Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odkrywki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą odkrywki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 31 lipca 2012

Ostatni numer Chłodnej

Odmienne powstańczej rotundzie rozpamiętanie zdarza się obecnie Chłod-
nej róg Okopowej.
Tydzień temu, z wykopu wyskoczył tam fragment kamienicy — prawdopodobnie Chłodna 68 — ostatniego numeru na tej ulicy.


Płyta z piaskowca, kilkadziesiąt kg., kuta "krakowskim strajchem", z zew-
nętrznej strony czerwienią barwiona. Takimi płytami obłożony mógł być parter kamienicy, może brama.. a może to fragment rogatki wolskiej, która rosła tuż obok? Ktowie ktowie...? Różnie bywa.


To jedyna szansa, żeby umówić się przy nieistniejącej kamienicy, zanim wróci do piachu. Dzisiaj jeszcze tam leżała, oparta o kosz na śmieci.

W łikend, gdy redaktorki tam się kręciły, zaczepiła nas sędziwa turystka
z Niemiec, pytając:
— Was machst du denn hier?
— Szukamy kawałków starej Warszawy — wyjaśniliśmy grzecznie.
— Ach jaaa! Fantastisz! Viel glück! — odparła z uśmiechem Niemka
i podreptała dalej, zwiedzać małe getto.

• • •

Spod tej samej łopaty, nieco dalej — na Towarowej — wyszło wejście do kanału.

Betonowe, z żeliwną opaską. Niestety, nie mogliśmy się ustalić,
-przed czy powojene. Skłaniamy się jednak w lata 30-ste. Niezależnie
od datowania, symboliczny przekaz jest jednak dostatecznie wyrazisty.
Juz Jor imadżinejszan.

Podsumowaniem wejścia jest denko od Ujścia, leżące w tym samym miejscu co kamienica.


Jutro Madonna, czuwaj!

piątek, 7 stycznia 2011

Kategoryczna dementacja śmierci Zawiszy


Zaawansowaliśmy się w Zawiszę Artura i śpieszymy zakomunikować,
że Wikipedyści przepisali prawdę: Zawiszę powieszono 26 listopada. Przepraszamy Wikipedystów, bo to małe flegmiątko w ich stronę odbyło
lot bezsasadny.

O egzekucji donoszą dwie gazety
z tamtej epoki: Kurier Warszawski
z 27 XI 1833 r. i Korrespondent (dzień później). Oba tytuły zamieściły identyczny tekst, który kończy się poniższym zdaniem:

"Wyrok powyższy, zatwierdzony przez Głównokommenderuiącego, wykonanym został przepisanym porządkiem dnia 14 (26) b. m.
w Warszawie na zwyczajnym placu exekucji pomiędzy rogatkami Jerozolimskiemi i Wolskiemi o godzinie 9 rano, w obec zebranych widzów".

Zacytujemy go w całości mikro-czcionką, bo warto go poznać nie tylko ze względu na patefon, ale też na niebywale ekspresyjny, pełen słownych zawijasów i wikwitów język tamtej epoki.

UWAGA! Leci cytat:

