Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lubieto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą lubieto. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 18 października 2010

Okolice Woli > Spichlerz


Mały przerywnik: Najzaczarowaneńsze miejsce na Mazowszu (20 min. samochodem z Woli).
W maleńkości, jeżdżąc na wakacje do Gdańska myślałem, że to ruiny zamku. Podobnie nazywali go Niemce wkraczając do Modlina: "Das verwunschte Schloss"- zaczarowany zamek. A był to budynek wzniesiony z przeznaczniem do spełniania jednej, dość przyziemnej funkcji - spichlania zboża.

Niemce mogli oglądać go jeszcze w całości, my zaś — w stanie malowniczej ruiny,
w dodatku okrojonej o połowę (zaraz po wojnie jedno ze skrzydeł gmachu gdzieś się zapodziało, chodzą słuchy, że wspomogło odbudowę stolicy). Obecnie, dostępu
do spichlerza dzielnie bronią wojska NATO.

 RZUTNIK HISTORYCZNY 

Spichlerz powstał w l. 1832 - 1844. Ukończono go w okrągłą — minus setną — rocznicę Powstania Warszawskiego. Architektem był Dżej-Dzej Gay. Kosztował kosmicznie, bo ponad milion rubli w srebrze (w przeliczeniu na nasze, współczesne, byłoby to ok. 2 miliardy zeta). Budowę sfinansował Bank Polski.

Oddajmy na chwilę mikrofon śp. Zygm. Glogerowi, który tak opisał
to miejsce:

"Na wyżynach prawego brzegu Narwi i Wisły czerwienią się tu olbrzymie kazamaty Nowogeorgewska a w samym cyplu wideł dwóch rzek wrzyna się pomiędzy fale obu, wspaniały kilkopiętrowy spichlerz na zboże.
Gmach ten najokazalszy jaki w drugim ćwierćwieczu wzniesiono w Królestwie...".



Spichlerz magazynował zboże przez ok. 10 lat. Potem - od 1853 r. - zamieniony został na magazyn amunicyjny i taką funkcję pełnił aż do września 1939. Wojna porwała mu tylko dach, poza tym przetrwal ją w jednym kawałku.
Potem, jak już wspomniałem na początku, rozeszła się jego połowa a następnie - z biegiem lat - ktoś zawsze sobie skubnął jakiś co fajniejszy kawałek: a to jakąś rzeźbę, a to płyty z piaskowca, elementy bramy lub jakiś żeliwny detal..
Pomimo tego budynek wciąż poraża swoim rozmachem, starożytną urodą i mocno surrealistycznymi kontekstami, których tutaj na pęczki.

Stemplowanych cegieł nie stwierdzono.

Daty postępów budowy, wyryte na płn. obramowaniu portalu.


W rzutniku dopalałem się księgą Ryszarda Gołębia "Ilustr. monografia miasta N. Dworu Maz. z historią Twierdzy Modlin" (2001)

 CIEKAWOSTKI FILMOWE 

Spichlerz dwukrotnie przyjął w gościnę kręcicieli: Bogdana Porębę w 1975 r. z filmem o Jarosławie Dąbrowskim i Andrzeja Wajdę w 1999 z filmem o jakimś panu Tadeuszu. Za pierwszym razem zniknęła ozdobna belka nad wrotami w portalu, ze stylizowanymi literami "BP" (symbol Banku Polskiego), ale z pewnością nie miało to żadnego związku z inicjałami reżysera. Z kolei, za Pana Tadeusza zniknął fragment samych wrót. Zostały zdemontowane na czas kręcenia, ale już nie wróciły.
Zapomniałem wymienić Wiedźmina (pomalowana na niebiesko jedna z sal), ale tego filmu przecież nie było.

Jeszcze tylko jeden widoczek w technikolorze, przeźrocza inwentaryzacyjne i — jak to mówią — Vłala!

ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie

niedziela, 17 października 2010

Okolice Woli > domki w Mławie

Na pożegnanie z Mławą, błyskawiczne przebicie do siódemki — gaz do dechy, dwieście dwadzieścia, ludziki o maskę pac, pac, itd.

— Hamowanie na przejeździe: ruska bajka - pstryk,
na rynku: secesja - pstryk,
 na Warszawskiej: Marki Szagale, cyganie i domek z plastrem na oku
pstryk, pstryk, pstryk.

Nie byłem w Mławie nigdy, ale wrócę tu z pewnością nie raz, nie dwa, lecz trzy razy. Bardzo intrygujące i zaskakujące swym wdziękiem miasteczko.

W następnych wejściach o przygodzie z cegłą będziemy spadać w dół —
w kierunku Płońska.

czwartek, 14 października 2010

Żuk

  scyclu:  Przygoda z Przyrodą      

Od kilku dni można podziwić żuczka w szkarłatnym upierzeniu, prawdziwego żelaźniaka, który uwił sobie gniazdko przy warzywniaku róg Górczewska/Płocka.
Żuczek charakter ma dobry, pomnikowo-transportowy, lubi kartofle
i jabłka, w ogóle nie jest płochliwy i wyglada na to, że zostanie tutaj na dłużej.

