Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odkrywki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odkrywki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Czasownik

... czyli ekskluzywny suplement nieba. Tym razem niebu bliższy, wyższy.



Nastąpi badanie czasu od podszewki, wieży od środka, organów od wewnątrz oraz patrznie na Wolę z góry. Będzie też nieżyjący gołąb i dzwon św. Wojciecha.
Wszystko to w kolejnym odcinku opowieści z kościelnej wieży na ulicy Wolskiej.


Zapraszam do przygód. Slajdy na start!

Pokręcone Schody na chór. A na nim organy i dobry punkt obserwacji poziomu wiary.


The Clock room, gdzie czas ma poczwórne oblicze a od wewnątrz upływa w negatywie. To wolski światowid - lokalne robotnicze neopogaństwo ucywilizowane pod patronatem kościoła. 

To tutaj umierają gołębie, których czas dobiega końca.

Potem jeszcze więcej schodów, dzwony i przejście na najwyższy poziom gry.


My jednak rozpraszamy się w cztery strony świata zwiedzając tarasy
i podziwiajac panoramę Woli.

panopanopanopanopanorama E

(kliknij, aby podziwić)



Kończąc oczopojenie, zapisujemy w kajecie obecność na tarasie cegieł z Chylic, Henrykowa i Dreglina.


Wejście na ostatni level, aby stoczyć zwyczajową walkę z Bossem odkładamy na kolejny odcinek przygód z wieżą. 
Stejtuned!


 INFORMACJE PRAKTYCZNE 

Do kościoła św. Wojciecha jest wyśmienity dojazd nawet z najciemniejszych zakamarków stolicy a łącząc użycie pociągu lub PKSu i Dworca Zachodniego
- z najbardziej zapyziałych zakątków globu.

Do kościoła wejść najlepiej wtedy, gdy jest otwarty. Po chwili modłów i kilkuminutowej, niezbyt forsownej rozgrzewce (uważać na mikrokontuzje!) rozpoczynamy naszą pełną niebezpieczeństw wędrowkę.
Przede wszystkim musimy sforsować Drzwi prowadzące na chór. Najmniej wyczerpujący jest wariant, jeśli są właśnie otwarte. Jeśli nie są to wracamy do rozgrzewki modlitewnej i czekamy, aż się otworzą. Jeśli udało się nam już dostać na chór, czekają nas kolejne drzwi: Drzwi Właściwe, drzwi, za którymi już tylko niebo błękitne. Również w tym przypadku musimy się liczyć z tym samym problemem: drzwi mogą być zamknięte. Jednak weszliśmy już co najmniej kilkanaście metrów wzwyż. Ta wysokość jest już zbyt niebezpieczna a włożony wysiłek zbyt duży, aby się teraz wycofać. Używamy więc sposobu indywidualnego i już jesteśmy po drugiej stronie.

W tym miejscu zaczyna się dopiero prawdziwe misterium grozy wchodzenia po schodach: Rozszalale pająki, glizdy, gigantyczne pchły i inne stworzonka, pajęczyny grubości szczura, odrażające farfocle... Wszystko to ma tylko jedno zadanie - złamać w nas żądzę zwiedzania niehigienicznych pomieszczeń!
Jednak przy pomocy modlitwy i różnych sposobów indywidualnych pokonujemy i tą przeszkodę. Droga w górę wydaje się teraz nieco bardziej stabilna, poza ptasim guano żadnych większych pułapek. Już sekundy dzielą nas od szczytowania i wtedy zastępuje nam drogę Nadajnik Telefonii Komórkowej..
Znów znajomy problem: jeśli jest wyłączony, możemy śmiało iść wyżej, jeśli pracuje, to w ułamku sekundy ludzkie rozmowy usmażą nam mózg.. Ponownie stosujemy jakiś sposób indywidualny lub czekamy, aż rozmowy się przerzedzą. O wycofaniu się w tym momencie nie ma mowy jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy chcieliśmy już spękać na chórze. Poza tym, co jeśli otwarte przez nas drzwi są ponownie zamknięte?

Te rozterki, w pełni wynagradza nam wizyta w fabryce czasu - w klokrumie - kolejnym poziomie przygody. Tutaj, w otoczeniu poczwórnych zegarów, można zadumać się nad życiem przyszłem i minionem, uzupełnić zapas amunicji, i zebrać trochę źyć (tip: jedno ukryte jest pod martwym gołębiem). Nie należy jednak zostawać tu zbyt długo, bo czas biegnący z poczwórną prędkością może nas szybko zestarzeć.
Za pomocą rąk lub sposobu indywidualnego otwieramy małą klapkę w suficie - wejścia do wyższego poziomu. Dotarliśmy do bijącego serca wieży - Dzwonnicy. Są tu trzy dzwony i cztery wyjścia prowadzące na tarasy widokowe (lub dalej). Powyżej długa drabinka prowadząca do finału wędrowki.
W tym miejscu mamy też pierwszą tak oczywistą szansę na powrót taktyczny i przegrupowanie sił. Pod pretekstem podziwu dla widokow skaczemy w dół i już po 3 sekundach jesteśmy na dole (tip: przed skokiem lepiej zebrać bonus nieśmiertelności, schowany pod najmniejszym z dzwonów). Wciskamy pauzę i rozpoczynamy przygotowania do walki z Bossem...


