCR-owo, copy-pejstowo zeznania mieszkańca domu Płocka 25, złożone 2 lata po wojnie a dotyczące pierwszych dni sierpnia '44.

[Achtung! Wstawiam mikroczcionkę, żeby nie przedłużać posta i czasu nie rozciągać. Zainteresowani tym txtem mogą go powiększyć np. copy-pejstowo]

Dnia 29.IV.1947 r. w Warszawie COKBZN H. Wereńko przesłuchała niż. wym. świadka. Świadek: WŁADYSŁAW PEC ur. 23.I.1900 r., kontroler MZK, zam. w Warszawie, ul. Płocka 31.
W czasie powstania warszawskiego 1944 r. mieszkałem w Warszawie przy ul. Płockiej nr 25. W dniu 2 sierpnia 1944 r. bardzo rano na rogu uL Wolskiej i Płockiej ludność na rozkaz powstańców wzniosła dużą barykadę. Już około godz. 11-ej wyjechały czołgi niemieckie z ul. Bema, atakując barykadę. Następnie obsługa czołgów w ubraniach lotniczych wypędziła wszystkich mężczyzn z dużego narożnego domu przy ul. Płockiej i Wolskiej i pogoniła ich do rozbierania barykady na rogu ul. Wolskiej i Płockiej, a później do dalszych barykad przy ul. Chłodnej i Żelaznej. W grupie tej był zabrany Teofil Leopolczyk zam. w Warszawie, ul. Płocka nr 31. W dniu 3 sierpnia 1944 r. rano wpadły na ul. Płocką oddziały żandarmerii i Kałmuków. Z domów nr 23, 25, 31 przy ul. Płockiej wypędziły mężczyzn zabierając ich do rozbierania barykad, kobiety z dziećmi pogoniły do kościoła św. Wojciecha. Nie wszyscy wtedy wyszli, ja np. zdołałem się ukryć. Kobiety w kościele nie były strzeżone i przeważnie powróciły do domów wieczorem. Na ul. Płockiej zajął pozycję oddział Wehrmachtu, który pozostał do dnia 4 sierpnia 1944 r. do godz. 10-ej. Przed odejściem żołnierze wypędzali ludzi do kościoła św. Wojciecha, lecz nie robili tego energicznie.
O godz. 10-ej oddziały Wehrmachtu wycofały się, a na ul. Płocką wkroczyły ponownie oddziały żandarmerii i Kałmuków. Dały się słyszeć wszędzie wołania „raus", po czym serie z rozpylaczy. Ja przebywałem w piwnicy domu przy ul. Płockiej nr 25 i orientując się, iż w domach nr 25, 23 i 31 odbywają się masowe egzekucje, zdołałem uciec do fabryki makaronów przy ul. Wolskiej nr 60 dzięki temu, iż fabryka przylegała do naszego domu. W piwnicy fabryki makaronów zastałem zwarty tłum ludności cywilnej, w większości kobiet i dzieci.
W dniu 5 sierpnia 1944 r. około godz. 12-ej Niemcy podpalili fabrykę makaronów, zaczęło w piwnicy robić zbyt gorąco, ludność cywilna wyszła w liczbie 57 mężczyzn i nieco więcej kobiet z dziećmi. Ja i 10 mężczyzn ukryliśmy się jeszcze w piwnicy, po chwili jednak żandarmi przeszukujący piwnicę wykryli nas przy pomocy psa i wyciągnęli na podwórze. Zobaczyłem stojący na środku podwórza tłum, do którego Niemcy myszkujący po terenie doprowadzili schwytanych kryjących się ludzi Koło bramy stał na nóżkach karabin maszynowy. Dowodzący oddziałem oficer żandarmerii kazał rozdzielić mężczyzn i kobiety. Nadszedł starszy rangą oficer żandarmerii i przez 10 minut naradzał się z oficerem dowodzącym grupą, po czym kazano kobietom wyjść na ul. Wolską i iść do kościoła św. Wojciecha.
Moja żona, która wyszła w dniu 4 sierpnia 1944 r. przed godz. 10.30 na rozkaz Wehrmachtu do kościoła św. Wojciecha (dzięki czemu ocalała), przebywała w tym czasie w kościele. Wiem od niej, iż grupa kobiet z fabryki makaronów do kościoła św. Wojciecha nie doszła i nikt z tej grupy dotąd się nie odnalazł. Od Polaków zatrudnionych przez Gestapo przy paleniu zwłok na Woli dowiedziałem się, iż grupa kobiet i dzieci z fabryki makaronów (ponad 60 osób) została rozstrzelana tego samego dnia naprzeciwko kościoła św. Wojciecha na placu, w miejscu gdzie obecnie stoi krzyż.
Po odejściu kobiet z podwórza nam mężczyznom kazano stanąć pod parkanem murowanym z rękoma podniesionymi do góry, potem nastąpiły salwy z karabinu maszynowego. Strzelający celował w głowę. Otrzymałem postrzał w prawą rękę w okolicy kostki. Świadek okazał, iż na prawej ręce od strony dłoni długości około 15 cm posiada bliznę, szerokości do 5 cm. Zalała mnie krew z podniesionej ręki i upadłem. Gdy salwy i jęki ucichły, usłyszałem pojedyncze strzały. Żandarmi chodzili pomiędzy trupami, trącali leżących nogą, sprawdzając, czy kto jeszcze żyje, po czym dobijali pojedynczymi strzałami. Plac był otoczony żandarmami, egzekucję dokonywała około 6 żandarmów, z których jeden obsługiwał karabin maszynowy.
Po pewnym czasie leżąc z twarzą zakrytą okrwawioną ręką usłyszałem gwar od strony ulicy, potem salwy, jęki, błagania o litość i pojedyncze strzały. Zorientowałem się, iż przybyła nowa grupa do rozstrzelania. Potem przyprowadzono jeszcze pięć razy grupy do rozstrzelania, przywaliły mnie dwa trupy. Egzekucja trwała do godz. 18-ej z przerwami na dobijanie i doprowadzenie coraz nowych grup. Leżąc przykryty własną ręką i trupami nie zorientowałem się, skąd przyprowadzono nowe ofiary. Z ilości strzałów sądzę, iż doprowadzono za każdym razem nie mniej niż 25 osób.
Leżałem nad trupami bez ruchu bez ruchu (bojąc się dobicia) aż do godziny 12-ej w nocy. Potem, ze względu na to, iż panowała cisza, wyczołgałem się z fabryki makaronów do domu przy ulicy Płockiej nr 25, który stał w płomieniach. Czołgając się widziałem, iż w miejscu egzekucji są tylko zwłoki mężczyzn. Razem wtedy ze mną ocalał młody chłopak Szymański, który obecnie mieszka gdzieś na Woli. Szymański nie był ranny, ocalił go niski wzrost, wobec tego, iż żandarm mierzył w głowę.
Nazajutrz zobaczyłem na podwórzu naszego domu, że leżało jeszcze 4 czy 5 zwłok lokatorów domu. Pozostali zostali rozstrzelani na placu przed domem nr 23 razem z lokatorami domu nr 23. W dniu 6 i 7 sierpnia 1944 r. kolumna robotników z ul. Sokołowskiej uprzątała zwłoki z ul. Płockiej i fabryki makaronów paląc je na terenie fabryki makaronów, potem słyszałem, iż z tego terenu znieśli około 4000 zwłok.
Ukrywałem się z kilkoma mężczyznami (którym udało się umknąć egzekucji) na ul. Płockiej aż do 12 września 1944 r., kiedy z powodu braku wody byliśmy zmuszeni wyjść na ulicę, wtedy ujęli nas Niemcy, odprowadzili do kościoła św. Wojciecha, skąd odesłano nas do obozu przejściowego w Pruszkowie.

Członek Okręgowej Komisji
p.o. Sędzia (—) H. Wereńko (—) Wł. Pec

* * *

Z remontu al. Jana Pawła/Marchlewskiego wcięło zdjęcia, ale został fragment marmurowej tablicy z hebrajskimi napisami i z bardzo podejrzanymi przebarwieniami.. (mam nieustanny zamiar dać ją do zbadania, ale nie mam pomysłu gdzie robią takie analizy)



* * *

Niebawem na froncie: 
Kolekcja warszawskich cegieł i wolskich pożarów oraz kolejny nieznany wolski ringstand. Stej tjuned!

wtorek, 16 lutego 2010

28. konkurs psychopatycznych morderców gtwb

Szkic pomysłu, wyszło z grubej rury, temat ponury, sugerujący tematykę rzeźniczą.

Miejsca-pomniki pamięci narodowej, których na Woli jest ogromna ilość*, uderzająca na odlew abstrakcja liczby ofiar: 10 tysięcy, 7 tysięcy, 12 tysięcy.. To niesprawiedliwe, że oni wszyscy zostali sprowadzeni do wymiarów jednego pomnika, zrównani jednym mottem. Sprawiedliwie i logicznie byłoby gdyby wymiary pomników były proporcjonalne do liczby ofiar, byłyby wtedy przeskalowane w górę (Woli przybyłoby wtedy drapaczy chmur) i w dół (służące np. jako domki dla ptaków).
To jest budynek stojący w miejscu gdzie zamordowano 7 tysięcy osób (ul. Wolska, róg Płockiej, teren byłej fabryki "Ursus"). Każdy, kto czytał "Verbrennungskommando Warschau" lub zeznania świadków, którym udało się przeżyć (np. w "Zbrodniach okupanta") musi patrzeć na ten dom pod dość specyficznym kątem..


