Pokazywanie postów oznaczonych etykietą znikawka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą znikawka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 9 września 2016

Pierwsza ofiara metra


Dzisiej, w piątek, 9 września nastąpi ostatni dzień Lanczbara Płocka 14. Dostał nakaz zniknięcia, by po 100 latach Wola mogła dojść w metropolię metrem ciągniętym. I to akurat w podziemiach Płockiej! ulicy zabudowanej mieszanką sypiących się domów z l. '30, '50 i kilkoma blokami z l. '70!
Nie ma w dotychczasowej stolicy tak zapuszczonej ulicy, pod którą sprowadzono by metro. Również tak wąskiej – szczególnie na odcinku Wolska-Górczewska. Tutaj już przejazd zwykłego małolitrażowego auta wyzwala drgania, od których odpadają balkony i tynk!



Odcinek Kasprzaka-Wolska jest trochę szerszy, bo to dawne rozlewisko Sadurki. Dzikie, bagienne baseny, wyregulowane przez Lindleya, a dopiero po wojnie ucywilizowane i przeniesione na Moczydło. Mimo to, cały czas wzdłuż Wolskiej osiadają bloki (z najbardziej znanym: Wolska 69). Jeśli Turcy zaczną drążyć od Kasprzaka, będą mieli Potop jak pod Wiedniem.

Dlaczego nie wybrano wariantu metra przez bezludne tereny Karolkowej, remizy tramwajowej i okolic ul. Młynarskiej? Żeby deweloperzy mogli się tam w międzyczasie wybudować cichymi osiedlami, którym żadne metro tynków nie pęka i nie zrzuca obrazków ze ścian?! Jak Ronson, który zatruł pół dzielnicy, ze względu na dystans problem go bezpośrednio nie dotyczy,
a już się reklamuje na płocie "Osiedle przy M"?!



Wracając do ofiary z lanczbara: ... Metropolis nie ma jeszcze wszystkich pozwoleń, coś tam mu się nie dopina, targują się przetargi, protestują mieszkańcy ul. Płockiej (przeciwni metru), wbijanie łopat może nastąpić za kilka lat (oby w ogóle), ale bar musi zniknąć TERAZ. Jako pierwszy.


Właściciele wystosowali wszystkie możliwe ścieżki do dzielnicowego urzędu (że trochę dłużej, że są tutaj od 1991 roku, że budowa się nie rozpoczęła), ale urząd odpowiadał za każdym razem niedasiem i paragrafami: "Tutaj zaraz będzie plac budowy. Bo budowy plac tu będzie."



Wielka szkoda czyni się na Płockiej 14. Knajpa "Lunch bar/ Pizzeria/ Królewskie/ Coca-cola" jest jedynym miejscem w ogromnym promieniu, gdzie można pójść iść i siedzieć normalnie. Można tam konsumować domowe, pyszne żarcie i płyny oraz patrzeć w telewizor (są dwa). Ma zdrową atmosferę, perfekcyjne uwarzoną między brakiem zadęcia a blaskiem szarości. Z rozkosznym poczuciem bezpieczeństwa, porównywalnym tylko
z dawnym wagonem WARS-u lub "Kojotem" na pl. Wilsona. Bez żadnej hipsterki, w każdym razie (ta zaczyna się tutaj systematycznie wdzierać
z kierunku Karolkowej i Skierniewickiej).

Trzy lata temu lokal przeszedł gruntownie kulturalny remont. Do tej pory był nienarzucającym się pawilonem z blachy falistej w stylu blaszanego funkcjonalizmu wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Jednak dodanie szczypty styropianu na fasadzie wprowadziło lokal w dumny warszawski wiek XXI.


Niedawno oderwał się stamtąd segment handlowy "Ana", robiący w branży pończoszniczej. Chwilę wcześniej, boczny segment warzywniczy. Pod osłoną jednego z ostatnich łikendów irytujący wandal pt. "Zefir" obsmarował knajpce odnowioną ścianę szczytową (to nie tylko wolska plaga; "Zefiry" są już wszędzie, nawet w Pruszkowie).