Na Wolę przybył spod Ostrołęki, ze wsi Kunin - nie mylić z wielkopolskim Koninem! - gdzie pełnił funkcje gaszące.


Trwają prace nad studium zagospodarowania żuka w celach hotrodczych.
O jego wynikach kapnie tutaj niebawem informacja. 

(Lub nieniebawem lub nie padnie w ogóle. Po prostu, takie jest życie..)

wtorek, 21 września 2010

Okolice Woli > Fort iks (Henrysin)


Dość przypadkowe trafienie, przy okazji pobliskiej cegielni i grzybów. Zachęcająca była przydrożna tabliczka kierująca do fortu z modnym symbolem "X" w nazwie.

Jak wiadomo, grzyb najlepiej rozwija się w wilgotnych, chłodnych, zaniedbanych pomieszczeniach a w opuszczonych fortach w szczególności (liczyliśmy co najmniej na pieczarki).
Proszę więc sobie wyobrazić nasze gigantyczne rozczarowanie, gdy znaleźliśmy się na równie gigantycznym terenie, zadbanym, schludnym, trawka równo przystrzyżona, wszystko równo poukładane,  z gustownym domkiem przy podjeździe do fortu. Można by pomyśleć, że rzuciło nas w Wielkopolskie, gdyby nie świadomość, że jesteśmy w centrum Kongresówki..

Żadnej tabliczki, żadnego zakazu, że to teren prywatny i wejście jest równoznaczne z karą śmierci...
Były za to psy, całe stado ogromnych, wściekłych jak osy siedmiometrowych pitbuli, ze 40 sztuk co najmniej.. i to one, z nieukrywaną przyjemnością, oprowadziły nas po terenie fortu nr X.



Miejsce jest arkadyjskie, wyjątkowe! Pomimo dominującego wokół betonu militarnej przeszłości emanuje tak pozytywną energią, że właściciele tego miejsca mogliby nią spokojnie doenergetyzować pobliską Warszawę (jakimś kablem podziemnem, rurociągiem, etc..). Spędziliśmy tam kilka godzin przez nikogo nie niepokojeni, ze stadem wściekłych psów w charakterze przewodników. 
Patrzyliśmy w górę i pod spodem, widzieliśmy podziemne konie mieszkające w domku na armatę, bażanta na drzewie (którą bardzo chciał zjeść jeden z psów, obszczekiwał ją dopóki się nie zziajał, czyli dość długo), widzieliśmy też pająka namawiającego do zerwania z nikotyną, pod siarczystym hasłem "Rauchen Verboten".

Spotkaliśmy również torbę maślaków, mnóstwo kani oraz - wracając do pojazdu - właścicieli Fortu X, ludzi niezwykle niezwykłych.

Z Wielkopolski.

 Informacje praktyczne 

Fort X znajduje się w strefie X , w pobliżu Zakroczymia. Dojechać można tam łatwo i prędko szosą na Gdańsk, zbaczając z niej w lewo w stronę Płocka. Zwiedzanie fortu nie powinno nastręczać większych trudności, pod warunkiem, że przeszło się kurs rozbrajania min pułapek (tip: Uwaga na kanie, maślaki są spoko) i posiada umiejętność rozmowy z czterdziestoma rozwścieczonymi psami równocześnie (tak naprawdę, to właściciele zdradzili nam, iż psów jest na terenie znacznie więcej - około sześciu tysięcy. My ich nie widzieliśmy, ale one nas owszem. Podobno dyskretnie obserwowały nas z czubków drzew).

poniedziałek, 20 września 2010

35. gtwb (o lubieniu)

Co lubię w moim mieście? Zależy, w którym moim? - w tym, w którym mieszkam, czy w tym, które lubię.
Bo w tym, w którym mieszkam lubię gołębie.
Od pewnego czasu przeprowadzam nad nimi drobiazgowe eksperymenty parapetowe.



I jeszcze paru bonusowych gołębi uchwyconych w trakcie ostatnich obserwacji.


Nalot na parapet po dawkę "szczęśliwej papugi" (hapipapugi, jak mówi Aniołek; 1,30 zł w Tesco), potrawy zdecydowanie preferowanej przez obiekty poddawane eksperymentom.

W trakcie konsumpcji. (Proszę zwrócić uwagę na obiekt w dalszym planie, wycofanym na z góry upatrzone pozycje).

To parapetowy gangsta, skrajnie nietolerancyjny wobec współkonsumentów. 
Niestety, nie mogę sobie teraz przypomnieć jego ksywki (ma ją wytatuowaną na karku).

