piątek, 3 grudnia 2010

Tzw. dom Duschika.. Znika.


Rozpoczęła się następna znikawka: Żelazna 65.

Budynek miał być odbudowany przez jego nowożytnego sąsiada — Demonbuda — który ponoć przyczynił się do spektakularnego zawalania części kamienicy przed 6-ma laty. Odbyła się standartowa zadyma medialna, długi okres ciszy, mydło po oczach tegorocznym remontem elewacji Żelaznej 63... — wszystko odbyło się modelowo.

Od kilku dni kamienica jest odbudowywana poprzez rozbiórkę.

Co tu można komentować? Obserwatorzy zostawiają tą część etatowo lamentującym, ręce z boleści załamującym varsanazistom, kondensatorom zabytków i innym Kolejkom Mareckim. Naszem zdaniem, najlepszy komentarz i tak jest na pierwszej fotce — przy jej prawej krawędzi.


"Rewitalizacja Chłodem" plus "śmierć zaprzeszłym frajerom" — dwa motta, które obecnie najbardziej mottywują urząd dzielnicy Wola. To jego multimedialny, intrdyscyplinarny i synergiczny wkład w e-przyszłość.


czwartek, 2 grudnia 2010

Ortofoto says:



Cykl Redutowy > mapki

Nadciągnął się serwis mapowy, listopadowy — by wycieczki rodziły się po ludzku.

Dwie pierwsze to zaczyn bardzo archiwalny, ruski w dodatku, który opowiada o umiejscowieniu reduty klarownie i estetycznie, rysunkiem barwnem, odręcznem. (No, ale jednak ruskim).

Mapa okolic Warszawy z 1836 r. (Карта Окрестностей г. Варшавы). Moskale orientowali wtedy mapy w kierunku zachodnim, także mapka jest obrócona 90° w lewo, żeby było
po współczesnemu.
Mapa okolic Warszawy z 1874 roku (Окрестности города Варшавы).

Mapa umocnień 1831 roku, ze zbioru
płk. Marcina Klemensowskiego — podczas powstania — głównego kwatermistrza wojsk K. P., potem znanego kolekcjonera militariów.

Wersja poszerzona mapki porównawczej z 1-szej części przewodnika.
Czerwony kontur, to szańce wg. mapy z 1836 r., zielony — z 1874.





Wersja zbliżeniowa. Czerwony, krótki sygnał oznacza rok 1836. Niebieski: 1874 r. i należy go zignorować (raczej nie jest to nic związanego
z listopadowym zabijaniem).



LABORATORIUM OPISOWE:
Generalna zasada — te "podkówki" to reduty. To duże wyglądające jak piesek po spotkaniu z walcem drogowym i podpisane Wola, jest Redutą 56 (tzw. Redutą Sowińskiego). Na dwóch pierwszych mapach najniższa "podkówka" po środku to Reduta 54 (Ordona) a droga, do której jest przyklejona to obecna Al. Bohaterów Września (przed wojną: Bema). Skrajny szaniec przy lewym brzegu mapy (luneta, wg. forterminologii)
to Reduta 57, skrajny prawy — Reduta 52.
Numeracja wszystkich szańców jest na mapie Klemensowskiego i częściowo na porównawczej.

Tuż obok Reduty Ordona — miejsce oznaczone jako pomnik (памятникь) — to pamiętnik szturmu Warszawy, który onegdaj tyle namieszał przy określeniu prawidłowej lokalizacji wybuchowej reduty; za to widoczna na mapie droga prowdząca do pomnika średnio pokrywa się zarówno
z przebiegiem dawnej ulicy Pomnikowej (na której końcu stała owa kolumna rosyjskiego triumfu), jak też z miejscem, na którym obecnie stoi pomnik reduty 54. Wniosek: głaz z Oriona przy Mszczonowskiej nie dość,
że zaliczył wpadkę z oznaczeniem miejsca reduty, to nie jest nawet w miejscu ruskiego pomnika.
Wniosek alternatywny: rosyjska mapa z 1874 roku jest niezbyt dokładna.
Kolejny wniosek alternatywny: bing-bang na Orionie spowodowała sztuczna mgła.