Jak już piliśmy na wstępie — dziś dzień ostatni. Będzie pożegnanie jakiego Wola długo nie zapomni. Będą hulanki i darmowe piwo. Tak jak kiedyś.


Lub nie.

sobota, 20 sierpnia 2016

Biedronki, które nienawidzą kobiet


Po serii ostatnich seansów, czarnych seansów, pomysłów na seanse i balów w Natitnanicu dzieje się to, co już dawno zapowiedziano: Biedronka wbija pazury w Feminę. I to na serio.
Tym razem nie spostrzegliśmy biało-czerwonego łopotu Polski Walczącej (jak na 7-miogrodzkiej). Rozbiórkowym biedronkom powiewa tylko słup
z plakatami "Miasta 44".


Od 1938 roku kino Femina było jakże ulubionym miejscem każdego widza. Widziało wojnę, okupację i przesunięcie kościoła na Lesznie. Miało kino
z al. Świerczewskiego i z al. Solidarności. Miało róg na Marchlewskiego
i JP2. Podczas seansów widzowie bali się, bawili i błagali. To tutaj redakcja spostrzegła swój pierwszy w życiu film: "Pojedynek potworów" (フランケンシュタインの怪獣 サンダ対ガイラ).
I od tej pory widzimy potwory.


czwartek, 21 lipca 2016

Terraz Kasa


Nie ma już fabryki Henryka Dąbrowskiego. Budynek skreślono do ewidencji zabytków przedwczoraj.
Deweloper Terra Casa będzie teraz wymieniał oryginał na 4 windy do czterech retro apartamentów typu loft/13,5 tys. za m2. Skażony chemicznie grunt będzie do wind retro bonusem. Zapowiadane "pieczołowite odtworzenie" okazało się cynicznym wybiegiem i należało je czytać dosłownie.

W wielkim finale i tak deweloper, architekci i urzędnicy odpowiedzialni zarzeź trafiają do piekła. 


niedziela, 10 lipca 2016

Ruch budowlany

Grzybowska 85. W strugach szczytu odbyła się szybka likwidacja punktu skupu. Punkt był istotny, bo brał uczciwie. Miał imponującą wagę. Waga była ważna. Wraz z odejściem skupu pozbawiono pracy połowę dzielnicy. Czy kolejny biurowiec na Grzybowskiej wypleni palącą lukę w braku zatrudniania? Może tak. Może nie tak.



A może się tu jednak rozchodzi o Noblebanka, który nie chciał być wtórnym tłem do surowców? Czyżby mogło pójść o walory i władzę? Szkoda, bo akurat estetyka punktu była uniwersalnie trójkątna i linią nawiązywała do karolkowych garaży (tych, co wykrojono zakładom Róży Philipsa).

>  Kancelaria imperatora, czyli "Karolkowa Biznes Park". Garażowe blanki z funkcją usługowo-obronną. U podnóża fosa wypełniona kostką.

+
Prądzyńskiego 14a. Front robót wokół zbiornikowców pp. Biernackich nabiera tempa. Po majowym ogrodzeniu resztek gazu betonowymi panelami, stwierdzono teraz płot wyższy. Rotundy będą teraz opanelowane od steru po czubek grotmasztu. Raz na zawsze zakończy się dramat gazowych włóczykijów łamiących zakazy, kończyny i kończących się nocami na dnie. Jednocześnie Wola uzyska magnes najwyższego płotu w księdze rekordów. Ściągnie turystów umiejących kulturalnie patrzyć i ładnie fotografować.

>  Na marginesie nie zgodzimy się z obiegową nazwą "wolskie Koloseum", ponieważ obiekty jest dwa. Gdyby był jeden to owszem. No, ale są dwa. A więc "wolskie Kolosea", jeśli już. Nie brzmi to zgrabnie, więc najbezpieczniej nazywać je po prostu "budynkami". Ewentualnie – jeśli chciałoby się do gazu wprowadzić lirykę – "okrągłemi piramidami".