Plus — ciągnąc ten wątek poza morderczym konkursem — dwie fotki sprzed kilku lat z Górczewskiej, z miejsca gdzie zgładzono 12 000 osób. Tam wtedy był wykop pod salon automobilowy i skojarzenie ekshumacyjne było oczywiste i wstrząsające zarazem.




To samo miejsce w roku obecnym. Pomnik i krzyż wraz z nadjechaniem nissana, zyskały nowy, pasjonujący background.


* Urząd dzielnicy Wola wydał właśnie przewodnik po miejscach Pamięci. Można z nim zwiedzić wszystkie miejsca kaźni i rzezi w jedno popołudnie. Przewodnik cechują wielobarwne fotosy, mikroskopijna czcionka i bonusowy plakacik ze spaloną Wolą do powieszenie nad tapczanem.

piątek, 11 grudnia 2009

Przyokopowa 45/Grzybowska 90

Onegdaj Przyokopowa dochodziła do skrzyżowania Krochmalnej z Okopową. Teraz kończy się na numerze 45, bo jej dalszy bieg jest odcięty przez parking samochodowych dilerów, mechaników i fanatyków. Pewnie dlatego ten ślepy odcinek zamienił się w odciętą od świata enklawę, gdzie można jeszcze nawąchać się klimatem starej Woli, poczuć coś surowego, ciemnoszarego (bardzo blisko czerni). Kilkadziesiąt metrów podróży ku jądru ciemności..
Po drodze mijamy chińskie bary, myjnie automobilowe, dom, który od ulicy wygląda nijako, a od tyłu przedwojennie. Mijamy martwe telewizory na antenę i te komputerowe. Mijamy szczątki odkurzacza, papierki i kabelki. Na murze przeraża nas czacha nasprejowana kredą przez lokalne dzieciaczki..


Dochodzimy do kresu - do nru 45. Informują nas o tym nowoczesna tabliczka i stara, zwiędła latarenka adresowa - duża już rzadkość w Warszawie.


Odwracamy się w kierunku Grzybowskiej i w pełnej krasie wąchamy surowy widok...



Wracając, przechodzimy na drugą stronę Przyokopowej i wchodzimy w podwórko niedawno oklejonej styropianem kamienicy Grzybowska 90. Zapewne z powodu remontu i troski o zachowanie tzw. malatury zewnętrznej w nienaruszonym stanie dzieciaczki z Grzybowska 90 mają zakaz stadionowy. Niestety taki przejaw bezduszności: odebranie im zdrowych, naturalnych metod dzieciństwa, może niebawem przerodzić się w nieprawidłowy rozwój fizyczny i narkotyki, a w dalszej perspektywie w gniew.


A w podwórku stoi kapliczka. Stoi przy murze oddzielającym dom przy Grzybowskiej 90 od sąsiedniej posesji. Do niedawna do tego muru przyklejona była drewniana, parterowa szopa, jakiś budynek gospodarczy (na murze widać jeszcze jej zarys).
I widać jeszcze coś: ślady po pociskach. Znajdują się, mniej więcej, na wysokości głowy. Być może są  to ślady po egzekucji.. Przyokopowa nie uniknęła przecież losu innych wolskich ulic na początku sierpnia '44 roku. W elektrowni tramwajowej zamordowano wszystkich pracowników, a to budynek znajdujący się po drugiej stronie ulicy..



Z lektury fotoplanu wynika, że szopa (komórka) musiała się tam pojawić po wojnie, a została rozebrana w tym lub zeszłym roku. Dlatego te ślady były przez cały czas ukryte.
Nie wiem, czy zachowały się jeszcze tego typu ślady w Warszawie. Raczej nie.
Niesamowite, że obok (teren byłej elektrowni) jest Muzeum Powstania.

Jądro ciemności. Adres: Grzybowska numer 90.

czwartek, 3 grudnia 2009

Godzina 14.00. Niemiecki ekspresjonizm spotyka się z pop-artem

Na ścianie kamienicy Płocka 31.
Ceglany mur to fragment fabryki piór stalowych Konrada Wasilewskiego.

W podwórkach na odcinku Płocka 23 - 31 na początku Powstania zamordowano ok. 1000 osób.