niedziela, 7 listopada 2010

Dia de los muertos.

Dzień pierwszy. Przygoda pierwsza — z przyrodą.

1 listopada, redaktorki pojechały odwiedzić familię mieszkającą na Cm. wawrzyszewskim i zapalić niebieską lampkę. Wracając zwiedziły odruchowo wykop ciągnący się wzdłuż Wólczyńskiej. Znalazły:  dwie ciekawe cegiełki i wielką bryłę czegoś, co po pobieżnym oczyszczeniu okazało się gąsiennicą, zaś po dalszej identyfikacji trzema ogniwami gąsiennicy Panzer IV.


Pomimo, że redakcja z grubsza jest niezaskakiwalna to znalezienie kawałka niemieckiego czołgu w Warszawie 2010 jest jednak dość zaskakujące. Obok tłumy ludzi zmierzające na cmentarz, na przeciwko Leklerk a poniżej czołg.

Następnego dnia, redaktorki ponownie stawiały tam lampki i przy okazji poszły zerknąć, czy na Wólczyńskiej nie ma czołgu dalszego ciągu. Niestety, z lekkim żalem stwierdzono, że dół jest zasypany i czołg w nocy odjechał..



 DANE TAKTYCZNO-TECHNICZNE 

Taki sam typ gąsiennic — Kgs 61/400/120 — używało wiele faszystowskich pojazdów skonsumowanych na bazie Pz.Kpfw IV, np. Stug, Jagdpanzer, Hummel, Brummbär, itd, także może to być niekoniecznie pamiątka po Panzer IV. Np. Brummbär szalał po Warszawie w sierpniu 44, Stugi też.


***

Dzień drugi. Przygoda druga — Decoy.

2 listopada, w Todos Santos, redaktorki wybrały się także na cmentarz kalwiński, niosąc niebieskie światełko dla Kazika G.
Ze względu na to, że ostatnie piniądze z redakcyjnej kasy poszły na znicze, redaktorków skręcał dojmujący brak nikotyny (redakcja pozbawiona oparów dymu papierosa to żadna redakcja). Idziemy jednak twardo Młynarską, dumamy o braku dymu, myślimy o pustce w płucach. Modlimy się po cichu o hojność nałogowych ewangelików.

Wtem! — jak mawia Tytus — na chodniku pojawia się calutka paczka Winstonów!


O Wszyscy Święci! O Kazimierzu Gie! Aż na taką hojność nie liczyliśmy!
Mogliście co prawda wyczarowywać Kamelelajty a nie mentole, ale i tak Wasza cudowna przesyłka jest radością nieocenioną!
Natychmiast zapalamy fajkę, bierzemy pierwszego, głębokiego macha i dostajemy gwałtownego ataku kaszlu.. Z pośpiechu zapaliliśmy filtr. Bierzemy następną fajkę i.. to samo! Przyglądamy się uważnie papierosom. Okazuje się, że mają filtry z obu stron, właściwie to jeden długaśny filtr owinięty w bibułkę. Cała paczka to atrapa, złośliwy decoy, drwina z uzależnionych.
A już na skutek tego cudownego, odgórnego wstawiennictwa redaktorki chciały wrócić na łono..
Zabraliśmy je do redakcji jako cudu świadectwo.

***

Dzień drugi. Przygoda trzecia — burger.

Wieczorem poszliśmy w intrtesach na getto. Po uzupełnieniu zapasu nikotyny poszliśmy przy okazji spojrzeć w Muzeum Historii Żydów. 


Historia Żydów pnie się w górę, intrygując i ciekawiąc. Na tym etapie przypomina jeden z lewelów Quejka, co przyjęliśmy życzliwymi oklaskami.

Przy Pomniku Bohaterów Getta znaleźliśmy pożydowski artefakt — pohamburgerowe pudełko z pierwszej dekady XXI w. Wzięliśmy je jako egzotyczną ciekawostkę i kontrapunkt dla naszej kolekcji szczątków getta XX-wiecznego.



piątek, 5 listopada 2010

Kiedy rozum śpi, budzą się kontenery budowlane


.. Na Płockiej, przy źródełku.



wtorek, 2 listopada 2010

Odbudujmy getto!


