Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cegła. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą cegła. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 września 2010

Okolice Woli > Mochty

  z Cyklu:  una GLINA PALONA     

Rozpalmy piece! pomówmy o cegłach!
Skąd się tutaj wzięły, po co przybyły, gdzie można się z nimi zobaczyć i jak je przyrządzać - te i inne bardzo interesujące zagadnienia będą ruszane w porozmawianiu o cegłach.

W dzisiejszym odcinku omówimy cegieł proces stwórczy na przykładzie cegielni w Mochtach k/Zakroczymia.



Tak więc, do stworzenia cegły, będziemy potrzebowali glinę oraz cegielnię.

I to na razie tyle o tworzeniu cegieł w tym wejściu antenowym. Ciąg dalszy nastąpi w kolejnej antenie. (Dla niecierpliwych polecamy osiągnąć wiedzę w Wikipedii: -1-  -2-  -3-).


O cegielni w Mochtach informacji można znaleźć prawie nic. Wiadomo tylko, że musiała już działać pod koniec XIX wieku, bo była jedną z cegielni dostarczającej budulec przy rozbudowie Twierdzy Modlin (niezależnie od dostawcy, cegły były stemplowane jednym skrótem K.K.Z. - "cegielnia twierdzy" ("крепости кирпичный завод").

Ustami byłych pracowników cegielni można także usłyszeć, iż jej przedwojennym właścicielem był Żyd lub Niemiec (panowie nie mogli dojść do porozumienia w tym temacie) oraz - co w sumie dosyć oczywiste - że ich cegielnia produkowała najlepsze cegły w caaałej Polsce (ponoć tajemnica tkwiła w lux-jakości gliny wydobywanej z pobliskiego wyrobiska).

Wiadomo również, że Mochty znacjonalizowano na podstawie ustawy o sprawiedliwości dziejowej z 3 stycznia 1946 roku, zaś 3 lata później państwo zabrało ją na amen (dziejowa sprawiedliwość dosięgła wtedy prawie wszystkie cegielnie, którym udało się przetrwać wojnę).

Gdy zakręcił się okrągły stoliczek i sprawiedliwość dziejowa odwróciła się o 180 stopni, dla cegielni zaczął się okres powolnego upadku. Została zamknięta w połowie lat 90-tych. Teraz jest już ruiną.

Zapraszam serdecznie na kilka mówiących przeźroczy, które opowiedzą o jej stanie obecnym.
Łalaaa!

Budynki widoczne w tle przeznaczone były dla robotników cegielni.
Maszynownia.
Kominek.
Piekło.

ZdjęcieZdjęcieZdjęcie[naduś myszką, by spojrzeć w pozostałą prawdę]

  Informacje praktyczne oraz historia  

Cegielnia Mochty znajduje się we wsi Mochty-Smok i można do niej dotrzeć podobnie jak do Henrysina, tylko należy pojechać trochę dalej, potem skręcić w dół a na końcu w prawo.
Do końca nie wiadomo skąd się wzięła jej nazwa. Etymologicznie można spekulować, iż słowo mochty wywodzi z prasłowiańskiego "chmoktania", czyli zwyczaju cmokania przez słowian męskich na słowiańskie panny w celach przedwstępnych.
Istnieje także druga spekulacja, która przenosząc nas w czasy schyłku średniowiecza mówi, iż Mochty pochodzą od okrzyku, który wydał jeden z książąt mazowieckich (przejazdem) w reakcji na ogromną zawziętość tutejszych komarów. - Och, ty w mordę! przegryzało się i wygładzało przez następne stulecia, aż do swojej ostatecznej, współczesnej formy.
Nic niestety nie wiadomo, skąd wziął się ów smok w drugim członie nazwy, ale zapewne musi chodzić o jakąś kolejną niemądrą legendę o smokach (a jak wiadomo, smoki nie istniały na Mazowszu, bo gustowały wyłącznie w pożeraniu krakusów).

