Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ptactwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ptactwo. Pokaż wszystkie posty

sobota, 20 sierpnia 2011

gtwb 46 > o zapachach


Nowy zapach firmy Siekiera, który obecnie wisi i woni w ekspresyjnej witrynce róg Płocka/Wolska.

Poniżej jeden z wolskich aniołów, który mu (jej) uległ.


Jednak źródła zapachowe stolicy, które najbardziej bierzemy pod uwagę to: piekarnie o świcie, podkłady kolejowe (niezależnie od pory), rurki z kremem z Wolskiej 44 i oddech fabryki Wedla na Kamionku.
Reszta to już zapachy napływowe.

Ciekawe doznania poznawcze gwarantuje również przejście śluzą dezynfekcyjną oddzielającą dwa zapachowe światy: centralnodworcowy i złototarasowy. 

sobota, 28 maja 2011

Dotleniacz Centralny > edycja 2011


Szczęśliwie, odbyła się wiosenna reaktywacja Centralnego Dotleniacza — samowolki przyrodniczej, która wyrosła naprzeciwko Dw. Centralnego (mówiliśmy już o tem w zeszłym roku).

W aktualnej odsłonie, to najbardziej innowacyjne, entuzjastyczne
i dynamicznie rozwijające się bajorko Europy Środkowo-Wschodniej posiada własnych lokatorów.


Zdjęcia z początku miesiąca, więc lokatorzy mogli już wyrosnąć, odlecieć lub posilić bezdomnych.


Za to niedługo zakwitnie pałka wodna.

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
WIADOMOŚĆ z OSTATNIEGO WCZORAJ

Pałka już zakwitła!
(Chodź kochanie w Aleje, pokażę ci pałkę.)

Po kaczkach ani śladu.


(W przyszłym roku w menu ma być jesiotr i sum).
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _


niedziela, 3 kwietnia 2011

Orłonarodzenie


Dzisiaj ujrzała światło zawartość pierwszego jajka zagranicznego
— AMERYKAŃSKIEGO — bielika.
Zostały jeszcze dwa. Czy wyjadą z nich równie przerażające istoty, okaże się
w ciągu kilku następnych dni.

Z kolei sześciogłowy smok z Kaliforni — płomykówka, rozrasta się płynnie
i bez przeszkód. Jego poszczególne segmenty coraz bardziej przypominają rysy docelowego demona.


[Przypominamy, że orły można podglądać tutaj, zaś sowy są tutaj].

Z Ameryki wracamy na Płocką. Tutaj, przez ostatni tydzień, sroki kombinowały coś z gniazdem za redakcyjnym oknem, ale się niestety rozmyśliły i poszły budować obok.


Poza tym, większych ruchów w lokalnym powietrzu nie odnotowano.
Powietrze jest tu jak zawsze morowe i spisuje się na medal.

czwartek, 10 marca 2011

PTAK Tv

Taka nie może być sprawa doniosłej wagi wynikła przy okazji lajfpatrzenia żeby Discovery doleciał w jednym kawałku.
Jedna sprawa to żywe amerykańskie orły na żywo w nowoczesnej rozdzielczości. Robią o wiele większe wrażanie niż NASA-kosmosy. Siedzą, jedzą, pokrzykują, patrzą na nas, a my na nich. W dodatku wysiadują.
Do tej pory byliśmy sceptyczni do lajfkamów, ale to bracie, to potęga! Bez dwóch zdań, potęga!



A to poniżej na jednym ślizgu via Ustream: sowy. Jeden sów, wyglądający jak grzyb i 6 dziwacznych pisklaków. Właśnie rozpracowały jakieś małe żyjątko z ogonem. Żyjątko, bo było całkiem żywe, dopóki koniuszek tego ogona nie zniknął w dziobie jednego z piskląt (tego najmłodszego; to nasz faworyt).

Po niemieckim Bahn TV, odnaleźliśmy wreszcie telewizję na tematy istotne.



Smacznego!

środa, 9 marca 2011

Nieostre anioły

Te fruwające embriony to wczorajsze zdarzenie z ptactwem krążącym nad zderzeniem Jana Pawła z Świerczewskiego. Warte odnotowania, bo kiedyś już widzieliśmy taką scenę w mniejszej skali: w środku nocy 3 białe anioły, delikatnie fosforyzujące w światłach miasta, przefrunęły nam majestatycznie nad głowami..

Tego typu zobrazowanie artyści nazywają impresją. Jeśli chcą postawić
na niej kropkę skończoności nazywają np. "Impresją XXVII" i wstawiają
w ramki. Na drugim biegunie są miłośnicy renderingów i dokładnej pixelizacji, z ducha politechnicznego raczej pochodzący, niż bycia krejzi jak ich poprzednicy. Poniższy chwytochwil byłby dla nich absolutnie dyskwa—
lifikujący i nazwaliby go wprostskandalicznymnieporozumieniem.

Generalnie, rozchodzi się o to by:

a) uwypuklić i zapamiętać chęć posiadania przez redakcję takiej aparatury
co zarejestrowałaby powyższy uchwyt z należytą ostrością i starannością.

b) zmobilizować słuchacza do własnych refleksji nad krotochwilną sublimacją sacrum w sprofanowanym brutalną metropolizacją mechanice codzienności masowej oraz sprowokować do wejścia w głębsze rozterki nad sceną wspomnienia fosforyzującego.

[zrobić sprawdzian po upływie 1-go trymestru]

niedziela, 26 grudnia 2010

Wigilia poranna

... czyli 24.XII.2010 godz. 7 rano, droga ze wschodniego zachodu wzwyż — ku północy.



Pozostały ciąg przeźroczy ciągnie się na pokazywarce.
ZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcieZdjęcie

poniedziałek, 29 listopada 2010

Kolumbowie > zaczątek

Jedną z nitek nabateryjkowego kłębka, od foty Dw. Zachodniego poczętego, są "Kolumbowie"  Morgensterna (w jednym z syntetycznych ujęć wspomnieliśwa ze szwagrem o zamachu na "Panienkę"). Mamy zamiar ten temat drążyć do najdrobniejszego atomu.
Dzisiaj zaczątek, czyli to co lubieto: cegiełki + gołąbki, w dodatku zacytowane z "Kolumbów".


Wersja alfa czołówki (bez napisów).

Początek serialu to, naszym zdaniem, arcymajstersztyk! Nie dość, że cegły nigdy chyba nie odegrały tak ważnej roli w filmie, to prostota tego pomysłu, klimat i uroda skamerowania są po prostu zmiażdżące.
Teraz czołówki w filmach prześcigają się w ekwilibrystycznych sztuczkach, Afterefektach, Majach i innych renderingach a tutaj mamy mur z cegieł *, napisy białą farbą i walącą po grdyce muzykę Matuszkiewicza w tle. Kapelino z głów przed panem Gwiazda Poranna!



Z kolei gołębie ** odgrywają kluczową rolę na początku 4-go odcinka serialu
(pt. "Oto dziś"). — Gwałtowne zerwanie do lotu gołębi spłoszonych serią wystrzałów, ilustruje moment wybuchu Powstania. Kolejny arcymajstersztyk. I kolejny przykład prostoty w mówieniu o rzeczach najważniejszych. No i ta symboliczna "warszawskość" całego przekazu...
Pewnie niemiłośnicy gołębi zrobiliby tą scenę z udziałem latających syrenek. Syrenki latałyby z bimbałkami na wierzchu, z fajną szabelką i — co najistotniejsze — nie defekowałyby po parapetach. A z taką mieszanką seksu i higieny sukces komercyjny byłby murowany.

W wywiadzie z reżyserem w GW, mówi on, że kluczem do filmu, o którym widz będzie pamiętał przez kilka następnych wcieleń, jest umiejętność "wzięcia go za mordę".
W "Kolumbach", Obserwator jest brany za mordę wielokrotnie. Wyprowadzonych jest też kilka szybkich prostych w szczękę, dwa lewe sierpowe a całość ociera się
o nokaut.



Warszawiaku! czy wiesz że... że miarą twojej warszawskości jest również stosunek do gołębi?


Stej na antenie.
Kolumbowie niebawem powrócą! Wraz z nimi zainauguruje działalność
I. Warszawska Grupa Rekonstrukcji Filmu Historycznego.
To będzie chwilowa wiekopomność! Odtwarzacze esesmanów miejcie się
na baczności.

________________
 * Niestety nie widać poklatkowo ani jednego stempelka.
** Redakcji nie udało się ustalić ich imion.


poniedziałek, 22 listopada 2010

Rozmowy z catem. Spotkanie drugie.


Wczoraj rano, spotkałem spodkościelnego łowcę. W dodatku na własnym podwórku. Poznałem go po białej łatce na przedzie i morderczym spojrzeniu.

Tym razem, w menu był Gawronkiewicz (Scurvus frugilegowany).


Jak na zwierzę natury kanapowej, to wdrapał się nawet całkiem wysoko.
Zaś posiłek, który przez cały czas cierpliwie i z dużą dozą wyrozumiałości kibicował tej jego wspinaczce, w pewnym momencie powiedział wreszcie "Kra" (czyli: "cześć, niestety muszę już lecieć") i zniknął.


Kot, oczywiście całą winę za nieudane polowanie zwalił na mnie.
Dobrze pamiętał o tej myszy kościelnej sprzed kilku dni (że sam ją zjadłem).
Próbowalem go udobruchać, wytłumaczyć, że i tak była niesmaczna, że była
z pisu, że kupię mu kitekata itede.. ale on tylko pogardliwie prychnął
i czmychnął. Zostałem na podwórku z aparatem, jak Himilsbach z angielskim.
Nawet nie zdążyłem spytać kota jak go wołają.

Z tego spotkania wynika jednak jeden niepodważalny wniosek: na Woli pojawił się nowy rozgrywający! Czyli to nie Jurek Banach, nie Olek
z Goleszowskiej, ani nawet "Czarna pantera" z Kolejowej rządzą teraz na dzielniku. Rządzi na nim Kot Czarny z Białą Łatką.

Zaś potem, trochę smutny, poszedłem topić zdjęcia w podwórkowej knajpce.


sobota, 20 listopada 2010

Dziewięć


Oprócz Róży, systematycznie ubywa gołebi na Wolskiej 67.
Cyfra wczorajszej nocy wynosi cyfrę 9.

Jeszcze tydzień, dwa i będzie, że tak powiem, po ptakach.
I bardzo dobrze! Istoty, które nie potrafią defekować w sedes, które irytują umiejętnością przemieszczania się w przestworzach nie zasługują na miano pełnoprawnych Obywateli tego miasta! (a dzielnicy Wola — dzielnicy słynącej ze swej kultury — w szczególności). Prawdziwy Obywatel nie lata i nie sra gdzie popadnie!

Za chwilę wypad w następne odliczenie. Stejtjun!

/ ps. Statystyka znikawki dostępna jest w komentarzach do cudów, które nie dają za wygraną /

sobota, 13 listopada 2010

Gołębie na eksmisji

Mieszkańcy słynącej z cudów kamienicy Wolska 67, wciąż czekają na ratunek i umożliwienie powrotu do lokali. Czekają dniami i nocami
(co na gołębie jest bardzo nietypowym zachowaniem). Jak przyjdą mrozy, to będzie je można pozbierać z chodniczka.

niedziela, 7 listopada 2010

Zadarłeś z nieodpowiednim gołębiem, amigo..


wtorek, 26 października 2010

Gniazda zostają


Na zakończenie dzisiejszej ptasiej trylogii: gniazdo sroki.

Pojawiło się przed oknami redakcji na wiosnę, wraz z właścicielką. Ucieszyliśmy sie bardzo, bo bardzo lubimy sroki. Mieszkała tam ze dwa miesiace z hakiem. Chyba się nie okociła, bo nie było najmniejszej oznaki, że sroki jest tam więcej. Poza tem, obserwację utrudniały liście. Któregoś dnia wyleciała i słuch o niej zaginął..
Niewątpliwie ucieszyły się z tego faktu gołębie, które chyba podpisały ze sroka jakiś pakt o nieagresji i przez cały ten czas skrzętnie omijały nasz parapet.  Niesamowite są ptasie obyczaje..

Niestety, nie udało się jej uwiecznić, bo była megapłochliwa i przy najmniejszym ruchu uciekała. Ale jeśli ktoś jest ciekawy (lub nie wie jak wyglada sroka), to mogę ja zeszkicować w ołówku.

Wyczerpując zaś temat ostatnich ptasich obserwacji, to dzisiaj w nocy widziałem przelatujące za oknem wielkie stado nietoperzy (ze 30, 40 egzemplarzy, może tysiąc.. - w przeciągu dwóch sekund nie zdążyłem ich policzyć). To był niesamowity widok: bezlistne drzewo na pierwszym planie (te z gniazdem) a w tle księżyc i przelatująca flota nietoperzy.

Z kolei, 2 tyg. temu, pod Nasielskiem, widziałem orła.

(Oba te wydarzenia, także mogę zeszkicować lub wyrzeźbić w glinie).

Papugi przychodzą


W piątek, gdy tak fajnie wiało, przywiało przed redakcyjne okno dwie papużki.

I od razu, zagadka! — Do jakiego konkretnie gatunku należą owe ptaki? (podpowiem, że w pytaniu gnieździ się nieprawda).

Nagrodą dla zwyciezcy będzie zwycięstwo, plus możliwość wysłania płatnego smsa do jakiejś fundacji wspomagajacej cegły lub gołębie.

Gołębie odchodzą

Cytata:  ... a pewny jestem tego tak, jak
że dożyję do własnej śmierci.  
Półciężki pięściarz i gangster Dawid K. "Cygan" przed walką

Wstęp: Nie ma co owijać prawdy, że gołębie — tak jak i niektórzy ludzie — czasami umierają. Umieranie wpisane jest w system nieustannej podróży od punktu A do punktu B i — według stanu obecnej wiedzy — żadnemu żyjątku nie udało tego przeskoczyć *. Umieramy w momencie narodzin, rodzimy umierając.
Patrząc na to z szerszej perspektywy to oba te punkty nie istnieją - istnieje tylko istnienie.
I wszyscy jesteśmy wszystkim. Także gołębiami.


Meritum: (Wracając na Wolę)
Kilka dni temu, ponownie spotkałem bidnego, odrealnionego gołębia, który zastygł w bezruchu wciśnięty w ścianę tuż przy dziurze piwnicznej. Ocknał się tylko na chwilę, gdy dostał trochę ziaren. Zaraz potem, wszedł do dziury i wpadł w czeluść.
Sadziłem, że to koniec, ale po kilku chwilach udało mu się jakoś wygramolić. Przycupnął na brzegu otworu, zamknął ślepka i ponownie zapadł w śpiączkę.
Po godzinie, jak wrócilem do domu, ciągle tam był. Dostał ziarna i wodę. Wypił trochę, skubnał parę ziaren i znieruchomiał.
Wracałem tam jeszcze kilka razy. Woda była, pszenica była, gołębia już nie.

Wniosek: Gołębie na Płockiej chodzą w dziurę piwniczna, aby odlecieć na wieczny parapet. 
Wyjaśniła się zagadka sprzed dwóch miesięcy.


Z okazji nadchodzących świąt,
w imieniu redakcji — kolejny numer wkrótce — Lokalnego Obserwatora, 
wszystkim gołębiom składamy nieustannych, 
wesołych stu lat! 

________________________
* nie licząc bogów i wampirów

poniedziałek, 20 września 2010

35. gtwb (o lubieniu)

Co lubię w moim mieście? Zależy, w którym moim? - w tym, w którym mieszkam, czy w tym, które lubię.
Bo w tym, w którym mieszkam lubię gołębie.
Od pewnego czasu przeprowadzam nad nimi drobiazgowe eksperymenty parapetowe.



I jeszcze paru bonusowych gołębi uchwyconych w trakcie ostatnich obserwacji.


Nalot na parapet po dawkę "szczęśliwej papugi" (hapipapugi, jak mówi Aniołek; 1,30 zł w Tesco), potrawy zdecydowanie preferowanej przez obiekty poddawane eksperymentom.

W trakcie konsumpcji. (Proszę zwrócić uwagę na obiekt w dalszym planie, wycofanym na z góry upatrzone pozycje).

To parapetowy gangsta, skrajnie nietolerancyjny wobec współkonsumentów. 
Niestety, nie mogę sobie teraz przypomnieć jego ksywki (ma ją wytatuowaną na karku).

Jeden z obiektów sugeruje, że już nadszedł czas na eksperymenty, bo inaczej zaraz padnie z niedożywienia. Na szczęście, szyba w gabinecie doświadczalnym zazwyczaj jest na tyle brudna, iż mogę udawać, że nie zauważyłem tego typu sugestii.

Rudolf. Podwórkowy odmieniec (w tym roku pojawiło się zadziwiająco dużo rudawej młodzieży)

Batman.


poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Gołąb piwniczny

Ciekawe co było przyczyną tego niestandartowego targnięcia?
Może miał karę? Może przygruchał sobie jakąś kotkę? Bo przesiedział tak kilka godzin.. (mając głęboko poniżej lotek sterujących, że może go coś za nie ucapić).




sobota, 14 sierpnia 2010

Kanałek

 Z cyklu: porozmawiajmy o sztuce krajowej 

Wczorajsze tropienie rozmiarów autorów doprowadziło mnie do podziwiania wystawy stojącej przed urzędem Woli. Sztuka w starym, dobrym stylu, wszystko odrobione do najdrobniejszego detalu, bez zbędnych przekłamań i intrpretacji - i domki, i drzewka, i chmurki a nawet ludziki i zwierzątka. Taka przejrzystość zadowoli nawet najbardziej wybrednego smakosza, z Rezydentem-Komentatorem na czele ;).

Autorami prezentowanych dzieł są A. Ring i B. Tropiło (21 cm, ale należy wziąć pod uwagę, że to suma dwóch członów), którzy sfotografowali obrazy niejakiego B. Canaletta. Zdjęcia prezentują miasto Warszawa w czasach przed zburzeniem jej przez Niemców i mocno kojarzą się z obrazami innego autora - Bernardo Bellotto ps. "Kanałek".

Kanałek, zwany też z włoska przez lingwistycznych snobów "Canaletto", był nadwornym fotografem Stanisława Augusta i utrwalał obrazy metodami tradycyjnymi - farbą na płótnie.

A teraz UWAGA!
Achtung!


Smutna wiadomość jest następująca: Bernardo Belotto z całą pewnością nie żyje bo dawno umarł.

Wesoła zaś: prawdopodobnie żyje jego naśladowca,
ów obfotografowany i wywieszony na płocie B. Canaletto! 

Zagadkowy inicjał "B" może ukrywać typowe polskie imię, np. Bogusław lub Bożydar. Gdyby tylko autor fotografowanych obrazów poszedł nieco dalej
i uwolnił się od pośrednictwa fotografów, skrócił  nazwisko
do chwytliwego "Analetto", mógłby zafurorzyć w klubach gejowskich (np. w "Utopii"), gdzie jego lajfszoły malowania dzisiejszej stolicy oprócz furory zbijałby fortunę. A ponieważ na omawianej wystawie są także fotografie obrazów niejakiego Z. Vogla zwanego "Ptaszkiem"* 
to jako para autorska "Analetto&Ptaszek" byliby nie do przebicia przez inne pary szołmeńskie.
No dobrze, ale co jeśli ktoś zapyta, czy pod literą "B" nie kryje się czasem typowo rodzima Barbara lub Biesia? Wtedy "Kanałek" również mogłaby realizować powyższy scenariusz z "Ptaszkiem"), tyle że w klubach dla przeciętnych tirowców (np. w "Sofii" lub "Kokomo").

Okraszam relację tradycyjnym, polskim slajdem,
Vłala!

fot. Autor zdjęcia ©
fot. Autor zdjęcia ©
fot. Autor zdjęcia ©


Rangę wystawie podnosi fakt, iż jest ona wspierana przez Sztiftung fir Dojcz-Polnisze Zusamenarbajt, partnerują jej Zamek Królewski i miasto Drezno, oraz naklejony wydruk z drukarki z pobliskiego urzędu dzielnicy.

____________
* niestety nie zanotowałem autora fotografii, ani długości jego podpisa.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Czasownik

... czyli ekskluzywny suplement nieba. Tym razem niebu bliższy, wyższy.



Nastąpi badanie czasu od podszewki, wieży od środka, organów od wewnątrz oraz patrznie na Wolę z góry. Będzie też nieżyjący gołąb i dzwon św. Wojciecha.
Wszystko to w kolejnym odcinku opowieści z kościelnej wieży na ulicy Wolskiej.


Zapraszam do przygód. Slajdy na start!

Pokręcone Schody na chór. A na nim organy i dobry punkt obserwacji poziomu wiary.


The Clock room, gdzie czas ma poczwórne oblicze a od wewnątrz upływa w negatywie. To wolski światowid - lokalne robotnicze neopogaństwo ucywilizowane pod patronatem kościoła. 

To tutaj umierają gołębie, których czas dobiega końca.

Potem jeszcze więcej schodów, dzwony i przejście na najwyższy poziom gry.


My jednak rozpraszamy się w cztery strony świata zwiedzając tarasy
i podziwiajac panoramę Woli.

panopanopanopanopanorama E

(kliknij, aby podziwić)



Kończąc oczopojenie, zapisujemy w kajecie obecność na tarasie cegieł z Chylic, Henrykowa i Dreglina.


Wejście na ostatni level, aby stoczyć zwyczajową walkę z Bossem odkładamy na kolejny odcinek przygód z wieżą. 
Stejtuned!


 INFORMACJE PRAKTYCZNE 

Do kościoła św. Wojciecha jest wyśmienity dojazd nawet z najciemniejszych zakamarków stolicy a łącząc użycie pociągu lub PKSu i Dworca Zachodniego
- z najbardziej zapyziałych zakątków globu.

Do kościoła wejść najlepiej wtedy, gdy jest otwarty. Po chwili modłów i kilkuminutowej, niezbyt forsownej rozgrzewce (uważać na mikrokontuzje!) rozpoczynamy naszą pełną niebezpieczeństw wędrowkę.
Przede wszystkim musimy sforsować Drzwi prowadzące na chór. Najmniej wyczerpujący jest wariant, jeśli są właśnie otwarte. Jeśli nie są to wracamy do rozgrzewki modlitewnej i czekamy, aż się otworzą. Jeśli udało się nam już dostać na chór, czekają nas kolejne drzwi: Drzwi Właściwe, drzwi, za którymi już tylko niebo błękitne. Również w tym przypadku musimy się liczyć z tym samym problemem: drzwi mogą być zamknięte. Jednak weszliśmy już co najmniej kilkanaście metrów wzwyż. Ta wysokość jest już zbyt niebezpieczna a włożony wysiłek zbyt duży, aby się teraz wycofać. Używamy więc sposobu indywidualnego i już jesteśmy po drugiej stronie.

W tym miejscu zaczyna się dopiero prawdziwe misterium grozy wchodzenia po schodach: Rozszalale pająki, glizdy, gigantyczne pchły i inne stworzonka, pajęczyny grubości szczura, odrażające farfocle... Wszystko to ma tylko jedno zadanie - złamać w nas żądzę zwiedzania niehigienicznych pomieszczeń!
Jednak przy pomocy modlitwy i różnych sposobów indywidualnych pokonujemy i tą przeszkodę. Droga w górę wydaje się teraz nieco bardziej stabilna, poza ptasim guano żadnych większych pułapek. Już sekundy dzielą nas od szczytowania i wtedy zastępuje nam drogę Nadajnik Telefonii Komórkowej..
Znów znajomy problem: jeśli jest wyłączony, możemy śmiało iść wyżej, jeśli pracuje, to w ułamku sekundy ludzkie rozmowy usmażą nam mózg.. Ponownie stosujemy jakiś sposób indywidualny lub czekamy, aż rozmowy się przerzedzą. O wycofaniu się w tym momencie nie ma mowy jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy chcieliśmy już spękać na chórze. Poza tym, co jeśli otwarte przez nas drzwi są ponownie zamknięte?

Te rozterki, w pełni wynagradza nam wizyta w fabryce czasu - w klokrumie - kolejnym poziomie przygody. Tutaj, w otoczeniu poczwórnych zegarów, można zadumać się nad życiem przyszłem i minionem, uzupełnić zapas amunicji, i zebrać trochę źyć (tip: jedno ukryte jest pod martwym gołębiem). Nie należy jednak zostawać tu zbyt długo, bo czas biegnący z poczwórną prędkością może nas szybko zestarzeć.
Za pomocą rąk lub sposobu indywidualnego otwieramy małą klapkę w suficie - wejścia do wyższego poziomu. Dotarliśmy do bijącego serca wieży - Dzwonnicy. Są tu trzy dzwony i cztery wyjścia prowadzące na tarasy widokowe (lub dalej). Powyżej długa drabinka prowadząca do finału wędrowki.
W tym miejscu mamy też pierwszą tak oczywistą szansę na powrót taktyczny i przegrupowanie sił. Pod pretekstem podziwu dla widokow skaczemy w dół i już po 3 sekundach jesteśmy na dole (tip: przed skokiem lepiej zebrać bonus nieśmiertelności, schowany pod najmniejszym z dzwonów). Wciskamy pauzę i rozpoczynamy przygotowania do walki z Bossem...


PODSUMOWANIE
Truność: 5/10 Grywalność: 8/10 Bonusy: 12 (+ dwa ukryte)

Punktacja:
+ 100 za 2 pierwsze poziomy + 150 za kolejne + 550 za przejście Zegarów + 800 za Nadajnik + 50 za odkrycie martwego gołębia + 10 za likwidację glizdy lub pająka