Tematyka żydowska często przewija się na kolegiach redakcyjnych Lokalnego — niebawem kolejny nr — Obserwatora. Szczególnie, że jego pierwsza siedziba odbywała się na Muranowie, na ulicy Niskiej, na terenie getta.
Żydowska historia, żydowskie zwyczaje, żydowska kultura, żydowski mistycyzm i pożydowskie okruchy znajdowane pod ziemią. Cała ta świadomość, że pod poziomem chodnika leży pogrzebana starożytna cywilizacja towarzyszy redakcji nieustannie.

Dlatego też Lokalny Obserwator wychodzi z inicjatywą rewitalizacji getta! 

Pierwsze koty zostałe już posunięte — stolicę odwiedzają tłumnie wycieczki młodych Izraelczyków, na Muranowie powstają nowe latarnie, nieczynne w sobotę kawiarnie, nowe miejsca pamięci, gazety i blogi, a na placu przy Lewartowskiego w błyskawicznym tempie budowane jest Muzeum Historii Żydów Polskich [w dalszym planie na zdjęciu, tam gdzie widać dźwigi]
Po  drugiej stronie Marchlewskiego równie dynamicznie posuwa się rewitalizacja chłodem, której kulminacją będzie symboliczne podkreślenie miejsca gdzie stała Kładka. 

Odbudowę getta można by rozpocząć od odkopania fundamentów przedwojennych kamienic. Wystarczy tylko zdjąć warstwę ziemi ze sztucznych nasypów, na których stoją muranowskie osiedla, (np. na Nowolipkach, Dzielnej, Świerczewskiego), socrealistycznego Muranowa nikt nie będzie raczej żałował, poza tym i tak wszyscy myślą, że jego nazwa powstała na cześć bohaterskich drużyn murarskich.
Drugą sensowną opcją jest rozkopanie każdego wolnego skrawka zieleni, odsłonięcie tym samym piwnic i stworzenie tam miejsc skupienia z przeszłością, wciągających turystów niczym muchy w sieć  ruin Pompei.
My byśmy odbudowywali a Warszawska Gmina Żydowska zadbałaby o zaplecze hotelarskie, handlowe i marketingowe.

Zresztą gmina żydowska już wyszła z inicjatywą! 2 miesiące temu, do urzędu miasta wpłynął ich wniosek o wydanie pozwolenia na zabudowę — widocznego na górnym zdjęciu — placyku.
Ma tam powstać 8-mio piętrowy hotel, podziemny parking oraz centrum kultury żydowskiej.
Teren znajduje się pomiędzy kopcem Anielewicza przy Miłej [widocznego z lewej strony fotki] a blokami przy Niskiej (wschodnią granicą jest ul. Dubois, zachodnią — boisko szkoły przy Niskiej).

Odpowiedzi urzędu jeszcze nie ma, za to pojawił się już ostry protest mieszkańców sąsiadnich bloków, którym wizja odebrania światła słonecznego i jedynego w pobliżu kawałka trawy, jakoś niespecjalnie przypadł do gustu. Mieszkańcy protestują też z powodu braku jakichkolwiek konsultacji w temacie odbudowy getta. Obawiają się, że zostaną postawieni przed faktami dokonanymi.

Ta sprawa jest dosyć świeża — minęły niecałe 2 tygodnie, od kiedy mieszkańcy Niskiej dowiedzieli się o hotelowo-kulturalnych planach — ale kilka lat temu odbyła się już dzika rozróba o to samo miejsce, gdy developer chciał postawić tam komercyjne apartamenta.
Wtedy stroną protestującą była gmina żydowska. Twierdzili, że miejsce, tuż obok kopca nie może zostać zabudowane, cytując: 

"... charakter pomnika i postać, którą upamiętnia oraz jego otoczenie powinno sprzyjać refleksji oraz zadumie a ponadto umożliwiać w sposób niezakłócony organizację i przebieg rocznicowych, i innych uroczystości upamiętniających postać M. Anielewicza oraz powstanie w gettcie".