Chcącym zgłębić się w powyższe spekulacje jeszcze niżej, można polecić ten tekst, napisany z dużą werwą i polotem a rozwiercający wszystkie aspekty mochtowatych tajemnic.

* słów było znacznie więcej, lecz niestety już tylko łaciną.



czwartek, 9 września 2010

Rogacizna


To są ślimaki mieszkające w domkach na Okopowej.


To są ślimaki mieszkające w domkach na patyku.


To jest ślimak mieszkający w domku na cegłach.


To ślimak bezdomny.


wtorek, 10 sierpnia 2010

Wakacyjny atak defekacyjny

To niezwykłej rangi zdarzenie miało miejsce na kościelnym murze w Lesznie k/Warszawy [52°15'29″N 20°35'27″E], gdzie nasza ekipa badała zwyczaje stworzonek odżywiających się cegłami. Zdradziecki strzał nadleciał z kierunku anusa larwy mimas tiliae, ledwo zdążyłem uskoczyć z oczami. Myślałem, że fotografuję jej łepek...


Po poddaniu zdjęć dalszej analizie, agresywny odbyt Nastrosza lipowca został zdemaskowany: zagnieździł się w nim złośliwy, leśny herubin, który całkowicie przejął kontrolę nad sterowaniem urządzeniem wydalania motylka.
O tym, że pasożytnicze demony analne potrafią być niezwykle groźne dla życia nosiciela wiadomo nie od dziś. Nowością jest to, że potrafią już atakować ludzi...
Akurat ta larwa miała zaledwie 65 centymetrów, ale są przecież i gąsiennice mierzace 3, 3 i pół a nawet 4 metry! Co wtedy? Jak się obronić przed kupą lecącą z V=200 m/s i o średnicy przeciętnego okrągłego samochodu..?


Więcej o nastroszu lipowcu, który w fazie wyklutej przypomina bombowiec B-2 w kamuflażu, np.  tutaj  lub  tutaj 

____________________
Okazało się właśnie (tj. 08.09.10), że kiedyś już miałem spotkanie z tym stworkiem. (to było kilka lat temu, za starego aparatu). Vłala!



poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Czasownik

... czyli ekskluzywny suplement nieba. Tym razem niebu bliższy, wyższy.



Nastąpi badanie czasu od podszewki, wieży od środka, organów od wewnątrz oraz patrznie na Wolę z góry. Będzie też nieżyjący gołąb i dzwon św. Wojciecha.
Wszystko to w kolejnym odcinku opowieści z kościelnej wieży na ulicy Wolskiej.


Zapraszam do przygód. Slajdy na start!

Pokręcone Schody na chór. A na nim organy i dobry punkt obserwacji poziomu wiary.


The Clock room, gdzie czas ma poczwórne oblicze a od wewnątrz upływa w negatywie. To wolski światowid - lokalne robotnicze neopogaństwo ucywilizowane pod patronatem kościoła. 

To tutaj umierają gołębie, których czas dobiega końca.

Potem jeszcze więcej schodów, dzwony i przejście na najwyższy poziom gry.


My jednak rozpraszamy się w cztery strony świata zwiedzając tarasy
i podziwiajac panoramę Woli.

panopanopanopanopanorama E

(kliknij, aby podziwić)



Kończąc oczopojenie, zapisujemy w kajecie obecność na tarasie cegieł z Chylic, Henrykowa i Dreglina.


Wejście na ostatni level, aby stoczyć zwyczajową walkę z Bossem odkładamy na kolejny odcinek przygód z wieżą. 
Stejtuned!


 INFORMACJE PRAKTYCZNE 

Do kościoła św. Wojciecha jest wyśmienity dojazd nawet z najciemniejszych zakamarków stolicy a łącząc użycie pociągu lub PKSu i Dworca Zachodniego
- z najbardziej zapyziałych zakątków globu.

Do kościoła wejść najlepiej wtedy, gdy jest otwarty. Po chwili modłów i kilkuminutowej, niezbyt forsownej rozgrzewce (uważać na mikrokontuzje!) rozpoczynamy naszą pełną niebezpieczeństw wędrowkę.
Przede wszystkim musimy sforsować Drzwi prowadzące na chór. Najmniej wyczerpujący jest wariant, jeśli są właśnie otwarte. Jeśli nie są to wracamy do rozgrzewki modlitewnej i czekamy, aż się otworzą. Jeśli udało się nam już dostać na chór, czekają nas kolejne drzwi: Drzwi Właściwe, drzwi, za którymi już tylko niebo błękitne. Również w tym przypadku musimy się liczyć z tym samym problemem: drzwi mogą być zamknięte. Jednak weszliśmy już co najmniej kilkanaście metrów wzwyż. Ta wysokość jest już zbyt niebezpieczna a włożony wysiłek zbyt duży, aby się teraz wycofać. Używamy więc sposobu indywidualnego i już jesteśmy po drugiej stronie.

W tym miejscu zaczyna się dopiero prawdziwe misterium grozy wchodzenia po schodach: Rozszalale pająki, glizdy, gigantyczne pchły i inne stworzonka, pajęczyny grubości szczura, odrażające farfocle... Wszystko to ma tylko jedno zadanie - złamać w nas żądzę zwiedzania niehigienicznych pomieszczeń!
Jednak przy pomocy modlitwy i różnych sposobów indywidualnych pokonujemy i tą przeszkodę. Droga w górę wydaje się teraz nieco bardziej stabilna, poza ptasim guano żadnych większych pułapek. Już sekundy dzielą nas od szczytowania i wtedy zastępuje nam drogę Nadajnik Telefonii Komórkowej..
Znów znajomy problem: jeśli jest wyłączony, możemy śmiało iść wyżej, jeśli pracuje, to w ułamku sekundy ludzkie rozmowy usmażą nam mózg.. Ponownie stosujemy jakiś sposób indywidualny lub czekamy, aż rozmowy się przerzedzą. O wycofaniu się w tym momencie nie ma mowy jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy chcieliśmy już spękać na chórze. Poza tym, co jeśli otwarte przez nas drzwi są ponownie zamknięte?

Te rozterki, w pełni wynagradza nam wizyta w fabryce czasu - w klokrumie - kolejnym poziomie przygody. Tutaj, w otoczeniu poczwórnych zegarów, można zadumać się nad życiem przyszłem i minionem, uzupełnić zapas amunicji, i zebrać trochę źyć (tip: jedno ukryte jest pod martwym gołębiem). Nie należy jednak zostawać tu zbyt długo, bo czas biegnący z poczwórną prędkością może nas szybko zestarzeć.
Za pomocą rąk lub sposobu indywidualnego otwieramy małą klapkę w suficie - wejścia do wyższego poziomu. Dotarliśmy do bijącego serca wieży - Dzwonnicy. Są tu trzy dzwony i cztery wyjścia prowadzące na tarasy widokowe (lub dalej). Powyżej długa drabinka prowadząca do finału wędrowki.
W tym miejscu mamy też pierwszą tak oczywistą szansę na powrót taktyczny i przegrupowanie sił. Pod pretekstem podziwu dla widokow skaczemy w dół i już po 3 sekundach jesteśmy na dole (tip: przed skokiem lepiej zebrać bonus nieśmiertelności, schowany pod najmniejszym z dzwonów). Wciskamy pauzę i rozpoczynamy przygotowania do walki z Bossem...