I są to kolejne przyczynki do czasoprzestrzennych zawirowań Bateryjką generowanych.

*

Ciekawostką mapy z 1838 roku jest zaznaczony projekt nasypu nieodległej już w czasie kolei warszawsko-wiedeńskiej. Na mapie z r. 1874 ciuchcia już jeździ, zaś warta szczególnego zachwycenia jest widniejąca tam wiatrakowa dżungla. Zwraca uwagę także rozrost zwalcowanego pieska (powiększono szaniec Sowińskiego, lokując w tym miejscu cmentarz prawosławny).

Kolejne smaczki dot. szańca-lunety nr 57 oraz Reduty 52. Trwałym śladem po tej pierwszej jest obrys części północno-zach. narożnika Cm. Wolskiego, pamiątką po Reducie 52 były ślady w przebiegu polnych dróg
w rej. ulic Kopińskiej i Lelechowskiej, częściowo widoczne jeszcze w '45 roku (co widać dość wyraźnie na ortofotoloto). Zaś obecnie, na podstwie daleko posuniętych asocjacji, można wysnuć śmiałą teorię, że duch owej reduty rzucił się projektantowi na rzut budynku Szczęśliwicka 19, tym samym czyniąć z nr-u 19 najbardziej nawiedzony dom na Ochocie (szuflady i szklanki lewitują tam permanentnie a polsko-ruska ektoplazma leje się z kranów).

*

LABORATORIUM PRZYPISOWE:
— mapa płk. Klemensowskiego została wypożyczona z "Wola ongi i dziś".
— mapy rosyjskie i mapa WIG-u z Archiwum Map WIG.
— mapy Googla pochodzą z GE.

Zapowiedzi przypisowe:
Obserwatorzy bedą wypatrywać za kolejnymi mapami. Np. Marcin Zdrojewski w swoim art.
w "Zeszytach wolskich" posiłkuje się 3-ma mapami: Lindleya z 1890 r., Witkowskiego z 1856 roku oraz mapką ataku na Warszawę z książki Puzyrewskiego "Wojna polsko-ruska 1831" (wyd. 1899r.) (ukłony dla Doroty Masłowskiej ;-). W mapę można spojrzeć tutaj w wersji zrusyfikowanej.


*

Stej! Cyrk będzie kontynuowany także poza listopad: w grudniu, styczniu, itd. — dopóki nie przyćmi go rocznica kolejnego wybuchu — tego
w sierpniu.

Tradycyjnie zapraszamy do bufetu na wegetariańskie przekąski z gliny!


poniedziałek, 29 listopada 2010

Kolumbowie > zaczątek

Jedną z nitek nabateryjkowego kłębka, od foty Dw. Zachodniego poczętego, są "Kolumbowie"  Morgensterna (w jednym z syntetycznych ujęć wspomnieliśwa ze szwagrem o zamachu na "Panienkę"). Mamy zamiar ten temat drążyć do najdrobniejszego atomu.
Dzisiaj zaczątek, czyli to co lubieto: cegiełki + gołąbki, w dodatku zacytowane z "Kolumbów".


Wersja alfa czołówki (bez napisów).

Początek serialu to, naszym zdaniem, arcymajstersztyk! Nie dość, że cegły nigdy chyba nie odegrały tak ważnej roli w filmie, to prostota tego pomysłu, klimat i uroda skamerowania są po prostu zmiażdżące.
Teraz czołówki w filmach prześcigają się w ekwilibrystycznych sztuczkach, Afterefektach, Majach i innych renderingach a tutaj mamy mur z cegieł *, napisy białą farbą i walącą po grdyce muzykę Matuszkiewicza w tle. Kapelino z głów przed panem Gwiazda Poranna!