A także: 

"... niedopuszczalne jest lokalizowanie w bezpośrednim otoczeniu kopca miejsc postojowych dla samochodów, funkcji rekreacyjnych, placow zbaw dla dzieci oraz zalecane jest postawienie między projektowanym budynkiem a otoczeniem kopca terenu zielonego, ewentualnie z ciągiem komunikacji pieszej".

Padły wtedy również argumenty natury technicznej, m. in.:

"... prowadzenie przez dłuższy czas zaawansowanych prac ziemnych w pobliżu obiektu może stworzyć realne zagrożenie dla konstrukcji kopca".

Jeśli obecnie mieszkańcy Niskiej będą równie skuteczni co Żydzi kilka lat temu, to odbudowa getta może utknąć w ślepym zaułku... Byleby tylko nie wymachiwali krzyżem, bo święta wojna może wybuchnąć.
Póki co — 4 listopada (o 17.30) — spotkają się z burmistrzem Śródmieścia, aby wymienić kilka (lub kilkaset) kulturalnych uwag.


Lokalni Obserwatorzy, będą patrzeć z uwagą w rozwój wypadków, komentować go i donosić na eterycznej wolskiej fali. Obserwatorzy nie chcą opowiadać się po żadnej ze stron, bo przyklei nam się łatka. Choć bardzo nie lubią hipokryzji i arogancji. 

Okolice Woli > A2


Śledzona była jesienna autostrada Adwa, blisko, bo niedaleko.
Autostradą tą Mazowsze pojawi się wreszcie w XX-ym wieku, rozkorkują się przykorkowane jezdnie stolicy a kierowcy przestaną używać brzydkich wyrazów.
Na odcinku południowym powbijano słupki i już lada dzień w przyrodzie poleje się asfalt.

Oto kilka dodatkowych mignięć ze słupków i tabliczek:


To właśnie stamtąd nadjedzie asfalt. Zginą miliony istnień — robaczki, bakterie i potencjalne ryby; ptakom przemieszają się korytarze napowietrzne i zaprzestaną piskląt.
Na wielką drogę nie może się za to doczekać właściciel wielkiej willi (środek zdj., w oddali). Wybudował ją wiedząc o przyszłej autostradzie i — przede wszystkim — że  odszkodowania będą płacone od kubatury. 

środa, 27 października 2010

Wiatraki


To fragment niemieckiej Karte des westlichen Russlands z 1915/16 roku,
z niesamowicie ekspresyjnego rozdziału poświęconego Woli. No bo tyle się mówi o tych wolskich wariatkach —  że było ich miliony, że to był niesamowity widok przy wjeździe do Warszawy od zachodu, że wolscy młynarze to były barwne persony, itede, itepe.
Poza Niemcami powyżej, chiba nikt nigdy nie zrobił wizualizacji tego zjawiska.
Widok faktycznie musiał być imponujący. (Zakładam, przy niemieckiej skrupulatności, że odnotowany jest każdy wiatrak). Niestety widok szybko się zdezaktualizował: wiatraki spalili wycofywujący się Rosjanie.

I to by było na tyle.

__________________________ pauza 

:) ... gdyby nie to, że urząd dz. Wola chciał postawić taki wiatrak w parku Sowińskiego.
Cel był szczytny i słuszny: wiatrak jako pomnik wiatraka symbolizujący Wolę. Abstrachując od widoku z mapy to przecież przetrwało tutaj wiele śladów po młynarskiej przeszłości, chociażby w nazwach (Żytnia, Młynarska, rondo wolnego Tybetu) lub w ogromnie rozwiniętej populacji gołębi. Brakowało tylko prostego symbolu, który by te wszystkie ślady podsumował i historycznie, i formalnie. Postawienie na Woli autentycznego "koźlaka" było faktycznie fajnym pomysłem.

Niestety wyszło tak jak zwykle: Wiatrak z Woli jak Moulin Rouge?

Oprócz tak jak zwykłości, w powyższym artykule niesamowite są sumy, ktore tam fruwają. To jakiś wyższy pułap wtajemniczenia na linii: parę desek
z belką w środku — a — Kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci (etc.).

Dla przypomnienia, budowa wiatraka wygląda następująco:

ryc. podebrana stąd.

Nie wiem, może urząd Woli chce przy okazji odtworzyć jakiegoś
XIX-wiecznego budowniczego wiatraków? i ta kasa idzie na tajne laboratorium genetyczne w piwnicach urzędu?

Nie lepiej byłoby zakończyć całą tą farsę (ale teraz to nie ja to mówię, ja tylko powtarzam, co usłyszałem wśrod społeczeństwa) i zrekonstruować koźlaka
z zapałek? Byłoby po taniości, efektownie i od razu każdy wiedziałby, że to wiatrak, bo u każdego taki sam w mniejszej skali stoi na telewizorze (lub stał — te nowoczesne telewizory są niestety niestawialne).

I jeszcze, w szczęśliwym finale — bo itak już mi się roztyradowało — zaprezentuję oficjalne logo urzędu dzielnicy Wola.


Symbolem dzielnicy jest zarys jej granic. W sumie to genialne rozwiązanie. Rewolucyjne wręcz.
Przecież każdy mieszkaniec Woli już od urodzenia nosi ten kontur w sercu. Spytasz tutaj kogokolwiek z czym mu się kojarzy jego dzielnica, to wyjmie flamaster i w sekundę machnie odpowiedź rysując ową piękną i syntetyczną formę.
Szkoda, że nie wpisano w nią mapy ulic, komunikacji i sklepów nocnych
a całą przestrzeń zamalowała nazwa z małej litery fancy fontem. Takie logo byłoby wtedy bardzo praktyczne i spełniało rolę edukacyjną utrwalania syntezy u przyjezdnych.

Pozostaje jednak pytanie dlaczego namolawali mapkę konturową a nie wiatrak? Wiem, wiem... - wiatrak ma skomplikowany kształt i żadnej syntezy nie dałoby się z tego wycisnąć, na logo się nie nadaje. Ale byłoby to historycznie i symbolicznie uzasadnione (i by nie trzeba było przerabiać znaku w momencie gdy kontur Woli popłynie Górczewską lub Połczyńską
na zachód).

Niestety nie mam szansy zmierzyć podpisa autora, bo jego nazwisko pozostaje pilnie strzeżoną tajemnicą urzędu. Poza tem, autor raczej nie podpisuje loga (poza A. Pągowski ©, oczywiście ;).

Podejrzewam, że cała sytuacja z projektowaniem tego znaku, mogła wyglądać tak: burza rozumów w urzędzie, eureka! (zróbmy kontur!), zakup grafika (zrób pan kontur! Artystycznie wyżyje się pan malując literki), modyfikacja literek (Co takie małe? Literki mają być większe!), burza muzgów, akceptacja, dostawienie w łordzie jeszcze więcej i jeszcze większych literek w ramach obowiązków służbowych któregoś z urzędników, gratulacje, uściski, premia itp.

Mówię tak, bo kiedyś rozmawiałem z jednym grafikiem i on mówił mi, że tak to zazwyczaj wygląda, że to nie on, ale to oni.

A wczoraj rozmawiałem z bezdomnym Olkiem dowiedziawszy się następujących ciekawostek z tamtego świata: 

a. Bezdomny może ubiegać się o pomoc z Opieki Społecznej, pod warunkiem, że posiada meldunek.
b. Noc w schronisku kosztuje bezdomnego 5 zł.
c. W jedynym wolskim kościele otwartym w nocy dla bezdomnych, na Deotymy, można spać pod warunkiem, że się nie zaśnie - jak się zaśnie, to się wylatuje. Od niezasypiania jest tam specjalny kapo.

I to tyle w tematach to i tamto.

wtorek, 26 października 2010

Wieczorna zagłada


Nastrojowa zagłada. Melanholijna.

Miała miejsce 2 tyg. temu, w okolicach orła pod Nasielskiem z poprzeniej notki.
Jest bardzo oburzające — typu hańba/niegodziwość — iż zagłada, tak piękna zagłada, w ogóle nie została odnotowana! To kolejny dowód na zakłamanie i masową obłudę mediów. To kolejne czarno na białym, że media łżą i plwają na prawdę! na światowy spisek spismaków, z Kurierem Wolskim i Gazetą Wyborzczą na czele!

Ale zaprawdę powiadamwam, iż Pan Bóg nierychliwy, lecz sprawiedliwy i już niebawem to wszystko się skończy.

Gniazda zostają


Na zakończenie dzisiejszej ptasiej trylogii: gniazdo sroki.

Pojawiło się przed oknami redakcji na wiosnę, wraz z właścicielką. Ucieszyliśmy sie bardzo, bo bardzo lubimy sroki. Mieszkała tam ze dwa miesiace z hakiem. Chyba się nie okociła, bo nie było najmniejszej oznaki, że sroki jest tam więcej. Poza tem, obserwację utrudniały liście. Któregoś dnia wyleciała i słuch o niej zaginął..
Niewątpliwie ucieszyły się z tego faktu gołębie, które chyba podpisały ze sroka jakiś pakt o nieagresji i przez cały ten czas skrzętnie omijały nasz parapet.  Niesamowite są ptasie obyczaje..

Niestety, nie udało się jej uwiecznić, bo była megapłochliwa i przy najmniejszym ruchu uciekała. Ale jeśli ktoś jest ciekawy (lub nie wie jak wyglada sroka), to mogę ja zeszkicować w ołówku.

Wyczerpując zaś temat ostatnich ptasich obserwacji, to dzisiaj w nocy widziałem przelatujące za oknem wielkie stado nietoperzy (ze 30, 40 egzemplarzy, może tysiąc.. - w przeciągu dwóch sekund nie zdążyłem ich policzyć). To był niesamowity widok: bezlistne drzewo na pierwszym planie (te z gniazdem) a w tle księżyc i przelatująca flota nietoperzy.

Z kolei, 2 tyg. temu, pod Nasielskiem, widziałem orła.

(Oba te wydarzenia, także mogę zeszkicować lub wyrzeźbić w glinie).

Papugi przychodzą


W piątek, gdy tak fajnie wiało, przywiało przed redakcyjne okno dwie papużki.

I od razu, zagadka! — Do jakiego konkretnie gatunku należą owe ptaki? (podpowiem, że w pytaniu gnieździ się nieprawda).

Nagrodą dla zwyciezcy będzie zwycięstwo, plus możliwość wysłania płatnego smsa do jakiejś fundacji wspomagajacej cegły lub gołębie.

Gołębie odchodzą

Cytata:  ... a pewny jestem tego tak, jak
że dożyję do własnej śmierci.  
Półciężki pięściarz i gangster Dawid K. "Cygan" przed walką

Wstęp: Nie ma co owijać prawdy, że gołębie — tak jak i niektórzy ludzie — czasami umierają. Umieranie wpisane jest w system nieustannej podróży od punktu A do punktu B i — według stanu obecnej wiedzy — żadnemu żyjątku nie udało tego przeskoczyć *. Umieramy w momencie narodzin, rodzimy umierając.
Patrząc na to z szerszej perspektywy to oba te punkty nie istnieją - istnieje tylko istnienie.
I wszyscy jesteśmy wszystkim. Także gołębiami.


Meritum: (Wracając na Wolę)
Kilka dni temu, ponownie spotkałem bidnego, odrealnionego gołębia, który zastygł w bezruchu wciśnięty w ścianę tuż przy dziurze piwnicznej. Ocknał się tylko na chwilę, gdy dostał trochę ziaren. Zaraz potem, wszedł do dziury i wpadł w czeluść.
Sadziłem, że to koniec, ale po kilku chwilach udało mu się jakoś wygramolić. Przycupnął na brzegu otworu, zamknął ślepka i ponownie zapadł w śpiączkę.
Po godzinie, jak wrócilem do domu, ciągle tam był. Dostał ziarna i wodę. Wypił trochę, skubnał parę ziaren i znieruchomiał.
Wracałem tam jeszcze kilka razy. Woda była, pszenica była, gołębia już nie.

Wniosek: Gołębie na Płockiej chodzą w dziurę piwniczna, aby odlecieć na wieczny parapet. 
Wyjaśniła się zagadka sprzed dwóch miesięcy.


Z okazji nadchodzących świąt,
w imieniu redakcji — kolejny numer wkrótce — Lokalnego Obserwatora, 
wszystkim gołębiom składamy nieustannych, 
wesołych stu lat! 

________________________
* nie licząc bogów i wampirów