+
Siedmiogrodzka 7. Zakł. Chemiczne Henryk Dąbrowski i Sp. (1924). Fabryka chemiczno-farmaceutyczna Apolinary Kowalski (1885). *
Tutaj następuje zamiar budowy bloku Art-Deco o 68 apartamentach,
z balkonami, siłownią, dostępem do internetu i wejściem na odcisk palca. Będzie wysoki na 9 pięter z zielonymi drzewami na dachu.

>  obrazki inwestora

Budynek fabryczny zostanie zachowany, cytując dewelopera: "pieczołowicie odtworzony" i schowany do dziedzińca. Będą się w nim mieściły "jedynie
4 retro apartamenty typu loft, każdy z indywidualnym dostępem do windy". Po pomalowaniu na biało i doklejeniu balkonów zostanie podczepiony pod dominującą resztę apartamentowca. A przy dodaniu do każdej windy jednego retro-windziarza zostaną stworzone 4 nowe miejsca pracy i zostanie choć minimalnie wypełniona luka na rynku po stracie strategicznego punktu z ul. Grzybowskiej 85.


Deweloper jest z Krakowa i nazywa się bez ogródek: Terra Casa! Ściany piąć będzie firma Strabag. Po dynamicznym wejściu do Prudentialu rodziny Likusów będziemy się z pilną życzliwością przyglądać kolejnym krakusom budującym swoją stolicę. Pieczołowicie odtwarzających budynek, który przetrwał wojnę w nienaruszonym stanie. Gmerającym w kolejnym gruncie skażonym chemią.
Jeśli z siedmiogrodzkiej ziemi uwolni się teraz octan propylu, amylu, butylu i etylu Tartarus natronatus, albo potwornie żółciopędny Pancholon
to wszyscy jeszcze zatęsknią za poczciwem benzenem ze Skierniewickiej...
Ale to i tak lepiej niż do Warszawy mieliby wejść poznaniacy. Wystarczy, że już raz weszli: w sierpniu 1944 z Reinefarthem.


__________________________
Kończąc się w atmosferze wzajemnego szacunku dopuścimy jeszcze wagę oraz zdjęcie z 2011, gdy na tyłach punktu skupu począł się podstępnie wyczajać Noble Bank (zapomnieliśmy o tem w sekwencji poświęconej Grzybowskiej). Oto włala! >


_________________________
* ERRATA 20.07.2016: Omyłka drukarska ustawiła nam zakłady
H. Dąbrowskiego (Grzybowska 115) chemicznym Kowalskim Apolinarym (Grzybowska 43). Prawidłowe 7miogrodzkiej 7 są Zakłady Chemiczne H. Dąbrowski i S-ka! Nazwa ulicy jest ta sama, obie fabryki już nie żyją – Dąbrowski od wczoraj, Kowalski od 1944 – tak że nie powinno to mieć większego znaczenia. Chemiczny Apoloniusz ma jednak fajniejsze obrazki, więc postanowiliśmy je tutaj po wsze zostawić.


czwartek, 7 lipca 2016

Armagrodon wolski

Obszerne migawki zejścia ogrodu Wolska 31, pamiątki po Zakładzie Ogrodniczym "Bracia Hoser".


Owocowo-kwiecisty pochód braci rozpoczyna się w styczniu 1846 roku
w ogrodzie Saskim i poprzez ogrody Śródmieścia, Woli i Ochoty zatrzymuje się w 1897 r. szkółką drzew w Żbikowie.

Raport z przebiegu zdamy w kolejnych audycjach, teraz zatrzymamy się tylko na odcinku Wolskim. Firma braci Hoser wyrosła tutaj dwa ogrody:
w 1859 r. na Żytniej oraz w 1879 na Wolskiej.
Po pierwszym ogrodzie nie został żaden ślad. Obecnie rosną tam tylko bloki, upadek i ul. Gibalskiego.

Ogrodu ogrom w jego najlepszych
latach można podziwić na załączonych mapach  >


Ogród na Wolskiej przetrwał. Miał podwójny adres: Wolska 31 i Młynarska 4; był dwukrotnie mniejszy od tego na Żytniej. Hoserowie wzrastali głównie sadzonki drzew owocowych, kwiatków kolorowych, krzewy
i ozdobniki.

