sobota, 18 kwietnia 2020

Lody Halbera


Porcja lodów ze słynnej lodziarni Szulima Halbera w Markach.

Zakład powstał w 1884 r. i kontynuował rodzinną tradycję wypalania lodów, zapoczątkowaną przez Arona Halbera na ulicy Dzikiej w słodkich latach 60. XIX wieku, następnie kontynuowaną przez Jankiela, Altera, Nutę oraz Hersza, a w następnym pokoleniu przez Dawida & Dawida Halberów. Podobne miejsca działały na warszawskiej Woli, Szczęśliwicach i Ochocie, czy tuż obok Marek – w Pustelniku.

Widoczne powyżej lody są też interesujące dlatego, że tylko nielicznym wyrobom tego typu udaje się dotrwać do naszych czasów. Tym się akurat udało, bo stale trzymały dystans i temperaturę ucieczki; ostrożnie omijały pazerność, konsumpcję, kredyty we frankach i niemieckie patrole. Zostały schwytane na Białołęce lub Żeraniu.

piątek, 17 kwietnia 2020

Pocztówki z Salvadora dalí



Dalí, rzucili żabci mrówki miast masek. Na kasie, na magazynie, na twierdzy pan podchorąży zawsze z powstaniem zdąży do listopada z kolan.
Żyrafa wciąż sobie spłonie szarym płomieniem.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Odlot na wschód


Wczorajszy bombowiec żegnany przez wieżę tower i garść polnych maków lub ptaków (poniżej).


Na Okęcie dostarczył 18 słoni, ale i tak wybuchła afera, że za drogo i za mało. Jest niepokojąco cichy jak na swój wiek. Wraca po chińskie maski i zdrowe przebranie dla wszystkich narodów. Znów będzie tankował w Ałmacie.

środa, 15 kwietnia 2020

Okno słońca dni ostatnich


Barwne, ale puste są i spięte. Dobrze pamiętamy.

Głębiej Karmelicka, bokiem Niska. W dole przeminięta podstawówka nr 122 imienia Hanki Sawickiej, w której miejscu w czasie getta paliły się budynki Niskiej 23, 25 i człowiek skakał z okien, i Niemiec robił zdjęcie mu, a zdjęcie stało się później znane przez galerię Jürgena Stroopa. Po latach ma sławy renesans, gdy pokazuje się wymiennie szkołę i człowieka, człowieka i szkołe, dzieci, skok, tasuje budynek, i płot, i okno, skok... A wtedy jakiś pyta „Czy tam na balkonie stoi ktoś?”... A znawcy mu jasno prostują, że nie stoi lecz leci, leci i płonie, skoczył z okna (29 przykromi i 36 lubieto), a w ogóle to nie płonie, bez płonięcia leci, ale nikt nie zaprzeczy, bo nie wypada zaprzeczyć. Wszyscy za to zgodni, że Niemcy z małej i że do ręki nic im nie podać... i nikt nie postrzega, że szkoła, dzieci, mali uczniowie mylnie przepisani numerem 32, bo przecież trzydziesta druga to dalej - na Lewartowskiego - i że jest teraz imienia Małego Powstańca z Oddziałami Integracyjnemi, a wcześniej była bardzo Waryńskiego.
Porównywarkę zorganizował pan z fejsa w kolaboracji z bliskim Muzeum Żydów Polskich. Ustalono ulicę, parkan, adresy, szkołę, sztropy, że tacy to „spadochroniarze”, ale pana co spadł w śmierć nie oznaczono, nie ustalono. Pozostał anonimowy.

Obłęd się oszalał. Przodują algortmy i autorzy.


wtorek, 14 kwietnia 2020

Smuga cienia muranowska, czarna


Rzadkie zjawisko cienia smugi zdjęte przez plamę aparatu o 16.00 w Muranów, przedwczoraj. Rzadkie, bo widziane od święta i już w kryzysie latania (z zatrzaśniętym niebem). Tym bardziej, dziś przylatuje na Okęcie najbardziej boisko piłkarskie świata – Antonow An-225 Mrija – z misją masek i kombinezonów, ale nie można patrzeć, bo to zaraźliwe. Trzeba wybrać: albo sport, albo zdrowie.

Do teraz już aż dwa razy przypadkowo widzieliśmy ciut mniejsze boiska – An-124 Rusłan – raz na zagranicy, raz na wsi i wrażenie z patrzenia jest spore.


poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Smacznego lajka


wtorek, 31 marca 2020

Odwiedzajcie Polskę!



Kraj zamknięty stąd specyficzna zachęta do odwiedzin.
 „Vizytujcie Laponię” to reklama Ligi Popierania Zwiedzania PKP roku pamiętnego, o którym pamiętamy, by o nim nie zapomnieć 1 września, bo pamięć jest ważna.  Ewidentna przemoc domowa.

Jest teraz taka strona, Pikio.pl się nazywa, i tam tak się pisze, tam takie nowopisanie się uprawia nowoczesne, tak że my też będziemy tak pisać, bo pewnie tak trzeba i jak jest napisane to ktoś przeczyta, aby się dostosować do stosu, bo stos ten to przyszłość.
Czas start!
No i to „Visitez Lapolonię” jest tera na pierwszej stronie e-buwu, elektrycznej biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, który pewnie został sprzedany zagranicę, bo zmieniła nazwę i nazywa się tera zupełnie zagranicznie i obco – Crispa. Trochę nas to wpierwwkurwiło, bo poleciały nam wszystkie zbierane linki do wszystkich starych gazet, żeby je rocznikami ściągać na dysk i wtedy szukać różnych rzeczy, albowiem szukanie u siebie jest tysiąckroć bardziej efektywne niż u obcych – nie u siebie i na nieznanym dysku, nieznanego wytwórcy, dodatkowo podłączonego do łącza, gdzie wszystko jest powoli lub bardzo powoli. Teraz jednak trochę się odszczekujemy, bo głębszym wejrzeniu nie jest to takie straszne, jak mogłoby się malować na początku to Crispa.uw.edu.pl.