D. 27. Listopada. — Rok 1833, no. 319, Środa.
Wiadomo już, że zeszłej wiosny, będący za granicą Polscy powstańcy ułożyli zbrodniczy zamiar, wznowienia nowego powstania w tutejszym kraju, który zaledwie począł używać spokojności pod prawym Rządem; aby znowu wciągnąć mieszkańców onego w nieszczęścia wewnętrznych zamieszań. Chociaż bezrozumue pokuszenia tych burzycieli, ze względu przedsięwziętych przez Rząd środków, żadnego nie mogły mieć skutku, jednakże niektórzy z nich wtargnąwszy w granice Królestwa, z uzbroionemi bandami włóczęgów, odznaczyli się grabieżą
i morderstwem, i z usilnością starali się wciągnąć mieszkańców do uczestnictwa swoich zamiarów, lecz będąc prawie wszysey schwytani, na mocy Najwyższego rozkazu JEGO CESARSKIEJ MOŚCI oddani zostali pod sąd wojenny wraz z wszystkimi tymi, którzy im pomogali, lub ich ukrywali, Auditorjat polowy czynnej Armji, roztrząsnąwszy ostatecznie Akta niektórych z tych przestępców, znalazł ich winnymi, według ich własnych zeznań:
— 1) Artura Zawiszę, stanu szlacheckiego, urodzonego w województwie Mazowieckiem, byłego w szeregach rewolucyjnych Porucznikiem, lat 23 mającego; że po przywróceniu w Królestwie Polakiem prawego Rządu, niechciał korzystać a Najwyższego przebaczenia, wydalił się
z powstańcami do Francji, należał tamże do Towarzystw Demokratycznego i Karbonarów, a przy formowaniu w Paryżu przez byłego Podporucznika wojsk Polskich Zaliwskicgo Emissarjuszów, celem wznowienia niespokojności w kraiu Polskim, a chęcią przyiął na siebie, według włożonego planu, tytuł Naczelnika Okręgowego obwodów Sochaczewskiego i Warszawskiego, z głównym punktem miasta Warszawy. Skutkiem tego przybył do Pruss pod fałszywem nazwiskieim Borellii wraz z drugim Emissarjuszem Kalixtem Borzewskim, zebrali bandę z 6 ludzi złożoną, z którą wtargnęli tajnym sposobem w granice Królestwa z bronią w ręku, dla wzbudzenia powstania, mordowania tych, którzy byli wiernymi prawemu Rządowi, i rabowania kass; przy wiosce Radzikach (w województwie Płockiem) napadłszy nocą na stójkę Kozacką, zamordowali 3 Kozaków, dla tego iedynie (iak sam zeznał Zawisza) ażeby odkryć mieszkańcom cel swego przybycia, i zachęcić ich do łączenia się z nimi. Następnie Borzewski, obawiaiąc się z podobnego przedsięwzięcia złych skutków, uszedł skrycie za granicę, zdawszy całą bandę dowództwu Zawiszy, który, niezachwiany w zbrodniczych zamysłach, staraiąc się osobiście wpaiać i wezwaniami własnego układu podżegać spokojnych mieszkańców do dzielenia niecnych zamiarów, powiększył na ten cel swoią bandę do 11 ludzi, zmusił ią do wykonania sobie przysięgi, przedsięwziął przedrzeć się do Warszawy z puginałem i trucizną; a nakoniec przy schwytaniu go w Krośniewickich lasach, dowodząc bandą powtórnego dokonał morderstwa na Officerze, Podofficerze i 2 Żołnierzach huzarów Rossyjskich.
 — 2) Edwarda Szpeka, urodzonego w Warszawie, Podporucznika z wojsk powstańców, maiącego lat 22; źe się wydalił do Francji, w liczbie upornych powstańców, miał udział w przedsiewzięciaeh swego szwagra Zaliwskiego, przyiął naznaczenie być Naczelnikiem okręgowym obwodu Stanisławowskiego, z obowiązkiem spalenia magazynu Pragskiego; że pod cudzem hazwiskłem Wraż i drugini Emtfiissarjuszem Getzoldem przybył do Gallicji, gdzie sa pomocą obywateli Jerzego i Wincentego Tyszkiewiczów, Tomkowicza, Horodyńskich, Horocha, i młodego Tetmayera, sformował bandę włóczęgów z 6 łudzi, uzbroionych podwójnym kompletem palnej broni, z którą w sposobie tajnym przeszedł granice Królestwa Polskiego i zmusił ią do wykonania sobie przysięgi, następnie niespodzianie rozstawszy się s swoią bandą, przybył do Warszawy celem uformowania nowej, przebywał u matki swoiej około 6 niedziel, i oznajmiał przychodzącym o swoich zamiarach, przez co naraził ich na niezbędną według praw odpowiedzialność.
— 3) Stefana Giecołda, rodem znWileńskiej Guberni, byłego Radcę honorowego, maiącego lat 30; że w czasie rokoszu Polskiego, złamawszy przysięgę wierności poddaństwa, wszedł w szeregi powstańców, wydalił się z nimi za granicę, i następnie we Franeji podzielił zamysł Zaliwskiego, przyiąwszy tytuł Naczelnika okręgowego Puszczy Białowiejskiej; że z drugim Emmisarjuszern Szpekem przybył do Galicji, i razem z nim i bandą uzbroioną przeszedł potaiemnie granice Królestwa, a nakoniec rozłączywszy się ze Szpekem, pozostał iako Dowódzca bandy z 4 ludzi złożonej.
— 4) Alexandra Palmarta, rodem z województwa Płockiego obwodu Lipnowskiego, maiąccgo lat 22; ze przystał do bandy wichrzyciela Zawiszy, wykonał mu przysięgę w czynnym udziale dopięcia celu zbrodniczych zamiarów, rozdawał mieszkańcom podżegające proklamacje, i namawiał ich do łączenia się z bandą; wprowadził wielu Obywateli w związki haniebne, i nakoniec miał udział w morderstwie dokonanem przez bandę, którą uięto w Krośńiewickich lasach. 
Za tak ciężkie przewinienia Auditorjat polowy czynnej Armji na mocy praw karno-woyskowych skazał wyż. wspomnionych zbrodniarzy, iak następuie: Artura Zawiszę na powieszenie, Edwarda Szpeka, Stefana Getzolda i Alexandra Palmarta na rozstrzelanie. 
Wyrok powyższy, zatwierdzony przez Głównokommenderuiącego, wykonanym został przepisanym porządkiem dnia 14 (26) b. m. w Warszawie na zwyczajnym placu exekucji pomiędzy rogatkami Jerozolimskiemi i Wolskiemi o godzinie 9 rano, w obec zebranych widzów.

***
Można jeszcze dociekać, dlaczego rosyjskie źrodła, niewiele później, podaja datę 15 listopada i — co ciekawe — skąd pewność, że lokalizacja określana jako "zwyczajny plac egzekucji pomiędzy rogatkami Jerozolimskimi
i Wolskimi" zostało przyklejone do tych pierwszych (stąd późniejsze Plac/rondo Zawiszy). "Pomiędzy" to nie to samo co "przy" (w dodatku Jerozolimskich).
Pewnie jest to gdzieś solidnie obźródłowane, ale... może też pojawia się tutaj malutki cień szansy na postawienie na Towarowej nowego pomnika (makieta szubiennicy lub coś równie spektakularnego).
Wola ma już jedną szubiennicę (na Mszczonowskiej), druga, podkreśliłaby tylko terminalny koloryt tej dzielnicy.

Nie wydalamy się jeszcze od naszego nieśmiertelnego bohatera. Powrócimy za chwilę z jeszcze większą usilnością, w jeszcze dłuższym cytacie,

czwartek, 30 grudnia 2010

Życia Zawiszy

Właśnie wróciliśmy z kolejnej wyprawy na wschodnią stronę sieci. Koledzy Rosjanie mają tam  niewiarygodną ilość pamiątek (z roku na rok coraz większą) i postanowiliśmy, od czasu do czasu, którąś z nich tutaj skonsumować.

Tematem dzisiejszego posiłku będzie egzekucja Artura Zawiszy
na rondzie Artura Zawiszy.



Zdjęcie z czasów legitymacji
studenckiej.
Bohater tego wydarzenia wszedł
do narodowego patefeonu nie tylko
za sprawą żywego w owym wydarzeniu uczestnictwa.
Jego droga w tym kierunku zaczęła się 30 listopada 1830 roku — w dniu wybuchu listopadowego powstania. Przez ponad rok siekł Moskala pęczkami, brał udział w najbardziej medialnych bitwach: pod Ostrołęką i Olszynką Grochowską, za zasługi otrzymał awans na kapitana i Virtuti Militari.
Po przegranej wojnie, oddalił się
z Królestwa na emigrację. Rok później wrócił i po krótkim epizodzie terrorystycznym (organizował partyzantkę na płn. Mazowsza) został schwytany.
A jeszcze 3 lata wcześniej był zwykłym studentem prawa UW...

(Zresztą co my tu będziemy przepisywać internet — po biografię Zawiszy zawsze można sięgnąć tutaj).


Wroćmy zatem na szafot. Wyjmijmy lupkę i popatrzmy z bliska w ten chłodny poranek 27 listopada 1833 roku...

Dochodzi dziewiąta. Przy Rogatkach Jerozolimskich, car ufundował dziś darmowy spektakl: egzekucję byłych powstańców! Rozstrzelani będa: Edward Szpek, Stefan Giedołd i Aleksander Palmart. Ich partyzancki dowódca — Artur Czarny Zawisza — zostanie powieszony.

Właśnie wprowadzają skazańców. Zdejmują im kajdany.
Zawisza, odziany w prosty, więzienny ubiór zaczyna się trząść.

— Chłodno... *) — mówi, bo nie chce, żeby jego oprawcy pomyśleli, iż dygocze ze strachu.

— Czy nie ma tu kogokolwiek, komu mógłbym przekazać swoją ostatnią Wolę? — pyta.

Podchodzi do niego kapitan Masson (adiutant gubernatora Witta, zarazem naczelnik warszawskiej poczty).
Skazaniec mówi głośno i dobitnie, tak, aby wszyscy mogli go usłyszeć:

— Powiedzcie mojej matce, że umieram, bedąc jej godnym synem!

W chwilę potem, padają 3 strzały: skonczyła się egzekucja supportująca — stracono jego podkomendnych.
Zawisza patrzy w ich kierunku i mówi:

— Dlaczego nie umieram wojskową śmiercią?

Pytanie zostaje zignorowane. Za to zakładają na niego "smiertnuju rubachu". Czarny zrywa ją z siebie. Z wściekłością rzuca koszulę na ziemię.
Każą mu się uspokoić. Przyprowadzają księdza.
Ksiądz, wznosi w górę rękę z krzyżem i zaczyna głosić: — Sprawiedliwość
i opatrzność boska...
— Opatrzność i sprawiedliwość! Gdyby one istniały, tego by nie było! — przerywa mu gwałtownie skazaniec i wchodzi na szafot.

Ostatnie jego słowa brzmią następująco:

— Gdybym miał sto żyć, wszystkie bym ofiarował mojej ojczyźnie!

Kat, dźwignia, zapadnia. Kurtyna, koniec przedstawienia. **)
________________________
  *) [ang.: cool].
**) Relację z obserwacji przybliżył nam własnymi uszami jeden jenerał, obecny przy egzekucji.


Ostatnie Zdanie przegryzało się potem latami w sosie Romantycznej Legendy Tradycji Niepodległościowych Uniesień (R. L. T. N. U.) (joł!) i w swej ostatecznej — pomnikowej — formie zabrzmiało nastepująco:

"Gdybym miał STO LAT żyć, wszystkie bym ofiarował mojej ojczyźnie!".

°

Rogatki Jerozolimskie. Fot. Wojciech Kossak.

°

Wróćmy teraz na rondo.
Z przystaku (tradycyjnie) ucieka ósemka, w budzie na przeciwko ktoś właśnie kupuje Najlepszą Zapiekankę w Warszawie, zaś Hotel Sobieski (tradycyjnie) zachwyca nas pięknem i prostotą formy.

Myślimy o dojmującym braku rogatek i ilości żyć bohatera, które zostały mu jeszcze do wykorzystania...

Liczba zaś ma na imię 99.
Trafnie wytypował ją — nomen omen — Piotr Wysocki. Nie jest to autor ataku na Noc Listopadową *), lecz autor bardzo fajnego txtu w Kw. Hist. "Łowiczanin", dodatku do "Nowego łowiczanina", ukazujący się w Łowiczu dla łowiczan **).

My z kolei, możemy tylko lokalnie zmodyfikować ową liczbę na 97. 
Wysocki nie wziął pod uwagę: (a.) życia, które wykorzystał już 400 lat wcześniej Zawisza Czarny z Grabowa oraz (b.) kolejnego życia — życia w trakcie realiacji — Artura Zwiszy z PiSu (dotychczasowe osiągi: tutaj).
_________________________
  *) Chyba.
**) Niestety nie możemy podać bezpośredniego linku. Trzeba szukać tytułu "Szlachetny szaleniec z Soboty"; kwartalnik znajduje się w domenie "projektowanie.stron-internetowych.pl", więc pewne niedociągnięcia są zrozumiałe.

°

Kolejnym uściśleniem jest skąd się wzięło to wikipedyczne "lub" w dacie śmierci środkowego Zawiszy (że zmarł "26 lub 15 listopada").
Wynika to z dwóch kalendarzy funkcjonujących w tamtej epoce: Moskale, jako dzika swołocz, liczyli daty wg, kalendarza juliańskiego, my zaś — jako cywilizowana reszta Europy — wg. gregoriańskiego.
Zjawisko to, przybierajace czasami formę "jak podają inne źródła", wynika
z istoty Wikipedii, którą jest przepisywanie od innych i nie należy się tego czepiać. Po prostu, ktoreś z ogniw pośrednich nie zgłębiło akurat należycie wszystkich mgnień czasu lub zapatrzyło się w napis na łowickim pomniku. Poza tym finalny Wikipedysta zostawił czytelnikom możliwość wyboru pomiędzy datami śmierci Zawiszy (co dobrze o nim świadczy, bo grunt to alternatywa).



My jednak nie połakomiliśmy się na żadną z tych dat. Po ucywilizowaniu Juliana Grzegorzem, zaobserwowaliśmy, iż prawidłowa śmierć urodzonego w Sobocie Czarnego, odbyła się w środę 27 listopada 1833 r.
Niby dzień rożnicy w te, czy wewte nie robi dużego zamętu *), ale, w miarę możliwości, tzw. prawda powinna być staranna.
_________________________
*) Zwłaszcza zmarłemu.

°

Możemy także, pierwszy raz od wynalezienia polskiej sieci, zacytować owe historyczne rondo w oryginale: po rosyjsku. W dodatku będzie to rosyjski sprzed reformy pisowni, co z pewnością ucieszy wszystkich 15 obserwatorów Frontu.

Oto Vłala! (powiększyć literki i delektować się melodyjnoscią staroruskiego tekstu).

°

Казнь Завиши
Завиша повѣшенъ на лобномъ мѣстѣ между Вольсвою и Іерусалимскою заставами, 15 Ноября ст. ст. 1833 года въ 9 часовъ утра. Тогда-же разстрѣлены, въ тоиъ-же самомъ пунктѣ, состоявшіе подъ командою Завиши: унтеръ-офицеръ бывшихъ Польскнхъ войскъ Эдуардъ Шпекъ, помощникъ экспедитора въ бывшемъ Виленскомъ университете, титулярный совѣтникъ Степанъ Гецольдъ и шляхтичъ Александръ Пальмартъ.
Вотъ какія подробности разсказывали объ втой вазви. Всѣ преступники были приведены въ цѣпяхъ. Когда стали ихъ снимать, Завиша, одѣтый въ обыкновенномъ халатѣ, дрожалъ. Вѣроятно для того, чтобы не подумали, что онъ дрожалъ отъ страху, онъ сказалъ окружающимъ: „холодно!" (zimno). Потомъ спросилъ тоже попольски: „Нѣтъ-ли тутъ кого-нибудь, кому-бы я могъ передать мою послѣднюю волю?" (Czy nie ma tu kogokolwiek, któremu bym mógł odkryć moją ostatnią wolą?). Тогда нзъ толпы офицеровъ отдѣлился вапитанъ Массонъ42), адъютантъ губернатора Витта, и подотелъ къ Завишѣ. „Скажите моей жатушкѣ, что я умираю достойнымъ ея сы-номъі" (Proszę powiedzieć mojej matce, że umieram godnym jej!) проговорилъ онъ, такъ что всѣ близь стоявшіе слышали. Въ вто время раздались три залпа: ввзевуція съ тремя товарищами Завиши кончилась. Онъ взглянулъ въ ту сторону и свазалъ: „Отчего я не умираю военного смертью?" (Dlaczego nie umieram woyskową śmiercią?). Стали надѣвать на него смертную рубаху. Завиша сорвалъ ее и бросилъ. Кликнули всендза и предложили ему успокоить осужденная. Ксевдзъ подошелъ съ врестомъ и только что произ-несъ слова: Провидѣніе и справедливость Господня... (Opatrzność i sprawiedliwość Boska) — Завиша прервалъ его и сказалъ: Провидѣніе и справедливость! Еслнбъ они существовали, втого бы не было! (Opatrzność i sprawiedliwość! Gdyby one istniały, tego by nie było!). И затѣмъ пошелъ къ вшавюту. Послѣдними его словами были: „Когда-бы у меня было сто Жизней, всѣ бы ихъ я отдалъ отчизнѣ!" (Kiedy bym miał sto żyć, wszystkie bym ofiarował mojej ojczyźnie!).
Все время передъ казнью онъ стоялъ прямо, поднявъ голову. Товарищи его были несравненно больше смущены, и ни одинъ изъ нихъ не произнесъ ни слова.

___________
Сообщено однимъ генераломъ, находившимся при эизекуція.
Всѣ приведенныя здѣсь слова Завиши онъ слышалъ своими ушами.


°

Będziemy kontynuować dalsze pamiątki oraz tematykę dziwnego powstania, przez Rosjan zwanego wojną. Stejtjun!


niedziela, 26 grudnia 2010

Legiunia na ciepło

Chcielibyśmy ocieplać! 

Ocieplać, niczym wolski urząd rybą w herbie, niczym Prezes
z Rosją stosunki i jak ZTM zimowe tramwaje.

Dzisiaj, za pomocą dwóch kropek i mazaka ocieplimy wizerunek
Legii Warszawa.


W wielu listach, które przychodzą lokalnie pod redakcję Obserwatora, poruszana jest oburzająca bolączka niszczenia elewacji budynków literą "L"
w kółeczku, często łączona z wizerunkiem korony, hasłami oraz napisami
w brzydkim, wrogim języku.

Zazwyczaj redaktor dyżurny przyznaje czytelnikowi rację, ale tłumaczy,
iż jest to wieloletnia tradycja, wpisana na stałe w wizerunek tego gatunku gier zespołowych i nie istnieje żadna skuteczna metoda, aby z tym problemem walczyć — przecież autorzy tych malunków się nie podpisują. Poza tym, sami najwyżsi właściciele stolicy dają temu przyzwolenie, dając pół miliarda na stadion przy Łazienkowskiej, zaś naścienne emanacje kibiców określając mianem graffiti lub street artu (to głównie na Woli).

Jednak — po gorącej naradzie, po burzy wigilijnych umysłów — redaktorki znalazły rozwiązanie: 
Znalazły kropkę! Właściwie, dwie kropki *).


Jest to pomysł na wskroś uniwersalny, prosty w realizacji, ocieplający nie tylko wizerunek dżentelmenów kibiców klubu Legia Pany, lecz — co najważniejsze — przestrzeń miejską, tak gęsto i wulgarnie pomazaną
w ostatnich latach. Poprzmiewa w nim także pomarańczowe echo Alternatywy, czyli czasów, gdy było wesoło.

Wariantów jest bez liku (w zależności od wyniku, nastroju i treści, którą chce się przekazać). Poprosimy w slajdy. 
Vuala! 

Oprócz ocieplania wariantów heroicznych i martyrologicznych, można ocieplać okazjonalnie — w święto 3-ch Króli, z okazji nowego roku, czy też rozpoczęcia nowej kolejki ligowej.


Dla ocieplających ambitnie lub sentymentalnie pozostają warianty złożone.
(Poniżej propozycje ocieplające kultowego Kazimierza Deynę).



Obserwatorzy, pracują obecnie nad kompletnym stajlbukiem fejsliftingu litery "L" w kółeczku (kierując się za przykładem wskazanym przez UDz Wola). Będą CMYKi, pantony i inne gadżety.

Hononrium prosimy złożyć w ofierze redakcyjnemu kontu. Ponieważ cierpimy na permanentne niedofinansowanie, zadowoli nas 1/10 kwoty przeznaczonej na budowę nowego stadionu Legii.

____________________________________
*) Znając życie, ktoś już te kropki dawno wymyślił. Kropka nie nastręcza dużych trudności
w wymyślaniu. Poza tem, jak już wielokrotnie powtarzaliśmy, jesteśmy tylko cieniem tych, co przed nami (a w ujęciu całościowym — jak mawiał Proximo — jesteśmy tylko "shadows & dust").




wtorek, 7 grudnia 2010

Nazi Observer

Po odejściu lumixa, Obserwatorzy wertują się lokalnie starymi księgami, zrzucają ekranami aby ten sposób kompensować brak potencji rejestracyjnej. Trafiają tam na rożne ujęcia, różne kąty i niezwykłe niedowiary. Jednym słowem: rozpoczynamy nowy cykl!
W dzisiejszej obserwacji, będziemy tropić nazistów, aby im wyciąć
Skawinę na czole.

Nazista ma na imię Arthur, na nazwisko Greiser, na imię drugie Karl.

To człowiek wielu zajęć i zaintersowań: był żołnierzem Wielkiej Wojny, kierowcą samolotu, kierowcą taksówki i motorówki oraz holownikiem wycieczek po Gdańsku. W czasie wolnym, zajmował się złością na Polaków.
Raczej mu się nie wiodło...
Do momentu, gdy nie wyciągnęła się poń narodowosocjalistyczna dłoń partii i nie został doń przez dłoń przyjęty w 1929 roku. Zaczynał karierę z pozycji
o numerze 166 635. Z biegiem czasu, malał dystans dzielący go od lidera — członka partii z legitymacją nr 1. W '31 r. Greiser wstąpił do SS (egzamin
z kota zdał celująco). Błyskawicznie przemknął przez wszystkie szczeble esesmańskiej kariery — od szturmfirera do obergrupenfirera. Równolegle robił blitzkotliwą karierę polityczną: w 1934 roku został szefem gdańskiego senatu a w '39-ym — namiestnikiem Gału Warty. Wielkopolska pod jego rządami została zrdukowana do podwielkopolski. O kilkaset tysięcy została zmniejszona również liczba ludności.

Obecnie Gauleiter Greiser ma 113 lat a od 54 lat jest zupełnie martwy. — Karierę zakończył w 1946 roku poprzez publiczne przerwanie rdzenia kręgowego na stokach poznańskiego Fortu Winiary. Wielotysięczny tłum świadków tego wydarzenia przyjął je
z olbrzymim aplauzem; kiełbaski sprzedawał niezawodny G. S. P. Dibbler, zaś kat, który obsłużył szubiennicę, jeszcze tego samego dnia wydawał numerki w poznańskim "Mulęróż".  

A teraz nastąpi zrzut na ekran z całostronicowej reklamy. Vłalaaaaa!


Reklama jest z 1923 roku. Gdyby przełożyć ją na nasze realia, to makler tranzytowy z Długiego Targu 42 Greiser musiałby za nią zapłacić ok. 200 tys. zet (wg. cen najbardziej pazernej reklamowo Wyborczej).
To gdzie tu ta bieda Graiserowa?
BTW, droga od kakao z ryżem do namiestnika Warthelandu jest imponująca. Ale każdy gauleiter musi przecież od czegoś zacząć
(np., ci współcześni, zazwyczaj zaczynają od styropianu lub palenia opon
ze zbożem).

Dziwne, że nikt tej reklamy nie spostrzegł.. (lub spostrzegł, ale Obserwatorzy nie spostrzegli tego spostrzeżenia).

Następne Skawiny niebawem.


czwartek, 25 listopada 2010

Wczorajszy Julian Juliusz Orion



Na początek szybkiego wejścia to co Lokalni lubią najbardziej: nocniki
z Oriona! (powyżej)

A teraz telegraficznie smutna informacja:
Wykopki na Orionie się skończyły [stop]. Zaczęły się zakopki [stop]. Archeonauci potwierdzili stwierdzenie, że Ordon eksplodował Na Bateryjce
i zaczęli zakrywać odkrycie. Łopaty poszły w ruch, zebrne artefakty
do punktu skupu a kości do zupy. Być może, wrócą tu za rok na szerszą skalę: ze sprzętem ciężkim i — przyspieszającym kopanie — trotylem).
Teraz na Na Bateryjkę może śmiało powrócić "grono entuzjastów".

Archeologiści R. & M.
(+ pies do wykrywania kości)
w trakcie zakopków.


Wczorajszego dnia nastąpiło również spotkanie na wysokim szczeblu dwóch pokoleń bakteryjkowców: powojennego pana Wu z przedwojennym panem S. Terabajty danych (detali, smaczków, anegdot) były tak przedziwne i promieniował od nich tak urodziwy blask, że trudno je było przetworzyć w jedno listopadowe popołudnie.


Poza tem, sama NaBateryjka wciąż generuje tak silne pole przedziwności,
że nie da się tego w żaden sposób skosumować na raz (streszczenie podpunktowo, żadne tam "mini-max" nie wchodzi w grę).
Dlatego: — Stejtjun! — Kolejna porcja syntezy już niebawem!
(i będą wreszcie te obiecywane mapki, bo słuchacze się o nie wypominają).

czwartek, 18 listopada 2010

Warschau Westbahnhof


Taki obrazek zawsze chciałem spostrzec.

Archipelag kolejowy ciągnący się od Głównej, przez Zachodnią, Odolany
i dalej na zachód mam wyssany na wylot. Wiele przygód, wiele rejestracji, obrazy samobojców dyndających na kładce nad ulicą Przyce, widoki płonących parowozów w Pasie Oriona, wiele konwersacji i powikłań z szokistami...
Jednak nigdy nie widziałem widoku Zachodniej z tych trudnych, brudnych czasów okupowanej nocy. 
Niemce głównie i nagminnie fotografowali się na Głównej — na Warschau Hauptbahnhof (tzn. na tej Głównej, którą wysadzili w '44tym, nie na tej, którą opiewał Młynarski). 
Wczoraj powyższy obraz z cicha pękł mi na monitorze. W dodatku jest dość spektakularny, bo obrandowany (gdyby nie tabliczka miejsce byłoby raczej nie do zidentyfikowania).


Na Zachodniej wciąż jest ta sama liczba peronów, nie zmieniła się ich konstrukcja (konkretnie dwa z nich są identyczne jak na wojennym zdjęciu), wciąż stoją tam te same słupy trakcyjne.
Jednak nie udało mi się odszukać miejsca z oryginalnego ujęcia.
W grę wchodzą tylko 2 skrajne perony. Strona północna odpada, bo musiałyby być widoczne bańki gazowni (zdj. wyżej) a strona południowa
(w kierunku Ochoty) jest tak przebudowana/zabudowana, że nie ma szans na skopiowanie ujęcia.


Zakładam, że Niemce patrzyli właśnie w tym kierunku i te budynki, które tam widać mogły stać mniej więcej w miejscu, gdzie teraz jest Rondo Zesłańców Syberyjskich. Może jedna z nich to ta samotna kamieniczka, która stoi sobie "Na Bateryjce"?...
Może być też zupełnie inaczej.
Zresztą jakie to ma znaczenie, skoro wojna się już podobno skończyła. 


niedziela, 7 listopada 2010

Dia de los muertos.

Dzień pierwszy. Przygoda pierwsza — z przyrodą.

1 listopada, redaktorki pojechały odwiedzić familię mieszkającą na Cm. wawrzyszewskim i zapalić niebieską lampkę. Wracając zwiedziły odruchowo wykop ciągnący się wzdłuż Wólczyńskiej. Znalazły:  dwie ciekawe cegiełki i wielką bryłę czegoś, co po pobieżnym oczyszczeniu okazało się gąsiennicą, zaś po dalszej identyfikacji trzema ogniwami gąsiennicy Panzer IV.


Pomimo, że redakcja z grubsza jest niezaskakiwalna to znalezienie kawałka niemieckiego czołgu w Warszawie 2010 jest jednak dość zaskakujące. Obok tłumy ludzi zmierzające na cmentarz, na przeciwko Leklerk a poniżej czołg.

Następnego dnia, redaktorki ponownie stawiały tam lampki i przy okazji poszły zerknąć, czy na Wólczyńskiej nie ma czołgu dalszego ciągu. Niestety, z lekkim żalem stwierdzono, że dół jest zasypany i czołg w nocy odjechał..



 DANE TAKTYCZNO-TECHNICZNE 

Taki sam typ gąsiennic — Kgs 61/400/120 — używało wiele faszystowskich pojazdów skonsumowanych na bazie Pz.Kpfw IV, np. Stug, Jagdpanzer, Hummel, Brummbär, itd, także może to być niekoniecznie pamiątka po Panzer IV. Np. Brummbär szalał po Warszawie w sierpniu 44, Stugi też.


***

Dzień drugi. Przygoda druga — Decoy.

2 listopada, w Todos Santos, redaktorki wybrały się także na cmentarz kalwiński, niosąc niebieskie światełko dla Kazika G.
Ze względu na to, że ostatnie piniądze z redakcyjnej kasy poszły na znicze, redaktorków skręcał dojmujący brak nikotyny (redakcja pozbawiona oparów dymu papierosa to żadna redakcja). Idziemy jednak twardo Młynarską, dumamy o braku dymu, myślimy o pustce w płucach. Modlimy się po cichu o hojność nałogowych ewangelików.

Wtem! — jak mawia Tytus — na chodniku pojawia się calutka paczka Winstonów!


O Wszyscy Święci! O Kazimierzu Gie! Aż na taką hojność nie liczyliśmy!
Mogliście co prawda wyczarowywać Kamelelajty a nie mentole, ale i tak Wasza cudowna przesyłka jest radością nieocenioną!
Natychmiast zapalamy fajkę, bierzemy pierwszego, głębokiego macha i dostajemy gwałtownego ataku kaszlu.. Z pośpiechu zapaliliśmy filtr. Bierzemy następną fajkę i.. to samo! Przyglądamy się uważnie papierosom. Okazuje się, że mają filtry z obu stron, właściwie to jeden długaśny filtr owinięty w bibułkę. Cała paczka to atrapa, złośliwy decoy, drwina z uzależnionych.
A już na skutek tego cudownego, odgórnego wstawiennictwa redaktorki chciały wrócić na łono..
Zabraliśmy je do redakcji jako cudu świadectwo.

***

Dzień drugi. Przygoda trzecia — burger.

Wieczorem poszliśmy w intrtesach na getto. Po uzupełnieniu zapasu nikotyny poszliśmy przy okazji spojrzeć w Muzeum Historii Żydów. 


Historia Żydów pnie się w górę, intrygując i ciekawiąc. Na tym etapie przypomina jeden z lewelów Quejka, co przyjęliśmy życzliwymi oklaskami.

Przy Pomniku Bohaterów Getta znaleźliśmy pożydowski artefakt — pohamburgerowe pudełko z pierwszej dekady XXI w. Wzięliśmy je jako egzotyczną ciekawostkę i kontrapunkt dla naszej kolekcji szczątków getta XX-wiecznego.



środa, 18 sierpnia 2010

Rozsądna alternatywa

W związku 
z gwałtownym spadkiem temperatury, 
dzielnica Wola proponuje
szybkie i gładkie rozwiązanie narodowego supła, 
który się zapętlał grubymi nićmi 
przez ostatnie tygodnie.


Na Odolanach
, na ulicy Ordona (tak, tak - to ten od pieśniarki Ordonówny) marnuje się bardzo solidny i niezwykłej urody krzyż. Jest cały z żelaza i bardzo solidny. Formalnie nieco archaiczny, lekko hasiorowy, lecz przy panującym obecnie relatywiźmie estetycznym i po dodaniu treści, którą klarownie symbolizuje, jest krzyżem wręcz idealnym.

Lokalizacja jest niezwykle atrakcyjna. - Odolany zarastają obecnie nowymi osiedlami, powstają nowe banki, sklepy, place gier i zabaw, burzy się stare, nikomu już niepotrzebne fabryki, wyludniają się całe ulice i tzw. obskurne rudery. Nowi odolanie będą potrzebować symbolu spajającego ich lokalną społeczność a także magnesu przyciągającego tutaj wszystkich Polaków. Czy istnieje lepszy symbol niż ten?

Przyjrzyjmy się także jego arcypolskiej historii.
Najprawdopodobniej ten właśnie krzyż przekazywał przed wojną energię elektryczną pobliskiej fabryce "Visa", Lilpopa, przędzalni "Wola" i wielu innym fabryczkom i zakładom,
w których uczestniczyły nasze pradziady...
A nie jest wykluczone, że jego historia sięga jeszcze głębiej...
- być może przekazywał prąd powstańcom listopadowym, królom elekcyjnym i wiatrakom holenderskim? kto wie...

Dodatkową atrakcją miejsca jest pobliska obecność na ul. Kasprzaka słynnych rzeźb do samodzielnego montażu, które stoją tam od lat 60tych ubiegłego stulecia i wciąż na coś czekają. Być może otwarcie krzyża na ul. Ordona również dla nich okaże się wielką szansą na podniesienie oglądalności? Tym bardziej, że zarówno krzyż, jak i niektóre rzeźby są zadziwiająco spójne formalnie.


 Był to specjalny dodatek do Lokalnego Obserwatora, którego następny numer ukaże się lada dzień i noc.