PODSUMOWANIE
Truność: 5/10 Grywalność: 8/10 Bonusy: 12 (+ dwa ukryte)

Punktacja:
+ 100 za 2 pierwsze poziomy + 150 za kolejne + 550 za przejście Zegarów + 800 za Nadajnik + 50 za odkrycie martwego gołębia + 10 za likwidację glizdy lub pająka



sobota, 7 sierpnia 2010

O czym mówi św. Augustyn


Tropem śladów zapisków św. Wojciecha przejżałem uważnie księgę pamiątkową kościoła św. Augustyna z Nowolipek. Oba kościoły cechuje ewidentna słabość do cegieł, zbliżona wysokość i zbliżony wygląd (aczkolwiek Augustyn jest neoromański, zaś Wojciech neogotycki). O historii kościoła z Nowolipek  można przeczytać na Wikipedii lub np. tutaj.

Pierwszy wpis pochodzi z listopada 1898, czyli w dwa lata po konsekracji kościoła. Potem jest duża sekwencja dat z początku ub. wieku, np. F.S. i T.R. z 1913, T.C. z 1915, kilka z lat dwudziestych (np. pamiątka po niejakim Leonie Przepiórkiewiczu pochodzi z 1921 roku), lat 30stych (niebieskokredkowiec A.W. dopisał się w '36 roku; czyżby to ta sama osoba kredkowała kościół na Wolskiej?), potem getto i cisza. Następne chronologicznie są już powojennych bazgroły (ostatnia uwieczniła się niejaka "Paty" w 2004 roku).
Obwąchując cegły można zapoznać się także z dumnym, lecz anonimowym oświadczeniem "Ja budował ten kościół" i uwiecznieniem daty narodzin pana Chojnackiego (13.VIII.1928); ciekawe jaki wpływ ta 13stka miała na jego losy..?
Jest parę bezdatowców wyrytych cyrylicą, są arcywarszawskie imiona: Maniek i Mańka a - nie oddalając się zbytnio od powyższych imion - można zobaczyć donos zaprzeszłego życzliwego, iż "Moniek to jest żyt".

Znalazłem tylko dwie sygnowane cegły: Grancowa (na fundamentach obok ogrodzenia od Dzielnej) i cegielni w Rościszewie (na murze przy plebanii). Jest też bardzo dużo stempli numerologicznych na słupkach przy ogrodzeniu, ale wciąż nie wiem co te cyferki chcą nam - ludziom z przyszłości - przekazać (poza fuszerką murarzy, którzy tak nimi epatują, jakby miał to być wzorek na tapecie).

Cierpliwych cegłonautów czeka deser w postaci przedwojennej tabliczki wodociągowej, wiszącej na ogrodzeniu od Nowolipek.

Wyborcza Gazeta w artykule dostępnym w sieci powiedziała o napisach istniejących na wieży kościoła, z których najstarszy pochodzi z 1895 roku, ale nie wspomniała nic o napisach widocznych z poziomu oczu stojących na ziemi. Trzeba będzie to zweryfikować bo, jak mówią konkurencyjne gazety, Wyborcza kłamie.

 Informacje praktyczne 

Do kościoła najlepiej zbliżyć się rowerem lub pieszo. Dla oglądaczy lubiących podróżować w luksusie przewidziano bogate w tym rejonie linie tramwajowe i autobusowe (przystanek Nowolipki). Patrzenie w cegły najlepiej zacząć wczesnym popołudniem, obchodząc świątynię na obkoło, kierując się ruchem odwrotnym do biegu czasu.
Cała przygoda powinna się zamknąć w cirkabałt trzech, czterech godzinach. Należy zaopatrzyć się w wodę i papierosy. Jako suchy prowiant powinny wystarczyć nam zwykłe kamienie ze skwarkami lub pasztetem z cementu. Potem można ewentualnie odwiedzić Rłajal India na Jana Pawła lub kupić rożek belgijskich frytek tuż obok. Smacznego patrzenia!

Obecnie nastąpi tradycyjna garść starannie wyselekcjonowanych przeźroczy, zaś po nich galeria inwentaryzacyjna.
Poproszę o projekcję.


ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie
(kliknij sobie)