środa, 6 stycznia 2010

Wola bizantyjska, autokefaliczna, bardzo bajkowa.

Jedno z najładniejszych miejsc w brzydkim mieście stołecznem - cerkiew pod wezwaniem św. Jana Klimaka na Wolskiej i otaczający ją cmentarz. Kolejne miejsce na pełne optymizmu rozpoczęcie roku.
Cerkiew jest sprzed wielkiej wojny. Święty Klimak jest jeszcze starszy. Urodził się 1400 lat przede mną. Ja w Warszawie, on w "nieznanym miejscu" (o patronie i o wolskiej parafii można przeczytać ---> tutaj ).
Można odnieść wrażenie, że to miejsce, pomimo swojej spektakularności, jest trochę nieistniejące. Nie wiem.. może dlatego, że prawosławie na lewym brzegu trochę nie pasuje? Wokół przecież wolska robotniczość. I cerkiew, i cmentarz sprawiają wrażenie samotnej wyspy w morzu idei rewolucyjnych, ewangelickich, katolickich - czyli dominujących na tej dzielnicy. Wrażenie potęguje jeszcze miejsce - Reduta 54 - reduta, którą Rosjanie szturmowali w 1831 roku, gdzie zginął Sowiński. Do dzisiaj jest ostoją wiary zdobywców i - w lekkiej przenośni - wciąż pełni funkcje obronne.

Na cmentarz można wejść do 18.00 (to chyba najdłużej otwarty cmentarz o tej porze roku). A jeśli w cerkwi odbywa się akurat wieczorne nabożeństwo, można przy niesamowitych dźwiękach prawosławnych pieśni oddać się polowaniu na metafizykę ortodoksyjnie baśniową, w pikslach utrwalaną..




Boże pomiłuj. Serio. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz