piątek, 21 czerwca 2013

Demarczyk '66

Nous sommes amoureux! Si, łi, to prawda! Cała siła naszego post-młodzień-
czego serca wpompowała się w rok 1966 i Ewę De!
Ten błysk! ten gest i eksplozja temperatur! ta demoniczna urodziwość, ikra
i gołosowa prądnica! Wszystkie redakcyjne członki zmieliło od pierwszego zasłyszenia.




W czasach maleńkości, lirycznych błędów i obłędów, dość często penetrowa-
liśmy Demarczyk, ale nie było nam dane usłyszeć opowieści o cudownych narodzinach, nie było tego na żadnej płycie. Sytuacja jest więc świeża poznawczo, a skok chemicznego ciśnienia zwielokrotniony zaskoczeniem.

Tekst Anonima Galla, muzyka Zaryckiego Andrzeja plus nie mrygająca oczami pieśniarka doszła nas do wniosku, że oto patrzymy w punk rock
czystej postaci. I to na długo przed różnymi prekursorami nurtu typu Niujorkdollsi, Ramonsi czy Pistolsi. Nawet pierwsza plyta Velvetów Undergroundsów wykazala się dopiero rok później (w 1967).
I nikt już nigdy nie był tak piękna jak Ewa Demarczyk w roku 1966, aaach..

Niestety, rózne natłoki uniemożliwiają nam przerzut afektu w Piwnicę pod Baranami, docelowo — w naszą pankową Demarczyk '66. Ale pracujemy nad tym. (Zaczęliśmy od ćwiczeń areobowych cofających życie i oddalających ryzyko przerzutu w Jugosłowianina ze Zlatar lub żabę z obcemi mózgami).

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Prezentowany entuzjastycznie klip z "Balladą o cudownych narodzinach B. Krzywoustego" pochodzi z dokumentu p. M. Kwiatkowskiej pt. "Bal w P. Skale", nakr. w 10 rocz. PPB i wypr. w WFDiF.

Z tego samego okresu lecz z innego filmu pochodzi równie punk-wybitnie-rockowy kawałek "Jola, Jola" (i także będący dla nas nowością).




Nie lubimy transsmitować o muzyce, bo i tak każdy slyszy to co chce. Tutaj jednak sytuacja jest i sercowa, i wybitna, pomnikowa wręcz. Absolutnie nie można było nad tem zaciągnąć klapek. Sytuacja jest bardzo ważna.
B a r d z o  b a r d z o  w a ż n a, kpw, okej?

Na tak przygotowanym gruncie prześlizgniemy jeszcze kwałek o Izraelu pt. "Izrael", bo nam się jakoś śpiewające panie skojarzyły. Pierwsza Ewa - matka punk rocka i druga mama - Susan, czyli Siouxie Sioux. Specjalnie pomijamy mamę Ninę, bo to Niemka (ale możemy puścić, jakby ktoś chciał).

W słuchanym za chwilę Izraelu należy się zwrócić na najwybitniejszy w historii muzyki moment przejścia pomiędzy dwoma światami — światem Święta wiosny Strawińskiego a dudniącym basem Siouxie and the Banshees, włala!
I niech ta cholerna burza się wreszcie wyburzy, wykrzyczy, bo łagodność obyczajów jest już nie do zniesienia.

9 komentarze:

  1. I oni to tańczyli ?? to jest do słuchania głąbale !!
    Jola faktycznie pankowa :)
    A burza u mnie w Ząbkach cały czas krzyczy aż strach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Natychmiast marsz do dentysty! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. dzień dobry. można?
    ja tam o muzyce lubię. muzyka to jest nasz festyn.
    w kolejce do wypowiedzenia mam na blogu i o E.D. i o jej płycie z Velvetami.
    niezłe więc i te tu wykopaliska.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry, proszę. Możesz się nawet czuć i nie zzuwać.
    Z entuzjazmem i w wielkim zaślepieniu posłuchamy welwetowej zagadki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zostałem zmiażdżony wagą cytowanego materiału... Studiowałem Ewę Demarczyk przez płyty Polskiego Radia, ale producent co innego produkował / był w stanie produkować.

    Dla jednej Niemki, poprzez wzgląd na jej polską w typie biografię, można by było zrobić wyjątek:

    http://www.youtube.com/watch?v=jmJIIYRcMSY

    Gdyby się nie pogubiła, też trafiłaby do jakiejś piwnicy, a nie do sowieckiego łagru.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękujemy za uleglość presji wagi! Serio, nie można znaleźć niczego porównywalnego do tych 02:18 min.

    Pani Karola raczej się nie pogubiła. Kiedyś ludzie szczerze dawali się nabrać w komunizm. Szczególnie ludzie-Niemcy. A że Stalin lubił specyficznie pożartować, to już inna para kaloszy.
    Docelowo i tak tą panią wykończyło Gestapo (+ tyfus).

    Skoro już odfrunęliśmy z piwnic w łagry i Niemce, to musimy zreflektować, iż pominięta matka pankroka z Niemiec pochodzi z okrutnego łagru pod nazwą NRD. Byliśmy bardzo niesprawiedliwi.

    Pożegnamy miazmaty (i w odpowiedzi na "narzeczoną Frankensztajna") spuścimy ze smyczy dziewczęcy wdzięk i urok Berlina roku 1941.

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawda, Niemce mają perwersyjną słabość i fascynację Ruskami. A fe!
    PS. Pani De wielka jest, co nie zmienia faktu, żem się nigdy do niej nie przekonał. Ale może jeszcze muszę do tego dojrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Oni mają słabość do siły. Jakkolwiek bez sensu to brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  9. My za to mamy słabość do słabości i w tym nasza siła! (jakkolwiek równie bez sensu to brzmi ;)

    OdpowiedzUsuń