I wtem jesteśmy już na antenie I Wojny Światowej, gdzie wielu Polaków jest demontowanych do Rosji! Część z nich w obawie przed Niemcami, inni przymusowo. Na wschód unoszone są całe fabryki z personelem. Z Woli pojechał m. in.: z Dworskiej Gerlach i Pulst, "Parowóz" z Kolejowej, z Bema Lilpop, Rau i ten trzeci. Centrami polskiej emigracji stają się Charków, Petersburg i Moskwa. Gdy w Rosji wybucha rewolucja, a w Polsce wybija się Polska, większość rodaków wraca. Gdy zaczynają się repatriacje, tylko nieliczni decydują się zostać Nowotkami i Dzierżyńskimi.
Jedną z osób, która wróciła z Petersburga był Władysław Borensztädt — lewicowiec, członek SDKPiL, działacz emigracyjnego związku polskich kolejarzy — który po doznaniu rosyjskiej rewolucji szybko postawił na polski kapitalizm i na ul. Prądzyńskiego założył fabrykę kotłów
i urządzeń sanitarnych.
Tak pokrótce zaczyna się skończona historia adresu Prądzyńskiego 6 (1924 — 2013).
W 1925 r, pan Borensztädt wyrasta tam fabrykę i dom, a dekadę później dobudowuje prostopadle dom większy, modernistyczny.
Przez całe między wojnami rozgrywają się tam nierdzawe kotły.
Firma prężnieje, przekształca się z p. Artysiewiczem
w spółkę, wzbogaca wachlarz sanitariatów: dzieją się kaloryfery, kuchnie, rożne rurki, pałączki, kanalizacyjne złaczki.Borensztädt zdobywa klientelę i medale, .scala hermetyczne środowisko Zrzeszeniem Kotlarzy Miedzi; produkty komplementuje prasa.
Gdy następuje wojna nr 2, fabryka toczy się dalej, tyle że wytwarza już "Sanitäre Anlagen".
W okolicy szaleje krwawy żandarm Karl "Panienka" Schmalz, a z wnętrza kamienicy Prądzyńskiego 6 — jak informuje nasz terenowy koresspodent — "dochodzą wesołe śpiewy i pijackie pohukiwania niemieckich oficerów".
Przyhaltujmy się na chwilę przy postaci krwawego "Panienki". To komen-
dant posterunku żandarmerii kolejowej na Dworcu Zachodnim, chłopiec ponadprzeciętnej urody i o odrażającym charakterze. Terroryzował całą kolejową okolicę, walczącą z okupantem m.in. kradzieżą węgla. Za kradzież kilku bryłek bahnschutz Schmalz zabijał na miejscu. Na Prądzyńskiego 6 zastrzelił na oczach rodziny p. Marczaka, ojca sześciorga dzieci, błagającego na kolanach o litość.
"Panienka" był na tyle dojmujący, że pod koniec 1943 r. zatroszczył się o niego Kedyw w specjalnie dedykowanej akcji (pisał o niej Wł. Bartoszewski
w "Stolicy" 46/1956, Bratny w "Kolumbach", wersja filmowa jest w 2. odc. "Kolumbów" Morgensterna, zaś nasz korespondendt odmalował terenowo alternatywną wersję finału: — Po prostu zajebali skurwiela, jak psa. Normalnie, kolbami go zatłukli).*
Wracamy w fabryczny kocioł Borensztädta. Po wojnie bulgoczą tam już dwa młodsze pokolenia — syn Władysława Tadeusz oraz wnuki: Bożena, Robert
i Roger. Fabryka kotłów zostaje zredukowana do warsztatu kotlarskiego (przekształconego płynnie w latach niedawnych w firmę szyjąca kabury dla policji), druga żona Tadeusza — Lidia — prowadzi sklep spożywyczy, a na tej samej posesji, ale pod odrębnym adresem (Prądzyńskiego 8), Robert Borensztädt ma warsztat samochodowy. Gdy po '45 roku pod wprowadzają się nowi lokatorzy, małą knajpkę otwiera tam niejaka Radoszowa.
Nie znamy dokładnej daty, kiedy rodzina Borensztädtów sprowadziła się
do Warszawy. Najwcześniej w księgach pojawia się Borensztädt Edward , urzędnik rządowy (w 1870 r.). W następnych latach można to nazwisko spotkać nielicznie w różnych miejscach na Pradze, Śródmieściu czy wreszcie na Woli. Wg. aktualnych danych w całej Polsce żyje tylko kilka osób, które
go nosi (i wszyscy w Warszawie).
Długą obecność na Prądzyńskiego rodziny o nietypowym nazwisku zakoń-
czyła sprzedaż za gotówkę w konto i buldożer. Adres (wraz z warsztadtem) zwinięto w niecały tydzień . Teraz ma tam powstać "kameralny budynek"
o sześciu piętrach i adresie Brylowska 2.