PODSUMOWANIE
Truność: 5/10 Grywalność: 8/10 Bonusy: 12 (+ dwa ukryte)

Punktacja:
+ 100 za 2 pierwsze poziomy + 150 za kolejne + 550 za przejście Zegarów + 800 za Nadajnik + 50 za odkrycie martwego gołębia + 10 za likwidację glizdy lub pająka



sobota, 7 sierpnia 2010

O czym mówi św. Augustyn


Tropem śladów zapisków św. Wojciecha przejżałem uważnie księgę pamiątkową kościoła św. Augustyna z Nowolipek. Oba kościoły cechuje ewidentna słabość do cegieł, zbliżona wysokość i zbliżony wygląd (aczkolwiek Augustyn jest neoromański, zaś Wojciech neogotycki). O historii kościoła z Nowolipek  można przeczytać na Wikipedii lub np. tutaj.

Pierwszy wpis pochodzi z listopada 1898, czyli w dwa lata po konsekracji kościoła. Potem jest duża sekwencja dat z początku ub. wieku, np. F.S. i T.R. z 1913, T.C. z 1915, kilka z lat dwudziestych (np. pamiątka po niejakim Leonie Przepiórkiewiczu pochodzi z 1921 roku), lat 30stych (niebieskokredkowiec A.W. dopisał się w '36 roku; czyżby to ta sama osoba kredkowała kościół na Wolskiej?), potem getto i cisza. Następne chronologicznie są już powojennych bazgroły (ostatnia uwieczniła się niejaka "Paty" w 2004 roku).
Obwąchując cegły można zapoznać się także z dumnym, lecz anonimowym oświadczeniem "Ja budował ten kościół" i uwiecznieniem daty narodzin pana Chojnackiego (13.VIII.1928); ciekawe jaki wpływ ta 13stka miała na jego losy..?
Jest parę bezdatowców wyrytych cyrylicą, są arcywarszawskie imiona: Maniek i Mańka a - nie oddalając się zbytnio od powyższych imion - można zobaczyć donos zaprzeszłego życzliwego, iż "Moniek to jest żyt".

Znalazłem tylko dwie sygnowane cegły: Grancowa (na fundamentach obok ogrodzenia od Dzielnej) i cegielni w Rościszewie (na murze przy plebanii). Jest też bardzo dużo stempli numerologicznych na słupkach przy ogrodzeniu, ale wciąż nie wiem co te cyferki chcą nam - ludziom z przyszłości - przekazać (poza fuszerką murarzy, którzy tak nimi epatują, jakby miał to być wzorek na tapecie).

Cierpliwych cegłonautów czeka deser w postaci przedwojennej tabliczki wodociągowej, wiszącej na ogrodzeniu od Nowolipek.

Wyborcza Gazeta w artykule dostępnym w sieci powiedziała o napisach istniejących na wieży kościoła, z których najstarszy pochodzi z 1895 roku, ale nie wspomniała nic o napisach widocznych z poziomu oczu stojących na ziemi. Trzeba będzie to zweryfikować bo, jak mówią konkurencyjne gazety, Wyborcza kłamie.

 Informacje praktyczne 

Do kościoła najlepiej zbliżyć się rowerem lub pieszo. Dla oglądaczy lubiących podróżować w luksusie przewidziano bogate w tym rejonie linie tramwajowe i autobusowe (przystanek Nowolipki). Patrzenie w cegły najlepiej zacząć wczesnym popołudniem, obchodząc świątynię na obkoło, kierując się ruchem odwrotnym do biegu czasu.
Cała przygoda powinna się zamknąć w cirkabałt trzech, czterech godzinach. Należy zaopatrzyć się w wodę i papierosy. Jako suchy prowiant powinny wystarczyć nam zwykłe kamienie ze skwarkami lub pasztetem z cementu. Potem można ewentualnie odwiedzić Rłajal India na Jana Pawła lub kupić rożek belgijskich frytek tuż obok. Smacznego patrzenia!

Obecnie nastąpi tradycyjna garść starannie wyselekcjonowanych przeźroczy, zaś po nich galeria inwentaryzacyjna.
Poproszę o projekcję.


ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
(kliknij sobie)



środa, 7 lipca 2010

Undercity

Wczorajszy wieczór nieoczekiwanie zakończony u moich dawnych sąsiadów
z ulicy Niskiej: dwa metry pod ziemią, w mieście, którego nie ma, choć jest.
Rozkopane jest moje szkolne boisko. Szkoły też już nie ma, a zamiast boiska ma być lodowisko.
Za to ponownie jest getto. Można znowu zobaczyć labirynt piwnic.
Jak kiedyś - gdy mały Astrowiktorek godzinami przesiadywał w wykopach grzebiąc w ziemi. Wtedy nie wiedział w ogóle co to/kto to są Żydzi i że grając w szmaciankę z kumplami biega im po głowach. (Może dlatego nigdy nie polubił gier zespołowych). Ulicę dalej - róg Karmelickiej/Lewartowskiego - było boisko zapasowe, tzw. "Gęsiówka". Astrowiktorek dopiero po latach - już jako w pełni ukształtowany socjopata Astrowiktor - załapał skąd wzięła się ta nazwa...

To tyle tytułem wstępu pod tytułem "Krecąca sie łza".
Zapraszam na wczorajsze przeźrocza.

Włala!




Ten betonowy sześcian z tajemniczemi symbolami
jest (póki co) zagadką. 
Przeszedł wszystkie rodzaje badań: młotek, obcęgi, piła lańcuchowa, palnik antygrawitacyjy, impuls Meyera... i nic! - nawet nie draśnięty! Jego struktura została nie naruszona.
Ale badania są w tradycyjnym toku i jak coś się okaże,
to to pokażę.


ps. Niebawem wyświetlę Getto z 2004 pod ulicą Marchlewskiego (to, o którym kiedyś wspomniałem, że zginęły mi zdjęcia a teraz się odnalazły fuksem na jednym forum).

sobota, 3 lipca 2010

Ziemia

Kapitulacja Warszawy

A u stóp nieba nad Wojciechem mnóstwo cegieł. Obwąchaliśmy je z należytą starannością w poszukiwaniu stempelków. Przeszorowaliśmy nosem cały kościół na obkoło. 
Znaleźliśmy skupisko dość rzadkich i ładnych Dreglinów, dwie cegiełki
z Kopytowa, kilkanaście Chylic, jeden Fordon, i cyferki.

Dreglin
Chylice

Jednak znaleziskiem o wiele bardziej innym byli ludzie w cegłach zaklęci: nazwiska, daty, adresy na nich zapisane. Ludzi już nie ma, ślad pozostał.
Prawdopodobnie podobna idea przyświecała pracownikom cegielni, którzy zostawiali swoje odciski palców w mokrej glinie, przed wypaleniem cegły, pozostawiając ślady papilarne dla potomności.

papilaryzimno

Najstarsza data zapisana na murach kościoła to rok 1938, najmłodsza - 1964 (nie licząc paru dzierganek współczesnej łobuzerki). Np. 31 maja '38 ktoś oznajmia kredką niebieską, że "zimno i deszcz" (ta sama ręka kilka miesięcy później mówi, że jest "pięknie"). 
W '44 roku już pięknie na Woli nie było.. Ktoś zapisał lakonicznie: "30 IX 1944 Kapitulacja Warszawy". Pod tą samą datą jest jeszcze jeden zapisek, ale, póki co, jest w trakcie deszyfracji (metodą replasyzacji, thresholdyzacji i robienia codziennie foto w różnych słońcach).

W św. Wojciechu od 6 sierpnia '44 był obóz przejściowy dla cywilów, których Niemcy wysyłali do durchgangslagru w Pruszkowie lub - w ponurym wariancie -  na przykościelny cmentarz. O tym co się tam wtedy działo jest dużo relacji, wszystkie mówią o tym, że świątynię opanował "Kusy".
W sieci pojawiły się też zdjęcia z Bundesarchiv dokumentujące tą gehennę.
 > np. tutaj
 

Kiedyś słyszelkśmy/czytaliśmy, że ludzie zamknięci w kościele, obawiając się najgorszego, zapisywali, wydrapywali na ścianach swoje nazwiska, adresy, wiadomości dla najbliższych. Całe wnętrze kościoła pokryte było inskrypcjami. Pozostawały tam na dość długo, dopóki nowy proboszcz nie zapragnął mieć ładnie i jeden z najbardziej obrazowych, wstrząsających śladów powstania zniknął pod tynkiem. (Jak się dowiemy, który to był rok, dodamy info).

Obecnie systematycznie są zalepiane ślady po kulach i odłamkach.
Pewnie niebawem pojawi się styropian.

kulki

Podejrzewamy, że część ze znalezionych napisów może być właśnie pamiątką z tego czasu. Najbardziej oczywiste są te pod datą 30 IX 1944. To dzień negocjacji zawieszenia broni (miasto skapitulowało 3 dni później). Taka "podejrzana" nieścisłość paradoksalnie świadczyłaby o autentyczności tej notatki, ale jak jest na prawdę to wiedzą tylko ci co to wiedzą.. (i św. Wojciech, oczywista ;)

Uwaga! Proszona wzmożona baczność! Zaraz polecą przeźrocza
z niektórymi inskrypcjami!
Można spróbować odczytać nie odczytane (jeśliś Polak i warszawiak).


inskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcjainskrypcja

— (kliknij, aby sobie dowidzieć) –