Z kolei gołębie ** odgrywają kluczową rolę na początku 4-go odcinka serialu
(pt. "Oto dziś"). — Gwałtowne zerwanie do lotu gołębi spłoszonych serią wystrzałów, ilustruje moment wybuchu Powstania. Kolejny arcymajstersztyk. I kolejny przykład prostoty w mówieniu o rzeczach najważniejszych. No i ta symboliczna "warszawskość" całego przekazu...
Pewnie niemiłośnicy gołębi zrobiliby tą scenę z udziałem latających syrenek. Syrenki latałyby z bimbałkami na wierzchu, z fajną szabelką i — co najistotniejsze — nie defekowałyby po parapetach. A z taką mieszanką seksu i higieny sukces komercyjny byłby murowany.

W wywiadzie z reżyserem w GW, mówi on, że kluczem do filmu, o którym widz będzie pamiętał przez kilka następnych wcieleń, jest umiejętność "wzięcia go za mordę".
W "Kolumbach", Obserwator jest brany za mordę wielokrotnie. Wyprowadzonych jest też kilka szybkich prostych w szczękę, dwa lewe sierpowe a całość ociera się
o nokaut.



Warszawiaku! czy wiesz że... że miarą twojej warszawskości jest również stosunek do gołębi?


Stej na antenie.
Kolumbowie niebawem powrócą! Wraz z nimi zainauguruje działalność
I. Warszawska Grupa Rekonstrukcji Filmu Historycznego.
To będzie chwilowa wiekopomność! Odtwarzacze esesmanów miejcie się
na baczności.

________________
 * Niestety nie widać poklatkowo ani jednego stempelka.
** Redakcji nie udało się ustalić ich imion.


sobota, 27 listopada 2010

Lumix DMC-TZ5 > R.I.P.


25.X.2008 — 25.XI.2010
Pozostanie na zawsze w naszej lokalnej pamięci. 
                                                      Redakcja

Będziemy również długo pamiętać o firmie Panasonic, produkującej wysokiej klasy sprzęt fotograficzny do dwuletniego użytku.  Obserwacja jest obecnie ślepa. Dziękujemy.

Ulotność i kruchość wytworów dzisiejszej cywilizacji zostanie głęboko wstrząśnięta w audycji z nowego cyklu pt. "Made in Porcelana". To będzie audycja bez obrazków. Mimo tego, bardzo niecenzuralna.

czwartek, 25 listopada 2010

Wczorajszy Julian Juliusz Orion



Na początek szybkiego wejścia to co Lokalni lubią najbardziej: nocniki
z Oriona! (powyżej)

A teraz telegraficznie smutna informacja:
Wykopki na Orionie się skończyły [stop]. Zaczęły się zakopki [stop]. Archeonauci potwierdzili stwierdzenie, że Ordon eksplodował Na Bateryjce
i zaczęli zakrywać odkrycie. Łopaty poszły w ruch, zebrne artefakty
do punktu skupu a kości do zupy. Być może, wrócą tu za rok na szerszą skalę: ze sprzętem ciężkim i — przyspieszającym kopanie — trotylem).
Teraz na Na Bateryjkę może śmiało powrócić "grono entuzjastów".

Archeologiści R. & M.
(+ pies do wykrywania kości)
w trakcie zakopków.


Wczorajszego dnia nastąpiło również spotkanie na wysokim szczeblu dwóch pokoleń bakteryjkowców: powojennego pana Wu z przedwojennym panem S. Terabajty danych (detali, smaczków, anegdot) były tak przedziwne i promieniował od nich tak urodziwy blask, że trudno je było przetworzyć w jedno listopadowe popołudnie.


Poza tem, sama NaBateryjka wciąż generuje tak silne pole przedziwności,
że nie da się tego w żaden sposób skosumować na raz (streszczenie podpunktowo, żadne tam "mini-max" nie wchodzi w grę).
Dlatego: — Stejtjun! — Kolejna porcja syntezy już niebawem!
(i będą wreszcie te obiecywane mapki, bo słuchacze się o nie wypominają).

Czy te oczy mogą kłamać?


Chiba nie?