Bardzo na przykro, bo zawsze lubliśmy lubić to miejsce.
Z ciekawostek turystycznych można jeszcze wymienić:
a. Dwa niestniejące tobruki tuż obok (jeden tuż przy warsztacie samochodo-
wym i skrzyżowaniu z Brylowską, drugi po przeciwnej stronie; oba bunkry wysadzono w l. '60).
b. Nieistniejącą pętlę przedwojennych tramwajów w ujściu ul. Tunelowej
w Prądzyńskiego (stąd dość podejrzanie rozległy kształt owej delty);
Pętla "Czyste" istniała od 1938 do 1944 r. i sięgały do niej: 5-ka z 15-tka oraz jedynka + 14-ka (podczas okupacji); po wojnie szyny z odcinka Brylowska-Tunelowa zasiliły tramwaje na moście Śląsko-Dąbrowskim.
_______
* Opowieść o akcji na "Panienkę" miała być motywem przewodnim naszego cyklu — szumnie ongiś zaaapowiadanej — "Grupy Rekonstrukcyjnej Filmu Wojennego" (przepraszamy, ale utknęło w pomroce nabieżających niusów).
A dla chcących ponieść ciekawość wzrokową — slajdy rozbiórkowe naszego reportera na wysokościach.
Vuala!
T o t a l b u d brzmi zobowiązująco.
OdpowiedzUsuńMnie jako jarosza szczególnie urzekła pozycja z katalogu produktów pt. "kocioł ze stali nierdzewnej na parę o pojemności 1600 litrów do przetapiania smalcu". 1600 litrów smalcu pobudza moją wyobraźnię.
Miejmy tylko nadzieję, że że nowy wspaniały świat wyrośnie na gruzach tak zacnego przedsięwzięcia.
Przeleciałem przeszłość Twego bloga i ogromnie cenię m.in. i zwł. takie wpisy. To piszę, żebyś wiedział, że treści rzucone w net niejeden rok temu są wciąż czytane, a nawet więcej. Poza tym jestem niejarosz, ale też na mnie działa 1600 litrów smalcu.
OdpowiedzUsuńW jaki sposób sprawdzić, ilu w Polsce Borensztadów?
zdaje mi się, że nasz kolega fotograf (obecnie w krakowie) -- miał tam, na parterze rodzaj mikro-studia… ale to juz calkiem wspólczesnie: na pocz. lat 90. było.
OdpowiedzUsuńO, eM! Fajnie, że się żyjesz :) Dzięki! Przepraszam za rzucanie na wiatr. Znalazłem tam porzucony wizytownik i można było odnieść wrażanie, że pod 6-ką kwaterowało również foto-medialne, rozrywkowe towarzystwo.
OdpowiedzUsuńPiotrze, tenks! Bardzo mnie irytuje sprowadzenie blogów do postaci serwisu niusowego. Fajnie, że dreptasz po głębinach i dajesz temu wyraz ;)
Statystykę nazwisk można zasięgnąć na moikrewni.pl. Na ile jest to dokladne niewiadomo, ale przynajmniej ładnie wygląda.
Szkoda, że pan Borensztadt nie przewidział kotła do wytapiania Schmaltzów. Kedyw byłby stałym kotrahentem.
Sprawdziłem sobie Moichkrewnych.pl. Wpisałem nazwisko babci, bo jest skrajnie rzadkie. Wyszły mi 2 osoby w Wałbrzychu, co odpowiadałoby faktom o tyle, że mieszkało tam dwoje moich krewnych do połowy lat 80., gdy na stałe wyemigrowali, a dziś już nie żyją. Bardzo prawdopodobne, że nigdy się nie wymeldowali, a zwłaszcza nie przysłali z Reichu swoich aktów zgonu, więc nadal figurują w jakimś USC? (Może Polaków jest już tylko 20 milionów?)
OdpowiedzUsuńA jak się nazywali krewni ???
UsuńMoże jest coś, czego nie wiesz o swoich krewnych lub faktycznie się przerzedziliśmy.
OdpowiedzUsuńcoś wiem o tym miejscu, ale nie tyle, co Ci, którzy czytali ten wpis :(
OdpowiedzUsuńMieszkałam w tym budynku znałam Pana Tadeusza i Panią Lidzie z tego co wiem to kiedyś śpiewała w Mazowszu. Pan Tadeusz umarł 2 lata po zwrocie budynku jemu i reszcie rodziny a Pani Lidzia wyprowadziła się
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję autorowi bloga za tak piękny i wzruszajacy wpis o o moim dziadku Władysławie Borensztacie oraz o im rodzinnym domu przy Prądzyńskiego 6/8, w którym się urodziłam i mieszkałam do 1960 roku. Dziadek zmarł gdy miałam 12 lat.