<  Wolska 31 na planie hip. + w 1945 r. + współcześnie

W 1897 r. brat nr 1 – Piotr Hoser – zasadził tam dom, a na przełomie wieków bracia zrodzili z wolskiej ziemi sensacyjną roślinę: goździka pierzastego o barwie czerwonej! I nazwali go "Cud wolski". Niestety nie dysponujemy żadnym nagraniem z tego cuda, lecz wg. relacji świadków posiadał "piękne żywo-karmazynowe kwiaty", jak również "… po otrzymaniu wiadomości
o istnieniu tegoż goździka wiele pierwszorzędnych zakładów ogrodniczych niemieckich, a nawet i zna-
ny botanik Max Leichtlin ze Stuttgartu zwrócili się
o jego odstąpienie".


Mniej więcej w tym samym okresie kawałek ogrodu wywłaszczyła remiza tramwajowa. Po wojnie nr 2 połaszczyła się jeszcze bardziej i był to już fragment duży (połowa). Zieleń przetrwała się dzięki bosej obecności Sióstr Karmelitanek i użyteczności lokalnej kwiaciarni.
Od 1941 r. siostry mieszczą się po sąsiedzku
– w pałacyku "właścicieli Woli" Biernackich –
i pielęgnują kawałek ogrodu od strony tramwajów.
Kwiaciarnia jeszcze 2 lata temu funkcjonowała
w zabytkowej kordegardzie przy wejściu do ogrodu (dawnej stróżówce) i jej zapleczem użytkowym była część ogrodu od strony ul. Wolskiej.


> Dom Hosera na Wolskiej mógł powstać wg. planu Czesława Domaniewskiego, projektanta domu i posiadłości Hoserów w Żbikowie (1897) lub Pawła nr 2 Hosera – syna Piotra nr 1, architekta (m.in. kamienicy Hoserów w al. Jerozolimskich).
Zdjęcie z początku sierpnia 1944. Kilka dni później Niemcy zamordowali tam Henryka i Janusza Hoserów – dziadka
i ojca abp. Henryka Hosera.






Cztery lata temu rodzina Hoserów odzyskała teren po ogrodzie przodków. Błyskawicznie następuje tam deweloper Dolcan i jego 15-kondygnacyjny zamiar biurowy. Zlikwidowano kwiaciarnię, teren zdziczał. W międzyczasie siostry, niezadowolone z perspektywy biurowca za miedzą, wymodliły Dolcana na skraj bankructwa i oddalenie grozy biuroplanu.

Fani biurowców mogą się zadowolić Pedetem (stojącym
vis a vis od 1956 r.; obecnie zatytułowanym "Wola Plaza")
>


Teraz ogród stoi otworem w płocie dla gości i ludności. Wiosną zachwycał florystyczną anarchią i wonnym rozbujaniem. Jak co roku odrodziły się biało-fioletowe bzy, których zapach pozostał niezmienny od ponad stu lat, a pamiętają go nawet najstarsze wspomnienia na łamach "Stolicy". Jak zawsze kwitły wielobarwne tulipany, mlecz był najokazalszy, a trawa tak samo zielona.







W miarę upływu słońca można było coraz gęściej podziwiać się o porzucone na głucho doniczki, stare cegły z rozebranych przybudówek o nienotowanych nigdzie indziej stemplach, archaiczne bezpieczniki oraz tysiące różnych niebezpieczników, które niesie ze sobą współczesna cywilizacja. W cieniu drzew snuli się amatorzy miejskiej przyrody, szybkiej miłości i twardych uzależnień. Nastąpił wysyp pustych strzykawek i butelek po trunkach odkażających. Z desek i gruzu wyrosły altanki biesiadne. Opuszczona kwiaciarnia oszołamiała bukietem nawozów naturalnych oraz nową aranżacją wnętrza.







Czerwcem weszły do ogrodu pierwsze pożary. Koniec wiosny ogłosił Zarząd Oczyszczania Bezdomności z kosiarką.
Wolskim międzylistowiem hula zło. Żaden cud już się tutaj nie zakwitnie.