Niniejszym anonsujemy dodatek powyborczy do L'obserdaka lokalnego,
w którym poddamy drobiazgowej analizie niedawnych chłopców i dziewczęta z plakatu. Zbadamy plakatom dno oka. (Między innymi).

wtorek, 23 listopada 2010

Time is over


Drogi pamiętniczku. W zeszłym tygodniu udało mi się zaliczyć tą wiejską klasówkę, chodziłem po stare bateryjki
i udało mi się nikogo spektakularnego nie skonsumować (tylko mysz), o czym z właściwą sobie dyskrekcją donoszę.
Przy okazji załączam slajdy, zgrabnie ilustrujące fakt,
iż kilkuletni pobyt w Krainie Łagodności odszedł w przeszłość i nastąpił powrót do starej, sprawdzonej Krainy Doktora Pitbulla.

Parasympatyczny Waldek z 6 b

Cyrk Reduty > szybka flegma


Ponieważ dział turystyczny LO jest zasypywany listami od czytelników z prośbami o rozświetlenie sensu poprzedniego mówienia na temat Reduty Oriona
(że dłużyzny i że nie idzie tego ogarnąć), kolegium redaktorków naszykowało szybką pigułę z głównemi gwoździami programu, która — jak w każdym porządnym cyrku — dzieli gwoździe na numery.
Może to nawet i lepiej, bo będziemy mogli się do tych numerów odnosić
w kolejnych programach używając tylko szybkich i zgrabnych cyferek zamiast czasochłonnych wielosłowów. Tym samym, więcej nie będziemy się już musieli wzbijać ponad pułap 6 tys. literek (czyli ponad pułap do ogarnięcia).


Pamiątka z czasów Big Bang znaleziona przez archeonautów z Reduty Oriona.


Uwaga! Prosimy uważnie nastawić oczy na odbiór!


1. Ordon Julian nie umarł za pierwszym razem, tj. gdy wysadzil się
6 września 1831 roku. Udało mu się to dopiero 56 lat później, tj. 4 maja 1887. Popełnił śmierć podczas próby wysadzenia katedry we Florencji.


2. Umieranie. Związane z tą czynnością zamieszanie zawdzięczamy największemu specowi od narodowego marketingu, Litwinowi Adamowi Mickiewiczowi i jego wierszowi "Reduta Oriona" (o śmierci Ordona nr jeden). Dopiero po odejściu wieszcza nieśmierć artylerzysty mogła zostać upubliczniona. Ten fakt i tak musiał się przegryzać w Narodowej Świadomości przez następnych kilkadziesiąt lat, bo nawet dramatyczne dementi wystosowane przez sam podmiot liryczny, tzn. potwierdzenie Ordona samobójstwem, że jednak jest zdrów i cały (jego śmierć druga
i dotychczas ostatnia) nie zmieniła od razu nastawienia Świadomości.


3. Reduta 54 nie była redutą tylko dziełem. Jednak nie takim jak np. "Reduta Oriona" Mickiewicza lecz dziełem fortecznym — typu szaniec ziemny polowy sześcioboczny zamknięty — czyli w sumie była redutą,
ale redutą nieoczywistą (o czym najdobitniej świadczą jej losy).
Za to na 100 procent można stwierdzić, że nie była ani lunetą, ani redanem, ani czymkolwiek innym z przebogatego wachlarza termnologii fortyfikacyjnej. (Ta terminologia nie ma większego znaczenia w kontekście rekreacyjno-turystycznym, lecz czasami się przydaje —chociażby wtedy, aby rozmawiając z napotkanym na szlaku fortyfikacjonistą nie używać sformułowań typu "ten pagórek z dziurką i takim tym na okrągłej podmurówce z jakiegoś czegoś").
Ą żenerale, "L'Obserwator" jest zdecydowanie przeciwny używaniu fachowej terminologii podczas prostych wycieczek. Wlaściwie to jest przeciwny wszystkim terminologiom.


4. Miejsce. Przez lata zatarło się z warszawskiego krajobrazu. Przede wszystkim przyczynili się do tego Moskale: najpierw redutę zniewolili
— następnie —zniwelowali. Oprócz tego, w rejonie Mszczonowskiej postawili w 1847 r. "Pomnik Szturmu Warszawy" (ku chwale ich zwycięstwa
w roku 1831).
Z kolei my, gdy tylko Polska zrzuciła kajdany, zniwelowaliśmy ruski pomnik. W latach '30-tych, w jego miejsce postawiliśmy własny, informujący, że tu właśnie wyleciała Reduta Ordona. Obelisk stoi tuż obok przystanku wukadki o nazwie, a jakże, "Reduta Ordona"; miejsce znane i popularne — tysiące warszawiaków i blogerów 6 IX składa tu kwiaty).
Wlaściwie to nie wiadomo, dlaczego akurat tutaj zdcydowano o reaktywacji reduty 54. Może dlatego, że miejsce podświadomie wiązalo się ówczesnym władzom z pojęciem "pomnik"? Może w 1937 r. spieszono się z odłonięciem pomnika na kolejną rocznicę powstania listopadowego? Dlatego, że nie było wtedy sajtu Google Maps i mapywig.org?... Trudno teraz znaleźć jednoznaczną opowiedź. W każdym razie, od '37 roku reduta była tam i już (przynajmniej inskrypcja nie wspominała o śmierci Ordona, tylko samym fakcie wybuchu prochowni).

Gdy nadjechały nowe czasy i nowa RP, w 1998 r. podjęto próbę precycyjnego określenia lokalizacji szańca: po drugiej stronie Alej powstała świątynia handlu "Reduta". Koncepcja się nawet przyjęła i przez kilka następnych lat stanowiła wzorcowy obiekte kultu, dla mieszkańców zachodniego downtownu szczególnie. Jednak w 2005 r. punkt ciężkości miejscowego kultu wraca na płd. stronę Al. Jerozolimskich, wraz z otwarciem tureckiego Blumiasta.
Wtedy też zaczynają pojawiać się pierwsze pogłoski, szepty i popiskiwania wykrywaczy metali. Martwy dotychczas rejon ulicy Nabateryjkowej
i Żwirowej zaczyna tętnić podziemnym życiem...


5. Ojcostwo. Pierwszym – historycznym — i zarazem bardzo rzetelnym tekstem, który precycyjnie określa miejsce, w którym znajdowała się reduta 54 jest artykuł Marcina Zdrojewskiego, zamieszczony w "Zeszytach wolskich" z 2006 r. W tym samym nrz-e wypowiada się również Największy Żyjący Autorytet w Dziedzinie Warszawskich Fortyfikacji, Stefan Fuglewicz (vel wirtualny "S.Fug"). Potwierdza trafność spostrzeżeń p. Zdrojewskiego a dodatkowo
— jako ówczesny szef warszawskiego oddz. Tow. Przyjaciół Fortyfikacji — przedstawia szczegółową koncepcję ochrony i zagospadarowania terenu.
Nachętniej żurnalisty "Lok.Obserwatora" zacytowałyby tutaj oba te teksty, ale nie zmieściłyby się w formule szybkiej flegmy (4678 gwoździ, dotychczas).
Szczególnie art. S. Fuglewicza jest, na swój sposób, bardzo inspirujacy:
— Ze wszystkich jego koncepcji i postulatów zealizowano NIC!
(null—zero—niente)...

Jeden z wielu entuzjastycznych dołków.
Temat Ordonówny znika z anteny aż na 4 lata. Wyjątkiem jest artykuł w Rzepie z 2008 roku
i o rok późniejszy z grudnia 2009 w ŻW,
gdzie oprócz ostrego naświetlenia historią pojawiają się pogłoski, że tą Redutę to w ogóle odnaleziono henhenhen... (ale autor art. niestety nie podaje żadnych konkretów; inną ciekawostką tego tekstu jest określanie detektorowych hien mianem "grona
entuzjastów").