OdpowiedzUsuńWiele więc podanych tu informacji jest dla mnie nowością. Nasza rodzina była bardzo liczna. Władysław i Helena Borensztadtowie mieli czwórkę dzieci: Janinę, Tadusza, który przejął firmę, Krystynę i Hannę. Żyje z nich tylko Hanna - moja Mama. Ma teraz 91 lat.
Po dekrecie Bieruta, kiedy upaństwowiono nasz dom, siłą dokwaterowano nam lokatorów - ludzi ze wsi. Dlatego oprócz wuja Tadeusza, pozostała część rodziny wyprowadziła się z rodzinnego domu, gdyż zaczęła mieszkać we własnym domu kątem. Np. my mieliśmy wspólną kuchnię z rodzinną pp.Sroków. Wujek Tadeusz miał 3 dzieci: Roberta, Bożenę i Rogera. W grudniu 2013 roku zmarł w wieku 65 Robert. Najstarsza ciotka Janina miała dwoje dzieci : Krystynę (mieszka w USA) i Krzysztofa. Ciotka Krystyna miała córkę Elżbietę ( zmarłą też w zeszłym roku) oraz syna Marka, który młodo zginał w wypadku. Obecnie nazwisko Borensztadt nosi żona wujka Tadka Lidia oraz ich syn Roger. Być może jeszcze dwoje dzieci Rogera, ale może zmieniły nazwisko po rozwodzie ich matki z Rogerem.
Przez ponad 50 lat staraliśmy się o odzyskanie naszego domu.
W roku 2000 oddano nam Prądzyńskiego 8, a w 2006 Prądzyńskiego 6.
W kamienicy mieszkali lokatorzy kwaterunkowi. Płacili lub nie płacili nam groszowe czynsze.Dom oddano nam w stanie kompletnej ruiny. Do tego musieliśmy płacić wysokie podatki, nawet za całkowicie zruinowaną starą halę fabryczną. Od czasu odzyskania kamienicy prowadziłam sprawy administracyjne. Rodzina nie miała pieniędzy na nowe mieszkania dla lokatorów kwaterunkowych, ani na remont domu. Aby więc nie wpaść w długi musieliśmy nieruchomość sprzedać. Proszę nam wierzyć, że nie było nam łatwo rozstać się domem moich dziadków. Dziadek Władysław do śmierci wierzył, że odzyska swoją własność, dom postawiony własnymi rękami i odbudowany przez niego po wojnie. Nawet w latach 70 pisał do władz petycje w tej sprawie.
Dziękuję za zdjęcia z rozbiórki. Nie maiłam wewnętrznej siły, aby pojechać na Prądzyńskiego i fotografować. Teraz to miejsce będzie tętnić nowym życiem. Ale ja zawsze przed oczami będę miała
"naszą chałupę", moje podwórko, fabryczkę dziadka i wytwórnie wody gazowej, do której latało się latem z syfonami do napełnienia.Dla mnie zawsze będzie miejscem beztroskiego dzieciństwa. I przede wszystkim symbolem przedsiębiorczości dziadka Władysława, który wiele dobrego zrobił nie tylko dla nas, ale też dla mieszkańców Woli.
Beata Jerlicz
PS. Sprostowania.
OdpowiedzUsuń1. Żona wujka nie miała sklepu na Prądzyńskiego.
Administracja państwowa wydzierdzawiła pomieszcznienia na dole WSS Społem.
2.Robert też miał warsztadt samchodowy w latach 80-90. Płacił czynsz miastu.
3. O tym, że na Prądzyńskiego firma szyjąca kabury do pistoletów nigdy nie słyszałam.
4. Do powstania pętli i doprowadzenia tramwajów na Prądzyńskiego przyczynił się dziadek Władysław, który działał we społecznych władzach samorządowych Woli.
5. 1 września na dom dziadków padły pierwsze bomby. Niemcy bombardowali gazownię. Dziadkowie wraz z dziećmi uciekli do centrum Warszawy, a okupację przetrwali w Dotrzymie majątku ich zięcia, pod Warszawą.
Beata Jerlicz
Dzień dobry,
UsuńZ ogromnym zainteresowaniem przeczytałem Pani wpis.Aktualnie dokumentuję historie rodziny Dziekańskich.Moi pradziadkowie Waleria i Wojciech Dziekańscy kupili w 1899 roku plac pod budowę kamienicy przy ulicy Sławińskiej 5.Mieszkali tam ze swoją liczną rodziną do 1 września 1939 gdy pierwsze bomby spadły na ulicę Sławińską.
Zbieram informacje na temat tej okolicy Czystego .Interesują mnie losy mieszkańców oraz fotografie Czystego.Moja rodzina w swojej pamięci zachowała Pani rodzinę.Ich znajomość może potwierdzić fakt że mój dziadek Wojciech Dziekański był kotlarzem z zawodu.Będę niezwykle wdzięczny za kontakt.
Mój email: wes9art@gmail.com
Ciekawa historia rodzinna przeplatająca się z współczesną historią naszej rodziny.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia