Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michał Wołłowicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michał Wołłowicz. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 stycznia 2011

Narodziny arturiańskiej legendy.

W BUW-ie jest skromna książeczka z 1859 roku "Artur Zawisza i Michał Wołłowicz", napisana przez niejakiego Michała Chodźko.
Autor był listopadowym uczestnikiem, późniejszym uchodźcą, następnie tajnem wchodźcą i ponownym uchodźcą. Przede wszystkim wiernym fanem Wieszcza Adama był. — Książka ma olbrzymie zagęszczenie określeń typu "hańba wieczysta i zatracenie", "wytwałość niezłomna", "zbolala dusza pielgrzyma", "pokolenie świętych szaleńcow", "nadziemskie istoty" itepe, itede — wszystko w wysokiej tonacji i romantycznym sosie.

Drugi tytułowy bohater książki — Michał Wołłowicz był kolegą Zawiszy,
w powstaniu walczył dzielnie, był kapitanem, dostał VM. Rejonem jego zabijania były głównie Litwa i Żmudź (walczył tam w oddziałach gen. Giełguda, potem w 19 pułku piechoty liniowej gen. Szymanowskiego). Schwytali go Prusacy, więzili w Tylży, potem, aż do upadku powstania,
w Pilawie "gdzie go Sthilpnagel ze złodziejami i zbójcami w fortecy trzymał". Potem odchodźctwo do Paryża, wchodźctwo do Polski (w 1833 r.), podobnie jak Zawisza, jako tajny emissaryusz partyzantki płk. Zaliwskiego.

Missya Wołłowicza dobiegła końca w lasach koło rodzinnego Porzecza (obecnie: Парэчча). Murawiew — gubernator Grodna i "Moskal cywilizowany" — urządził na niego polowanie z nagonką. Powieszono męczennika "w pierwszych dniach czerwca" (1833).
Wikipedia milczy o Wołłowiczu. Nie udało się nam rownież ustalić daty jego urodzin, bo w książce brakuje dwóch, początkowych stron. Możemy za to dodać z niezbita pewnością, iż w lutym 1833 r. miał epizod "czarnej melancholii" oraz, że posługiwał się on Kassyldą — "piękną i nadzwyczajną dziewicą", jego narzeczoną.

Kassylda:
Ach! Czemuż słów czarownych dla ucha
Dusza moja znękana z otrętwieniem słucha!...
Michał Chodźko, z "Dziesięciu obrazów": Obraz IV — Wyjątek.

Za moment zaobserwujemy fotografię Wołłowicza i Zawiszy na chwilę przed egzekucją. (Jej fragment był już wyswietlony poprzednio i pochodzi
z wymienionej we wstępie książki).


***

Przejdźmy teraz do obiecanego długiego cytatu. Ponownie będziemy świadkami życia i męczeńskiej śmierci Artura Zawiszy, tym razem opowiedzianymi ustami Chodźki.
Vłala!

Artur (Czarny) Zawisza urodził się roku 1808, w województwie Mazowieckiem, we wsi Sobota, należącej do jego rodziców, Cypryana Zawiszy i Maryi z. Karnkowskich. Pierwsze nauki odbył w Warszawie; w warszawskim również uniwersytecie pobierał wyższe ukształcenie, poświęcając się szczególniej historyi i filozofii. Kilka prac jego poetecznyeh, krążących w rękopiśmie pomiędzy znajomymi, okazywały niepospolite usposobienie do poezyi.
W stowarzyszeniach narodowych, które przygotowywały Powstanie Listopadowe, Zawisza niepośledni brał udział: a po wybuchnięciu tegoż, należał czynnie do Kuryera Polskiego, dziennika, który naówczas był organem usiłowań patryotycznych; później Nowa Polska liczyła go także do swych redaktorów.
Po ogłoszeniu manifestu cesarza Mikołaja, który stanowczo przeciwko narodowości polskiej wystąpił, Zawisza zapisał się do 1-go pułku jazdy płockiej, jako prosty ochotnik. Odznaczył się szczególniej w bitwach pod Białołęką, pod Grochowem, pod Rożanną, pod Nasielskiem, pod Ciekszynem, pod Lipnikami i  Ostrołęką; przez, cały ciąg wojny rewolucyjnej z Moskwą, przechodząc wszystkie stopnie, doszedł do stopnia kapitana, i krzyżem wojskowym polskim ozdobiony został.
Po bitwie pod Ostrołęką, jazda płocka posłaną została na załogę do Modlina, zkąd małe tylko robiła wycieczki, aż do oblężenia Warszawy, podczas którego, szwadron Zawiszy uderzywszy mężnie w nocy na kozaków stojących w przedniej straży pod Balicami, gdzie się sztab główny Paszkiewicza znajdował, czterdziestu z nich wziął w niewolę i uprowadził. Po tej wyprawie, jazda płocka znowu wróciła do Modlina. Zawisza, dowiedziawszy się o poddaniu Warszawy, szczęśliwie opuścił fortecę, i wydostał się z rąk Moskali.
Dnia 14 Marca, o godzinie dziewiątej rano, wszedł Zawisza do Warszawy, i zobaczywszy się z kilku znajomymi, przebrany po chłopsku, wszystkie posterunki moskiewskie rozrzucone po głównych punktach stolicy obszedłszy, zatrzymał się przed ratuszem, gdzie przez jakiegoś oficera moskiewskiego poznany, i w tejże chwili ujęty, do głównej kwatery zawiedziony został i stawiony przed jenerała, który go po nazwisku witał. Zawisza czas jakiś chciał grać rolę chłopa; ale postrzegłszy. że jenerał o jego krokach od wyjazdu z Paryża doskonale był uwiadomiony, zwiesił głowę i zamilkł,  niedając  już na zapytania jenerała żadnej odpowiedzi.
Dzień już skłaniał się ku wieczorowi, postawiono więc dalsze badania do jutra. Zawisza, pod  baczną strażą. odwieziony został do więzienia za Wolskiemi rogatkami. Nazajutrz rano. oficer robiący przegląd więzienia, w celi Zawiszy nieznalazł nikogo.
Różne wieści rozeszły się o tem cudownem, możnaby powiedzieć uwolnieniu się Zawiszy; jedni utrzymywali, że jenerał, przed którym go naprzód stawiono, uderzony niesłychanem dotąd
bohaterstwem młodzieńca, którego znał dobrze rodzinę, sam mu podczas nocy ułatwił ucieczkę. Mówiono półgłosem i oglądając się do koła po salonach Warszawy, że jakaś zamaskowana kobieta
przekupiła straż i uprowadzić zdołała więźnia; inni powtarzając tęż samą wieść dodawali, że urzędnika moskiewskiego, który był razem zamknięty z Zawiszą, dla strzeżenia go, znaleziono nieżywego, otrutego, czy też zabitego sztyletem. Inni znowu zapewniali, że Zawisza znalazlszy się na chwilę na osobności z jenerałem, o którym była mowa, natarł nań ze sztyletem tak blizko, że jenerał przysiągł, uwolnić go podczas nocy, i dotrzymał słowa, z tego mianowicie powodu, to go Zawisza zapewnił o przybyciu wraz sobą do Warszawy wielu towarzyszów swoich, gotowych na  przypadek zdrady jenerała, pomścić się śmierci swego towarzysza.
Zawisza tymczasem tejże samej nocy opuściwszy szczęśliwie Warszawę, niedługo potem znalazł się w województwie Płockiem. Zebrawszy i uzbroiwszy na prędce mały oddział ochotników nad Drwęcą, rozpoczął działania swoje od rozbrojenia oddziału kozaków, blizko wsi Radziki, którzy tam pograniczną straż trzymali.
Ztamtąd na małe oddziały również pomyślnie mierzył pod Ludowcem i pod Makowem.
Arturowi Zawiszy zostało dwudziestu kilku ludzi, i tymi przedrzeć się potrafił do województwa Mazowieckiego w pierwszych dniach Lipca, i zaraz przez cały pułk piechoty i kilka szwadronów
jazdy, niedaleko Krośniewic otoczony został; po sześciu godzinach walki, na jaką tylko podobni Zawiszy ludzie odważyć się mogli, straciwszy w boju dzielnych towarzyszy swoich, z których każdy po kilku zabił nieprzyjaciół, sam zabiwszy ich pięciu, pomiędzy którymi dwóch było oficerów, upadł nakoniec od ran i znużenia. Ci, co z nim byli do ostatniej chwili: Palmar i Wojtkiewicz, widząc nieszczęśliwego Zawiszę już u rękach moskiewskich, rzucili bron, i poszli za naczelnikiem swoim podzielić dalszy los jego, jak dzielili rozpacz i trudy. — 16go lipca potajemnie podczas nocy wprowadzono ich do Warszawy, i w temże samem więzieniu, z którego się wydobyć potrafił niedawno Zawisza, każdego z nich w osobnym lochu zamknięto.
Ze wszystkich stron Kongresowej Polski, gdzie tylko znaleziono najmniejszy ślad powstania, zwożono do Warszawj osoby płci obojej i wszystkich stanów. Chciwy krwi satelita carski, który raz jeszcze bunt Polski uśmierzył, pragnął podwładnym sobie oprawcom dostarczyć jak najwięcej ofiar; ale zeznań najmniejszych, obwiniających kogokolwiek bądź Zawisza nieuczynił. Kiedy go wyszukanemi mękami, wziętemi z dawnych tradycyi inkwizycyi hiszpańskiej dręczyli zmuszając do zeznań, spokojnie na wszystkie zapytania odpowiadał: "wspólnikami moimi są wszyscy Polacy, cały lud Polski, za którego wolnośc i niepodległość ojczyzny mojej umrę szczęśliwy; jej mściciele moimi i braci moich będą mścicielami".
Dnia 26 Listopada, całe wojsko moskiewskie składające załogę Warszawy, z działami otoczyło czworobokiem miejsce przeznaczone na egzekucyę Zawiszy; w środku czworoboku stała szubienica, ozwały się bębny, i naraz dały się słyszeć strzały z kilkudziesięciu karabinów, wymierzonych w piersi dwóch towarzyszów Zawiszy: Wojtkiewicza i Palmara, którzy z nim razem ujęci byli, i dwóch także przybyłych z Francyi, w Warszawie pojmanych: Giecołda i Szpeka. — Artur Zawisza wstępował zwolna na rusztowanie i spokojnie poglądał na lud, który, przerażony tym widokiem, gromadził się opodal poza wojskiem.

***

Potem następuje poetycki opis samej egzekucji, który już słuchaczom oszczędzimy. Puścimy tylko krótki dżingiel, a po ciąg dalszy serdecznie zapraszamy do BUW-u.

Zawisza z zadartą głową dumnie wstępował
Na drabinę — Księdzu skinieniem ręki podziękował;
Stanął na rusztowaniu! — dekret przeczytano,
I jak należy w ręce kata oddano...

Zawisza powróci niebawem na antenę w kolejnej odsłonie (uchylone będzie rondo tajemnicy trzepania i gmerania przy ostatnich słowach emissaryusza).
Stejtjun!