Jeden z obiektów sugeruje, że już nadszedł czas na eksperymenty, bo inaczej zaraz padnie z niedożywienia. Na szczęście, szyba w gabinecie doświadczalnym zazwyczaj jest na tyle brudna, iż mogę udawać, że nie zauważyłem tego typu sugestii.

Rudolf. Podwórkowy odmieniec (w tym roku pojawiło się zadziwiająco dużo rudawej młodzieży)

Batman.


czwartek, 19 sierpnia 2010

Zbiornictwo


Chwila wytchnienia od spraw krzyżujących, od dziwactwa
i zbieractwa.



Wkładamy maski i gazem pędzimy na Czyste, na ul. Prądzyńskiego, aby rzucić kilka ostatnich spojrzeń na dwa imponujące zbiorniki gazu w ich oryginalnej - XIX-wiecznej postaci. Mają zostać niebawem przerobione
na zbiorniki ludzi - na lofty.
I dobrze. To zdecydowanie lepsza alternatywa, niż przerobienie ich w kupę gruzu (w obowiązujący standart konserwacji zabytków Dzielnicy Zachodniej). Niezwykłe budowle, stracą co prawda swój malowniczy charakter typu: "zagrożenie budowlane wstęp wzbroniony", no, ale coś za coś... a stołeczni foto-ekstremaliści, czy lokalne narkomany mogą sobie przecież łatwo znaleźć nowy stary industrial na przygody.

X     

Garść historii:
Warszawski Zakład Gazowy Nr 2 (na Czystem) powstał w 1888 roku.
Sprawcą byli Niemcy z  Towarzystwa Kontynentalnego w Dessau (ówcześni warszawscy monopoliści - sprawcy także gazowni nr 1 na Powiślu).
Był największą i najnowocześniejszą gazownią rozbiorowej Polski.
Po odzyskaniu niepodległości, Niemcom odebrano możliwość dalszego gazowania i gazowaliśmy się sami. Niemce wróciły w 1939 i tą pauzę odebrali sobie z nawiązką a w 6 lat później my odebraliśmy im to co oni nam
a na dokładkę przy gazowni uruchomiono mini elektrownię.


Kurek z gazem płynącym z wolskich zbiorników zakręcono ostatecznie w 1978 roku, wraz z rezygnacją produkcji gazu ziemnego (w '70 r. z węglowego).
Obecnie Pegienigi zajmują się tylko dystrybucją gazu a kurkiem bawią się daleko stąd, w kierunku przeciwnym do zachodzącego (zazwyczaj) słońca.


Lata siedemdziesiąte to również okres wielkiej czystki: wyburzano zabytkowe budynki, złomowano sprzęt i maszyny. Bohatersko powstrzymał je ówczesny warszawski konserwator i to głównie jemu zawdzięczmy, że jest w ogóle na co teraz rzucać spojrzenia.
W 1977 roku ocalałe zabytki techniki zgromadzono w budynkach d. aparatowni
i tłoczni gazu - w bardzobardzobardzobardzo fajnym muzeum gazowania.
Niestety od jakiegoś czasu Pegienigi robią straszne ceregiele, aby je zwiedzić. Teren na Kasprzaka stał się niemal supertajnym obiektem militarnym (w opinii jego właściciela, oczywiście.. ;)


Oba symbole industrialnego dziedzictwa Woli - rotundy - zostały podarowane fundacji "Warszawa walczy". Fundacja walczyła z różnymi pomysłami na ich wykorzystanie (muzeum, panorama, biura, itede), aż w końcu poległa: metalowe, teleskopowe zbiorniki wewnętrzne spylila na złom (tak ludzie mówią, ja tylko życzliwie donoszę) a ich zewnętrzne, ceglane opakowania sprzedała osobie prywatnej. Osoba zaś zamontowała ciecia z tabliczką "teren prywatny" i czekała aż zbiorniki się zawalą. Straciła cierpliwość po 15 latach czekania, bo nie przewidziała, że cegły od Kazimierza Granzowa są nieśmiertelne.
W końcu osobie zaświtała idea loftów.

Projekty są całkiem fajne. 

X     

Budowa rusza "lada chwila" od jesieni 2009 roku, więc z tym początkowym pośpiechem zbyt się spieszyć raczej nie trzeba.
Bo co nagle to po diable.

X

Czy wiesz, że...?
... że w ogóle to najlepiej po garść historii sięgnąć do Zeszytów wolskich lub specjalistycznych stron zajmujących się odpisywaniem ze źródeł, typu warszawa1939.pl lub madeinwola.waw.pl 


Ponieważ jeszcze nie nadszedła chwila na tradycyjną garść przeźroczy
to w zastępstwie można długo nie wychodzić z podziwu nad gazowymi zdjęciami niejakiego Heihachiego lub Szimiego osiemdziesiątego drugiego.