W ogóle to przeraził nas skok na fajerwerki i ładne obrazki, który dzieje się od pewnego czasu w rzeczywistości bibliotecznej cyfrowej i który zapoczątkowała Polona, gdzie zaczęło się dziać tak, że nic nie można było znaleźć i nerwy, i nerwy, i strata czasu, czasu, czasu, ale dobrze, że chociaż pdfy. Obecnie wciąż dzielnie opiera się biblioteka mazowiecka, tzw. embec, pisany „mbc” - elektryczne rozwinięcie biblioteki na Koszykowej i oby trwała w tej formie jak najdłużej, bo forma biblioteki bez perfumy i świecideł jest najwłaściwsza. Trwaj nam embecu trwaj jak najdzielniej bez tych galeryjek i supermarketu!

Wracając do reklamy zwiedzania to widzimy jak Lapończyk z lewej właśnie ściął już głowę w spódnicy, głowa odlatuje, wzbudza to przestrach tego Francuza w kapeluszu i z wyjątkowo dużym dzieckiem na ręku, dziewczynką.

Visitez la Pologne!

niedziela, 22 marca 2020

Wirusy, wulkany się ckną. Czarna wiosna.


Wirusy się budzą, wulkany się budzą. Pączkują się strachy i omeny. Namnażają kultury w ogrodzie Hosera. Za rogiem czai się bez.

Wiosna!

W środę 18 marca ocknął się jeden z wielu okolicznych wulkanów – stożek Jawczycki, leżący we wiosce Jawczyce obok folwarku Warszawski Rolno-Spożywczy Rynek Hurtowy w Broniszach. W rejonie Warszawy jest tego duuużo. Ciągle coś dymi. Najbardziej śpiące tutejsze wulkany to górka na Moczydle, Radiowo i Kupa na Ursynowie.
Akurat szliśmy patrzeć wirus i tu taki groźny i zaraźliwie piękny widok na Sokołowskiej się zdarzył – tam gdzie jeszcze niedawno hasał Hłasko i Baza Sokołowska. Tak musiałoby wyglądać Powstanie Warszawskie, gdyby było Podwarszawskie, działo się pod Warszawą, gdzieś hen wśród kalafiorów i cebuli pod Konotopą i marchewkowych zagonów pod Umiastowem...  Co prawda, widocznego w kadrze dżentelmena z teczką i w meloniku zupełnie ten widok nie ruszył, również tych młodzieńców na ławeczce mających ostentacyjnie grozę tyłem, ale nas zamurowało, aż krzyknęliśmy "Au!".


Błyskawicznie nadeszły mutacje. Istota widoczna przed maską próbowała nam sprzedać kiszone ogórki, zatopione w plastikowej, pięciolitrowej bańce:

– Domowe! Ekstra! Pan spróbuje.

Gdy grzecznie odmówiliśmy, mówiąc, że nie jemy mięsa, wyraźnie rozczarowana popełzła dalej, na odchodne rzucając zagadkowe zaklęcie:

– A do gaszenia to trzeba mieć jaja!

Poniżej kilka ujęć widzianych czarno-białemi oczami czerwonej istoty, gdy stopniowo oddalała się w kierunku Górczewskiej..


Dym z płonącego wulkanu majestatycznie unosił się ponad Wolą, odpływał na wschód trzymając się głównego traktu – ulicy Wolskiej. Potęgował i tak już dużą atmosferę strachu, co trzyma ludzkość w szachu, w kulki z nami gra.
Główny banał wynikający z tej historii to, że warszawskie dymy podróżują zazwyczaj równoleżnikowo, na boki, ze zachodu na wschód, zaś sprzedawcy korniszonów poruszają się południkowo, czyli na osi północ-południe (góra-dół). To tyle z dołu.




czwartek, 12 marca 2020

Świadkowie Dmowskiego


Charakterystyczny wąs i sombrero! – to oczywiście Roman Dmowski, prosto z plakatu o trudnej sytuacji krajowej.



Rolandmowski jest jednym z serii kilku najbardziej polskich ojców sportretowanych przez naszego najnarodowszego plakacistę Wojciech Korkuć w hołdzie niemiecka grupa Kraftwerk z okresa „Kawiarnia Elektryczna”.
Omijając niezaprzeczalną sztukę kunst zastanawiający jest wybór akurat tego, nie oszukujmy się, dość przecież małosławnego albumu. Niemiecka Elektrownia ma w swoim dorobku wiele o wiele lepszych percepcji w ucho i dla pieniędzy, za to „Electric Café” (1986) nie spotkać się już z każdym wielkim sukcesem i osiągnąć jedynie nr 58 na liście. Co więcej, w prawie pół dekady niemieckiej przerwy utraciły Kraftwerk kluczowe znaczenie w karierze, w co wjechali Depeche. Może chodziło o Ralf Hütter i jego rowerowy? Może, że herr Bob Ludwig? Trudno orzec. Licencja poetika grafika.  W każdym razie seria ojców jest kolorowa i świetna.