Za to w rejonie Na Bateryjki piszczałki piszczały, dołki po dzikich archeologach przybywały a ostatnio — wraz z budową meczetu — rozgorzał tłum fanatyków religijnych (tu mały tip: i nie są to czciciele pólksiężyca).
To wszystko rozgrywa się 2 kilometry od Pałacu Kultury.
W samym sercu Afryki.


6. 2010: reaktywacja Ordona.
W marcu, Euroislamiści z PL sieciują kopię artykułu z Rzepy.

Za to w maju, ukazuje się tekst Artura Nadolskiego (pisarza chłodnej książki, varsavianisty, wolaka) na temat  prawidłowej lokalizacji legendarnego Klubu 54 Juliana Ordona. Artykuł jest powielany w rożnych serwisach — od fanów koranu po Wikipedię, zaś jego treść brawurową mieszanką samlpli
o następujących proporcjach:
1. Wiersz Adama: 10 procent
2. "Historia Woli": 30 procent
3. Ustalenia Zdrojewskiego i Fuglewicza z "Zeszytów wolskich": 30 proc.
4. Wikipedia i inne źródła z netu: 20 proc.
5. Retoryczne stwierdznie: 0,5 procenta
6. Pięć finałowych wniosków autora  — pozostałe cyferki.

W żadnym ze składników powyższego koktajlu nie występuje nazwisko Zdrojewski, nawet litery "Z" jest tutaj podejrzanie mało. Fuglewicz
po nazwisku także się nie załapał. Jedyne ciało, pojawiające się w artykule
to TPF i to w kontekście niewiadmo jakim.
Oczywiście występują nazwiska już od dawna nieżyjące: Mickiewicz, Garibaldi, Dobrzelewski (major), Tuchaczewski (pradziad), Sowiński (Reduta), Ordon, Ordon, Ordon a także Ordon (Julian Konstanty).
Należy jednak oddać varsavianiście honor za użycie bardzo wysokiego zbiorowiska anonimowych nazwisk poddnych wysokiej kompresji. Występują w następujących zestawach: starożytni Grecy i Rzymianie,
XIX-wieczni polegli Polacy — zabici Rosjanie. Bohaterzy Września i Zesłańcy Syberyjscy (piechurzy z gminu i kozaccy kozacy są nie sparowani).

Jest jednak jeszcze jedno ciało i to ciało nadrzędne: p. Artur Nadolski (aka Napisal Artur Nadolski i Autor Artur Nadolski). To przecież dzięki jego odkryciom odkryć innych i popisywniu źrodeł prawda o prawidłowych współrzędnych szańca 54 zobaczyła slońce. To dzięki niemu jest teraz taki chyr na Redutę.

Po prostu Zdrojewski odkrył tą lokalizację za wcześnie. Taki 2006 rok brzmi nijako i łatwo go pomylić z jakimś innym rokiem. Ponadto, można podejrzewać, iż tego odkrycia nie dokonal na 5 min. przed zesłaniem "Zeszytów wolskich" do druku, ale znacznie wcześniej. A to stawia go już zdecydowanie poza pierwszą ligą odkrywców. Prawdziwy XXI-wieczny odkrywca nigdy nie pozwoliłby sobie na falstart.
Sam pan jesteś sobie winien panie Marcinie. Trzeba było się przyczaić
i poczekać na opowiedni moment — taki rok 2010 brzmi chwytliwie,
w dodatku w przyszłym roku odbędzie się okrągłe obchodzenie powstawania
w listopadzie.
Autor Nadolski też powinien się mieć na baczności, bo media są już trochę zdeinteressmowane jego majowym odkryciem odkrycia. Od wczoraj — na scenie nowoczesnych odkrywców brylują odkrywcy kolejni (w dodatku brylujący bezpośrednio pod powierzchnią Bateryjki) — dyrektor warszawskiego PMA Brzeziński Wojciech, jego v-ce Borkowski
oraz kustosz Migal...
A nie wiadomo co się będzie działo, gdy na działo wstąpi ktoś niespodziewanie inny... ktoś, kto pokaże jakieś pożółte papiery i upomni
o działa działkę?...
Co jeśli Na Bateryjkę przybędą z Rosji potomkowie strzelców 2. korpusu piechoty barona Kreutza i kategorycznie upomną się o kości?...
A co jeśli na polowanie na Ochocie będzie miał ochotę ochotnik Cat z Białą Łatką?!

Jedno jest pewne: im bliżej krągłości przyszłego listopada,
tym bardziej będzie się zagęszczać atmosfera wokół Strefy 54.

Na koniec przeglądu stołecznych gwiazd odkrywki jeszcze jeden link odkrywający. Nadciąga z niespodziewanego kierunku, bo ze strony zepsutego do szpiku percepcji TVN-u, który jako jedyny  opisał przyzwoity wariant historii odkrycia. Całkowicie pominął tegorocznych redutowych egotriperów, oddał za to głos naszemu Zdrojewskiemu faworytowi.


7. Ostatnia flegma jest dla wszystkich wymienionych wyżej, którzy używają wehikułu czasu kompletnie ignorując zasady jego obsługi. A także lekceważą prawo pierwokupu — uniwersalne i działające w podróży przez jakąkolwiek dziewicę.
Bo — po pierwsze — i tak każdą już gruntownie odkrył jakiś Leonardo.
W przypadku Ordonówny odkrywał ją pan W. z Nabateryjki nr 10
(i to już połowie lat 80-tych ją odkrywał).
Po drugie: zawsze może was trafić jakiś złośliwy kubeł żółci wystrzelony
z najodleglejszego zakątka sieci, oddalonego milony terabajtów od pasma Oriona.


8. Na rozluźnienie, bardzo fajny i związany z bateriami link: codzienna relacja z postępów prac archeologicznych Na Batryjce. Bardzo rzeczowa i pozbawiona ozdobników relacja. Poza tym archeonauci tacy są koooool & soł kjuuuut...
A ich praca jest taka fajna & soł fantastic!

Główna kamera Oriona. Ciekawa jest tabliczka
z epoki poprzedzającej kręcenie okręgłem stołem,
ze zmyłkowym maskująco imieniem bohatera.
Przy okazji: Wczoraj, Lokalne Obserwatory (następny numer wkrótce) byli popatrzeć
w batryjkę. Całe szczęście, że są tam poukrywane kamery, bo na terenie wykopalisk żywego ducha i sytuacja wprost wymarzona dla jakiegoś "grona entuzjastów".
Od lokalnych bateryjek dowiedzieliśmy się,
że w łikend co prawda zajrzala tam miejska straż, ale tylko na chwilę i tylko po to, aby żeby zerwać plakaty, którymi mieszkańcy krzyczą
o dziejową sprawiedliwość.
(O co się w ogóle rozchodzi, poinformujemy
w kolejnej odsłonie cyrku).


* * *


Obserwator ma nadzieję, iż treść jest teraz dostatecznie krótka
i klarowna.

Później nastąpią jeszcze mapki (a lot of mapki), przypisy, komentarze do przypisów, przepisy na pasztet z gliny i inne potrawy z ceramiki budowlanej. Będą też kolejne syntezy.

Przypisy zaczniemy od razu, od dwóch szybkich linków:

— Pierwszy opowiada o Ordonie w formie konwersacji.
— Drugi jest monologiem i posiada bardzo przyjemny styl — styl, który Lokalni Obserwatorzy bardzo cenią.

Dla porządku: (żeby ktoś nie odniósł łatwego wrażenia) link został przyswojony już po napisaniu powyższej syntezy — bo dużo wniosków i podpatrywań jest identycznych z obserwacjami Obserwatora, w dodatku są
o wiele wcześniejsze. Obserwatorstwo, zawsze przywiązuje naduwagę do czyjegoś pierszeństwa i innych
©-rajtów. Niniejszym składamy autorowi tego tego txtu siarczysty pokłon i dziękujemy za pokrewne zrozumowanie redut oriońskich! :)


_______________________________________
Nasz barokowy bufet parowy cały czas działa!
Serdecznie zapraszamy do schrupania jakiejś, palce lizać, cegiełki!